Rozdział. 22

33 3 0
                                    

Pomocy mutant atakuje

Cały ratusz zaczął powoli płonąć.
Widziałam jak moi przyjaciele próbują walczyć z tym monstrum, nie skutecznie.
Chwyciłam więc w biegu za prezent od ojca, krzyknełam zaklęcie i wbiegłam na pole waliki.
-Skarlet! - krzyknął Ben biegnąc w moją stronę-Uważaj!
Chłopak podbiegł do mnie i odepchnął. Gdyby nie jego szybka reakcja ty by zemnie został smażony kotlet niżeli heros.
To ogromne coś zaczęło się miotać, ziać ogniem i pluć jadem. Prawdziwy kombo odpał.
Nie mieliśmy najmniejszych szans na wygraną. Wszyscy schowaliśmy się za jeden z filarów budynku którego jesze nie zniszczył.

-To co robimy? - zapytałam.
-Musimy wymyślić jakiś plan. - stwierdziła Leslie.
-To jaki jest plan? - zapytał Ben.
-Będziemy walczyć. - odparł Nicho.
-A może na dobry początek, uratujemy tego oszołoma co żucił się na mutanta? - zaproponowała L nerwowo patrząc się za kolumne.
Popatrzyłam się tam gdzie ona i zobaczyłam mojego kuzyna.
Bez namusłu zaczęłam biec w jego kierunku.
-Mike ja rozumiem że jesteś ode mnie o rok starszy, ale to nie powód żeby ruszać na tego bydlaka w pojedynkę! - krzyknęłam.
Tuż za mną usłyszałam głos Les. - Skarlet poczekaj!
Stanęłam. Dziewczyna podbiegła do mnie i obydwie zaczęłyśmy biec w stronę monstra.
W sumie mój kuzyn nie źle dawał sobie rade w odsłudze ogromnej metalowej śruby,ale i tak wolałam mu pomuc.
Lesli podbiegła do potwora i dźgneła go kilka razy w noge. Ja zaczęłam się wspinać po rasztkach ściany, żeby wskoczyć na plecy mutanta. Zauważyłam że Ben i Nicho również postanowili przyłączyć się do
,,zabawy". Ben podleciał do góry chwycił mnie za kaptur od bluzy i rzucił na plecy potwora. W tym samym czasie raszta osób próbowała zranić bestje,a ja starałam się rozciąć trójzębem kark zwierzęcia (o ile oczywiście można to tak nazwać).
W końcu Mike'wi udało się trafić śrubą w oko bestji. Stwór zaczął przeraźliwie wyć po czym łabą zrzucił kawałkiem ściany w chłopaka.

Nagle (kiedy ceglana bąba była już blisko głowy Mika) przed chłopakiem pojawił się cieć który bez problemu odrzucił zegłę na bok.

Wszyscy patrzyliśmy się na to oszołomieni.

Bestja jednak nie dawała za wygraną i po chwili chwyciła w pasie Leslie i uniosła ją do góry.
Dziewczyna zaczeła walić w pięćś potwora (ale chyba wszyscy wiemy, że to zazwyczaj nie pomaga).
-Les!-krzyknął przeraźliwie Iron.
Po chwili chłokak wyrwał jakiś drut z resztek otynkowanej ściany i rzucił nim w potwora z krzykiem:
-Ty gnoju oddawaj mi w ty monęcie Leslie!

Niestety (lub stety. Jak kto woli) monstrum zrobiło unik, co unikło mojej uwarze. Przez co prawie dostałam drutem w głowę.

-Nic mi nie jest. -krzyknęłam.
-Wybacz! - odparł Iron.
W końcu mi się udało i zraniłam potwora w kark, bestia ryknęła przeraźliwie po czym zaczęła chodzić nichym pijany człowiek.
W pewnym pomęcie potwór puścił Les z uścisku i dziewczyna zaczęła spadać. Kiedy już prawie spadła na ziemie, Nicho ją złapał.

Po paru sekundach bestja wylądowała z łoskotem na ziemi, a ja(jak na prawo grawitacji przystało) wylądowałam na twarzy na jej łuskowatym grzbiecie, i przy okazji zraniłam się w wargi. Odzknełam się po jakimś czasie w oparach dymu.

-Nic ci nie jest? - zapytał Mike podbiegając do mnie.
Powoli uklękłam i odwruciłam do niego głowe.
-Żyje. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni. - odparłam - A teraz... pomógłbyś mi wstać?

-Skarlet, dzięki bogom nic ci nie jest!-krzyknął Ben biegnąc w moją stronę. Kiedy już do mnie dobiegł przytulił mnie po czym popatrzył na Mike'a. -A kim ty jesteś? - zapytał szycząc.
-Ben to jest Mike. - powuedziałam uwalniając się z jego uścisku - Czyli mój kuzyn, od strony mamy.
Ben milczał.
-Te... jak ci tam. - krzyknął Iron idąc razem z L w naszą stronę -Jesteś synem Hadesa?
-Raczej nie. Tak mam od dziecka, ale tą, cechę odziedziczyłem po mamie... - odparł Mike drapiąc się po karku.

Zaczeliśmy kierować się w kierunku domostwa Misterys'ów (czyli rodziny która przygarneła Mike'a).
Odwruciłam się żeby zawołać Ben żeby się pośpieszył. Zauważyłam, że chłopak stoi w miejscu gdzie przed tem leżał potwór (bo teraz to już wuparował), chłopak po chwili schylił się i podniósł z ziemi jakiś święcący przedmiot, który wyglądał mi jak jakiś medalion.
Potem schował pośpiesznie medalion do kieszeni bluzy. Z jego zachowania wywnioskowałam, że nie chciał żeby ktokolwiek o tym wiedział.
-Ben idziesz? - krzyknęłam
-Już! - odparł chłopak i pobiegł do reszty.
Przeszłam kilka kroków przed siebie i usłyszałam za plecami głos.
-Już się cieszę, że mnie odwiedzisz. - powiedział szeptem
-Nic z tego Kronosie. - odparłam szeptem.
Jedyne co potem usłyszałam to śmiech dziatka nic nie mówił.

Trzy Światy [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz