Pod ziemie : Rozdział 1.

96 6 2
                                    

           Czyli wielkie WTF.

Kiedy wreszcie,, wylądowałam"
zdałam sobie sprawę, że coś tu nie gra. Głównie dlatego, że wszędzie dookoła mnie było niemalże kompletnie ciemno, a podczas mojego spadania był środek dnia.
Poza tym strasznie bolały mnie plecy i głowa. Leżałam na ziemi w prawie kompletnej ciemności, kiedy nagle usłyszałam nad głową jakiś szum.
- K-kto tam jest?
Oczywiście cisza.
- No po prostu wspaniale. Teraz mnie coś zabije, i i tak nikt mnie nie usłyszy ani nie znajdzie moich zaśmierdłych zwłok. - pomyślałam.
I w tym samym momencie znowu coś zaszumiało. Nie namyślając się dłużej cała obolała wstałam na równe nogi. Wyciądnełam z kieszeni bluzy scyzoryk i otworzyłam go na nożu. A zaraz potem wyciągnełam z drugiej kieszeni finkę (nóż harcerski). I tak oto zaopatrzona w dwa tempe noże i mętlik w głowie stałam ,, gotowa " do walki.
- Kto tam jest? - powtórzyłam jeszcze raz.
- Wychodź w tej chwili
b-bo zabiję! - tak, wiem, genialny tekst na odstraszenie, ale nie wiedziałam, co innego mam powiedzieć.
Nie każdy na codzień spada kilka metrów w dół i budzi się nie wiadomo gdzie i po, co.
- Kim jesteś? - zapytała ciemność
(tak w zasadzie to ktoś o to zapytał, ale nie było tego czegoś widać w ciemności)
- Ale, że ja?- rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę, że tylko ja tu stoje sama jak kołek.
- No, nie tamta ściana. Jasne, że ty?
- Eee...więc. Ja jestem Skarlet i...
- Jesteś naszą zakładniczką!
- Że co, prosze?
Nie powiem wam, co stało się potem, bo ostatnie co pamiętam z tamtej sytuacji to coś lub ktoś czieżki spadający mi na barki.
Odzyskałam świadomość jakiś czas później. I znowu znalazłam się w dziwnej sytuacji. Aktualnie siedziała na ziemi, przywiązana do jakiegoś pala. Ręce miałam związane z tyłu i jak się później okazało ci ,, ludzie" zarekwirowali mi broń.
- Mów nam kim jesteś, z kąd przybywarz, co tu robisz i jakie
masz zamiary. - powiedział ochrypłym głosem jakiś człowiek ubrany w futro szarego zwierzęcia. Wyglądał mi na jakiegoś wodza czy coś. Wiec ja oczywiście.
- O wasza futrzasta mość! Ja nazywam się Skarlet Sea. Spadłam tu z góry. I nie mam pojęcia co tu robie.-uśmiechnęłam się lekko.
- Intruz. - zawołało kilka osób.
- Wygnać!
- Dać na pożarcie!
- Cisza!!! - zarządał wódz.
- Mogę mieć kilka pytań?
- Mów więc. - powiedział wyraźnie zaciekawiony moją obecnością tu.
- Po 1. Mogli by mie państwo zorwiązać? Bo mi już chyba krew do dłoni nie dopływa.
- Rozwiązać więźnie! - wrzasnoł na cały głos.
W tym samym momencie podbiegł do mnie wartownik z maszetą i przecioł nią sznurek którym byłam związana.
- Wstawaj i podejć tu Sea! - wrzasnął wódz.
Nie wiedząc zabardzo, co się dzieje podeszłam.
- Siadaj.
- Ale gdzie? Tu nie ma rzadnego krzesła.
Mężczyzna rozejrzał się do okała, poczym uderzył stopą o podłoge, i kamień znajdujący się jakieś trzy metry dalej przysónął się tak żebym mogła na nim usiąść.
- To kim wy jesteście?-spytał zaciekawiona.
Nikt nic nie mówił. Wszyscy się tylko na mnie gapili.
- Ta.... To kim pan jest?- byłam jeszcze bardziej zdumiona.
Wódz patrzył się jeszcze na mnie przez chwilę poczym roześmiał się.
- Ty nie wiesz, kim ja jestem?
- No nie wiem, dlatego pytam. - odpowiedziałam zmieszana.
- Własna bratanica mnie nie poznała, co to za czasy?
- Eeee.... o co pany konkretnie chodzi, bo nie rozumiem. Jaka bratanica?
- To ty nic nie wiesz? - mężczyzn spowarzniał i ze zdziwieniem wpatrywał się we mnie.
- Znaczy się wiem tyle, że nic nie wiem.
- Ale ty tak na poważnie?
Nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Jaka bratanica, o czym miała bym wiedzieć - myślała nad tym tak mocno, że nawed nie zauwaważyłam kiedy do pokój wszedł jakiś nastolatek może około szesnastu lat.
-Nico oprować kuzynkę po domu.
- Dobrze, tato. - odpowiedział chłopak (który zdecydowanie miał depresje).
Byłam na tyle zdenerwowana, i szokowana, że jedynym zdaniem jakie mogłam z siebie wydusić to:
- Ja nigdzie nie pójdę z chodzącą depresją dopuki Pan mi nie wytłumaczy co tu się dzieje!

Trzy Światy [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz