Rozdział. 21

34 3 1
                                    

Spotkanie z Mike'm.

Zaczęło się od mojego dziwnego snu.
W śnie tym biegłam po plaży, z niewiadomych przyczyn wskakuje do morza i zaczynam w nim pływać(pomimo późnej pory). Podczas mojego pływania coś chwyta mnie za kostke i zaczyna ciągnąć w dół, a ja nic nie mogę z tym zrobić . Gdy w końcu opadłam na dno zaczynam słyszeć jakieś szepty do okoła głowy i nagle jak grom z nieba słyszę śmiech Bena
-,, Ha ha. Udało mi się. Po tylu latach, w końcu mi się udało. Nareszcie. "
Potem widzę go zbliżającego się w moją stronę z mieczem w ręku.
Teraz wszystkie szepyt stają się słyszalne. To nie były szepty tylko krzyki mojego i nie mojego rodzeństwa. Wołali na zmiane żebym albo im pomogła albo uciekała gdzie pieprz rośnie.
A ja nic z tego nie rozumiałam.

Nagle nad głową usłyszałam :
-Skarlet! Skar, halo?!
Obudziłam się.
Nad moją głową stał Nicho, a po jego mine widoczne było zmieszanie pomieszane z próbą nie wybuchnięcia śmiechem.
W końcu chłopak nie wytrzymał i wybuch głośnym śmiechem.
-Z czego się śmiejesz? - zapytałam zmieszana i zła (bo czułam że śmieje się ze mnie).
-Z ciebie! - krzyknął
-Wiedziałam. - skwitowałam i poczułam jak mi coś w krzyżu łupło. - Emm... pomożesz? Bo mnie plecy bolą.
-Nic dziwnego. - prychnął - Wyglądasz jakbyś spadła z dziesiątego piętra.
-Że co? - zapyałam zmieszana.

Chłopak miał rację. Wyglądałam jagbym spadła z czwartego piętra. Widocznie podczas snu musiałam wiercić się to tego stopnia, że wyglądam jak wyglądam.

-Dobra ludziki. - krzyknął Ben - Zbieramy obozowisko i typtamy dalej. A i Skarlet wstawaj już z tej ściułki.- skwitował  patrząc się w moką strone
-Ajaj panie kapitanie. - odkrzylnąłam i zaczełam kombinować jak wstać.

Szliśmy już trzeci dzień przez las mocno trzymając się trasy wyznaczonej przez mape.
-Em... Ben za ile powinniśmy być w mieście?-zapytała ze zmęczeniem L.
-Za, ok godzine. - odparł chłopak.
Ben z dnia na dzień stawał się moim idolem, mimo dość
,, trudnej " sytuacji nie poddawał się. I to mi imponowało.
Szliśmy dwójkami przez las. Z przody L i Ben, a tuż za nimi Ja i Nicho.
Syn Hadesa widocznie zauważył moje zachowanie wobec Bena, co chyba nie było zbyt trudne.
Bo w pewnym momencie wypalił:
-Te per. motry szczur. Co podaba ci się Ben? - zapytał  chłopak, a ja poczułam jak robie się cała czerwona.
-A co cie to panie per. blizna? - powiedziałam próbując zapędzić  go w kozi róg.
-Niby nic. Ale to widać. - stwierdzł uśmiechając się jak głupi do sera.
Przez chwilę trwała cisza.
-No, ok. Nie chcesz się przyznać to nie. Ale wiedz że to się kiedyś na tobie odegra. - po czym zamilkł.
Potem od czasu do czasu śpiewaliśmy jakieś piosenki, obowiadaliśmy kawały i ogulnie była miła atmosfera, dopuki nie zaczeliśmy opowiadać o swoich snach. Kiedy moi znajomi usłuszeli mój sen na początku zaczęli się śmiać , a potem zapewniać mnie (i to najbardziej Ben), że jestem po prostu bardzo zmęczona i dlatego śnią mi się takie głupoty.
W końcu dotarliśmy do małego miasteczka i skierowaliśmy się do ratusza.

-Według tej mapy... - zaczęła Leslie - powinniśmy iść do ratusza i tam wejść na trzecie piętro.
Popatrzyliśmy się w górę i zauważyliśmy pewien mały ale zarazem bardzo ważny szczegół. A mianowicie : ratusz miał tylko dwa piętra.
-Em... jesteś pewna że tam jest napisane trzecie piętro? - zapytałam niepewnie.
-Jak byk. - odparł dziewczyna.
Przez dłuższą chwilę patrzyliliśmy się w milczeniu na budynek.
-A tak właściwie to po co my tam mamy iść? - zapytał Iron z ironią.
-Ponieważ musimy porozmawiać z Persefoną, a najbliższe miejsce do rozmowy jest na trzecim piętrze tego budynku. - odparł Ben ze spokojem.
-Tak właściwie... - zaczełam - to dobrze się składa, że tu jesteśmy.
W ratuszu napewnie dowiem się gdzie mieszka Mike. - powiedziałam i wbiegłam do środka.
Za plecami słyszałam krzyki przyjaciół, ale na nich nie czekałam i po prostu podbiegłam od pomieszczenia z napisem,, Urząd zamieszkania".
Popędziłam do najbliższego biurka i bez wahania zapytałam.
-Dzień dobry. Czy mogła by mi pani powiedzieć gdzie mieszka Mike Gim?
Kobieta popatrzyła na mnie dziwnie (nic dziwnego w końcu miałam poszarpane włosy, z ust mi waliło i wcale nie wyrażałam się jak dorosły).

Po kilku nie przyjemnościach (związanych z no nazwijmy to moją osobą) dostałam adres mojego kuzyna.

W tej chwili stałam przed bramą ogromnej  starej posiadłości.
Powoli otworzyłam bramę, weszłam do olbrzymiego ogrodu i zaczełam powoli kierować się w stronę budynku. Z zewnątrz dom wydawał się być opuszczony, a architektóra wskazywała na budynek z dziewietnastego wieku (zajęcia z Annabeth). Jedyne co wyróżniało go od reszty tego typu bydowli to niewielki ganek.
Weszłam powoli po schodkach na ganek i zapukałam do drzwi posiadłaści.
Czułam ogromne przerażenie. Nie widziałam się z Mike'm prawie dziesięć lat. O tym, gdzie teraz mieszka dowiedziałam się niedawno. Przecież nie wiedziałam jak zareaguje na mój widok, od czego zacząć rozmowę, a co najważniejsze co on w ogóle mnie pamiąta.
I nagle nadeszłla chwila której naradziej się obawiałam... drzwi otworzyły się.
W wejściu stał chłopak mojego wzrostu (może trochę wyrzszy), miał zielono-brązowe oczy(takie same jak moje), jasną skórę i brązowo-żółte włosy z grzywką które sięgały mu do szyji. Chłopak był ubrany w jinsowe spodnie, czarną koszulke, a na biodrach zawiązaną miał zieloną bluzę.

Mimo tylu lat rozpoznałam go... to był Mike.
Chłopak widocznie też mnie rozpoznał bo na mój widok rzucił mi się na szyję z wrzaskiem :
-Skarlet!
Przytulił się do mnie i nie miał zamiaru puść. Ja też przytuliłam się doniego i zaczeliśmy ryczeć.

-Co ty tu robisz? - zapytał chłopak kiedy szliśmy w stronę ratusza.
-No... jestem na misji. - odparłam - Rozumiesz, że okazało się że jestem córką greckiego boga wody?
-Nie gadaj. Chodziasz w sumie to zawsze miałaś smykałkę do wody. - odparł Mike śmiając się.
-A jak u cioci Zoe? - zapytałam hihocząc.
Mike w tym momencie spoważniał i schylił głowę.
-Em... - zaczął - tak jakby no...
-Czyli kopła w kalędarz.-domyślam się-Ale jak?
-Wypadek samochodowy. - odparł.
Zamórowało mnie.
-Szczerze? - zapytałam z ironią- Moja mama umarła w wypadku samochodowym, twoja mama przez potrącenie przez samochód i jeszcze ciocia Zoe wypadek samochodowy.
-Co zrobisz jak nic nie zrobisz. - skwitawał.
Zapadła cisza.
-Tak w zasadzie... - zaczął-  mam do ciebie sprawę. Słyszałem ostatnio głowy wołające twoje imie, jakiegoś Nicholasa, Leslie i Flina. I miałem wizję w której leżałaś na jakimś piasku a tuż obok ciebie klęczy chłopak i dziewczyna, oni płaczą. A na samym końcu wizji widziałem chłopaka z szaro-niebieskimi włosami idącego za jakimś facetem z rogami który cały płonął.
-Kronos-szepnęłam.
-Co takiego? - zapytał Mike.
-Nie, nic takiego. - odparłam.
Dotarliśmy do ratusza, który nie wyglądał jak przed godziną. Był praktycznie całkowicie zmasakrowany. Gdzieś w ruinach zauważyłam moich przyjaciół i ogromnego potwora.
Podbiegłam do nich i usłyszałam krzyk Nicha :
-Pomocy, mutand atakuje!


Ogłoszenia parafialne :
Punkt widzenia Bena, Leslie i Nicholasa będzie w kolejnym rozdziale.

A raczej pół rozdziale.

Trzy Światy [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz