Rozdział. 21.2

25 3 0
                                    

Spotkanie z Mike'm
(punkt widzenia reszty)

Słowem wstępu: perspektywa widzenia jest od momentu wejścia do ratusza. I opowiadana będzie z punkut widzenia Beniamina. Dzięki to na tyle miłej lektury.

Skarlet wbiegła przed nami do ratusza i nikt  (mimo usilnych prób) nie mógł jej dogonić.
-To co robimy? - zapytałem zdyszany.
-Ja proponuję... - zaczął Nicho dysząc - dowiedzieć się o co tu chodzi.
Przytaknąłem.
-Ale jak my się niby dostaniemy na trzecie piętro?-zapytała Les.
Popatrzyłem na Nicho, on na mnie, a potem w dwójkę popatrzyliśmy na Les.
-Um... - zacząłem -... proponuje zapytać się jakiegoś pracownika.
-Może go ?! - zapytała córka Aresa wskazując na wysokiego mężczyznę. Mężczyzna ubrany był w strój typowy dla ochroniarza(zapewne pracował tu jako ochroniarz), był wysoki i zgolony na jeża. Oczu nie było mu widać ponieważ przykrywały je prostokątne, przyciemniane okulary.

Przegłosowaliśmy, że to ja mam iść i z facetem porozmawiać.
-Em.. Dzień dobry. - zacząłem jąkając się.
Mężczyzna nic nie powiedział, tylko popatrzył się na mnie i poprawił okulary.
-Czy mógłby pan nas zaprowadzić na trzecie piętro ratusza.
Mężczyzna naglę zdębiał, po czym popatrzył się jesze raz na mnie i na moich przyjaciół.
-Chodźcie za mną - szepnął i wykonał gest żebyśmy za nim poszli.

Szliśmy teraz stromymi, wąskimi, krętymi schodami. A im wyżej byłyśmy tym bardziej bolała mnie głowa.

Na szczycie owych schowów znajdował się mały pokoik do którego mężczyzna kazał nam wejść. W pomieszczeniu nie było nic oprucz starego lustra. Które było ledwo co widoczne z powodu niemalże całkowitego braku światła. Jedynym jego źrudłem było malutkie okienko umieszczone na ścianie położonej na prawo od przedmiotu.

Samo lustro było owalne a jego rama przypominała mi włażące na siebie pozłacane węże o szmaragdowo, rubinowych oczacz. Jeden z węży (umieszczony na szczycie lustra) jako jedyny miał otwartą paszczę.

Staliśmy w trójkę prosto przed lustrem, a ochroniarz stał za mną.
Nagle mężczyzna poklepał mnie po ramieniu. Odwruciłem.
-Trzymaj. - powiedział wręczając mi jakąś starą monetę.
-Co to jest ? - zapytałem chwytając za pieniążek.
Aktualnie trzymałem w reku okrągły kawałek, pozłacanego metalu.
Nicholas popatrzył się na mnie, a po chwili na monete i zaczął się w nią wpatrywać.
-Czy to nie jest przypadkiem drahma? - powiedział pokazując na metalowy krążek.
Mężczyzna kiwnął potwierdzająco głową.
-Mój brat ma takie w skrzynce w swoim  pokoju. - powiedział chłopak z nostalgią w głosie.
-Ale co mam z tym zrobić? - zapytałem w ciąż nie udysfakcjonowany z odpowiedzi.
-Wrzucić to do paszczy węża. -odpar ochroniarz.

Powoli podeszłem do lustra. Stanołem na przeciwko metalowej ramy i popatrzyłem się przez ramie. Przyjaciele patrzyli na mnie w milczeniu i lekko skineli głowami. Odwruciłem się więc i wrzuciłem drahme do ust gada.

Nagle cała ziemia zadrżała, a w odbiciu lustra zobaczyłem jakąś młodą kobietę.
To była Persefona, żona pana umarłych. Persefona miała naprawdę bladą karnacje (nic dziwnego z koro pół roku siedzi w ciemnościach pod ziemią), jasno niebieskie oczy i ciemne, lokowane włosy sięgające jej do ramion.

-Ooo.... a kto to do mnie dzwoni - zaczęła,, słodkim "głosem - czyżby nie mój paśierb, córka Aresa i syn Zeusa.
-Tsaaa...ciebie też miło widzieć - skwitował Nicho.
Dziwnie się poczułem Nicho tak samo jak Persefona wyrażali się o sobie na wzajem z lekką odrazą.
-A gdzie jest ta wasza córka Posejdona?! - zapytała kobieta wręcz szycząc.
-Nie wiemy. - odparła Leslie z pokorą.
Persefona przez dłuższy czas milczała, ale zraz potem zaczęła.
-Więc po co tu dzwonicie? - zapytała chłodno.
-Wezwałaś nas tu ciociu. - odparłem.
-Ah ,no tak miałam wam przekazać. - Persefona udawała że zapomniała po co do niej dzwonimy-Uważajcie na Kronosa. Ponieważ z dnia na dzień staje się coraz silniejszy dzieki jego dziecią. Jaśli go nie powstrzymacie  do najbliższego zaćmienia to cały świat po prostu zniknie.
-Że, co proszę? - zapytałem ze zdziwieniem.
-To na tyle. Pa pa. - odparła bogini.
-Hej czekaj! -zawołała L próbując powstrzymać Persefone, ale było już zapuźno. Lustro z powrotem pokazywało nasze odbicia.
Jedyne co mnie w tedy zdziwiło to dziwny uśmiech ochroniarza.

Zaczeliśmy  schodzić
z

powrotem na dół. Kiedy byliśmy już w połowie drogi poczułem dziwny niepokuj, a jednocześnie ogromny przypływ energi.
-Ej wam też zaczeło tu śmierdzieć tak jagby... jakąś zgnilizną? - zapytał Nicho zatykając nos.
-Racja. - przytaknąła Les.
Odwruciłem się za siebie i zobaczyłem ogromnego, ośluzgłego potwora. Stwór nie miał ani źrenic ani tęczówek, miał tyko puste żółet ślepia, zielone łuski, ostre kły ociekające jadem.
-W nogi! - krzyknęłem ponaglając reszte.
Zbiebluśmy po schodkach najszybciej jak się tylko dało i zablokowaliśmy przejście do schodów.
Wbiegliśmy do holu ratusza, Les podbiegła do głównego biurka, wyrwała sekretarce mikrofon i krzyknęła,, Jeśli życie wam miłe to radziła bym wiać i to natychmiast.
W tym samyn momencie potwór wywarzył blokade i wszyscy ludzie wybiegli z krzykiem z budynku. Bestia nagle zaczeła ziać ogniem i miotać się przy okazji rozwalając niemalże cały ratusz.
W tedy z oddali zauważyłem Skar pędzącą z jakimś chłopakiem. Poczułem w tamtym momencie jagby coś się we mnie gotowało.
Nicho widocznie też zauważył Skarlet bo krzyknął:
-Pomocy mutant atakuje!

Trzy Światy [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz