Rozdział. 23

23 3 0
                                    

-Czyli mówicie, że Kronos dostaje coraz większego kopa mocy, dzięki swoim dzieciom? - zapytałam odpakowując kanapke z masłem orzechowym i dżemem, która była zapakowana w papier sporzywczy.
(Jeden z prowiantów od nowej rodziny Mike'a).
-Tak. - odparła siedząca na przeciwko mnie Les.
Jechaliśmy teraz do Kaliforni niewielką furgonetką, prowadzoną przez Mike'a.
-Persefona powiedziała jeszcze, że jeśli ich (,, dzieci kronosa") nie powstrzymamy do najbliższego zaćmienia to krótko mówiąc z całym światem będzie krucho. - dokończył Nicho.
-To raczej nie brzmi za ciekawie. - stwierdził Mike. - Ale czekajcie... najbliższe zaćmienie nie będzie przyoadkiem za dwa  dni?
Sprawdziłam w kalendarzu.
-Rzeczywiście. No to mamy krucho z czasem. - odparłam.
-A co ty o tym sądzisz Ben? - zapytał Nicho patrząc na Bena.
Chłopak z zaciekawieniem wpatrywał się w medalion.
Tym razem wyraźnie go widziałam, to był medalion.
Przedmiot był w kształcie średniej wielkości, złotej monety z wygrawerowanymi rogami na jednej z stron.
-Halo...tu ziemia do Bena! - krzyknął Iron wymachując chłopakowi ręką przed oczami. Co było dość trydne bo na jednym z ramion Nicha, leżała oparta o niego główna śpiącej Les.
-Co? - zapytał Ben jagby wyrwany z transu.
-Stary weź się ogarnij, poza tym z kąd masz ten medalion? - sapytał syn Hadesa z wyrzutem.
-Yyy... no znalazłem. Poza tym to nie twoja sprawa. - odparł chansmo Ben.
-Coś mi tu śmierdzi. - szepnął jagby sam do siebie Iron, poczym zasnął.

Jakąś godzinę później obudził nas wszystkich klalson furgonetki.
I usłyszałam Mike 'a śpiewającego piosenkę:
-Miśki czas wstać, jak można tak spać? - zaczął śpiewać. A umówmy się w jednej kwestji, co by się dobrego o moim kuzynie nie mówiło, to o jego śpiewaniu można powiedzieć tylko jedno KATASTROWA!
Powoli, swowolnym krokiem wyszliśmy z pojazdu.
Byliśmy na miejscu. Oto Kalifornia,miejsce (miałam nadzieje) końca naszej wyprawy.

-Dobra brygada... - zaczął Mike-ja się już zbieram. Uważajcie na siebie,a ty Skarlet w szczegulności. A i jagbyście potrzebowali jakiej kolwiek pomocy to krzyknijcie,, potwór spagetti ".

Dlaczego takie hasło? Nie mam pojęcia i chwba nawet nie chcę wiedzieć. Ważne było to że w końcu znajdziemy nasze rodzeństwo.

Mike odjechał furgonatką, a my ruszyliśmy w dalszą drogę.

Cały czas zastanawiałam się co z Flinem. No bo kurcze, zniknąć tak bez zapowiedzi?! To nie w jego stylu.

Szliśmy teraz przez jakiś las. Kiedy nagle usłyszałam za plecami świst i krzyk Bena.
Odwruciłam się i w miejscu gdzie przed chwilą stał mój kuzyn była tylko dziura prowadząca pod ziemie.
Zaraz porem podobny los spodkał Leslie, Nicholasa i mnie. Teraz w czwórkę jechaliśmy w tynelu (jak na jakiejś wodnej zjerzdzalni).
-Nicho! - krzyknęłam do kuzyna.
-No?! - odparł
-Ja rozumiem że mamy przewalone z czasem, ale nie miałeś innego pomysłu niż zmienienie nas w dżdżownice? - odparłam, i przyśpieszyłam zjerzdzanie.
-Kiedy to nie ja! - wrzasnoł
-To kto? - odparła Les.
Ale nie było czasu na wyjaśnienia, spadliśmy prosto w głąb ziemi.
Do okoła nas na ścianach wisiały palące się pochodnie.
Teraz ja, Leslie i Nicholas siedzieliśmy obolali na kamiennej posadzce pomieszczenia - które okazało się być korytarzem.
Rozejrzałam się. W okuł nas rozciągały się rzędy rozmaitych dzwi.

Po krutkim czasie dotarło do nas że nie ma z nami jednej osoby... nie było Bena.

Postanowiliśmy rzdzielić się i go poszukać, a nóż może znajdziemy go i przy okazji nasze biedne zguby.

Jak już wspomniałam, postanowiliśmy się rozdzielić.
Podeszłam do pierwszych lepszych drzwi i nacisnęłam na klamkę. Za dzwiami znajdowało się takie jagby archiwum. Weszłam do środka, do okoła mnie znajdowała się masa rozmaitych szafeczek i przegrudek. Nagle w ciemnościach zauważyłam posture trzymającom w ręku świecącą lampe naftową.

Bez namysłu schowałam się pomiędzy szawki. Postać zbliżała się w moim kierunku gorączkowo z kimś dyskutując.
Nagle postać zbliżała się do mnie na tyle, że mogłam zobaczyć jej twarz.

To był Ben, a głos z którym rozmawiał okazał się być... Kronos.

Postanowiłam się jeszcze bardziej schować i podsłuchać o czym rozmawiają.

-Czy wszystko już gotowe? - zapytał nagle Kronos.
-O tak, mój panie. - oznajmił dumny z siebie chłopak.
-Jesteś pewien że poradzisz sobie  z nimi sam na sam? - zaputał nagle głos.
-Jasne, że tak. Tyle lat na to czekałem. - odparł Ben - Myślisz, że czemu się z nimi zaprzyjaźniłem....? Poza tym Nicho i Leslie zdają się być silnymi półbogami. Może uda mi się przenieść ich na moją stronę. - odparł chłopak patrząc się w ścianę.
-A co z dziewczyną?Co z Skarlet? - zapytał dziadek.
-Ona phi.... - prychnął Ben - ona jest zbyt słaba i mizerna. Ja do dziś nie umiem zrozumieć jak ktoś taki jak ona może być dzieckiem Posejdona.

Starałam się nie wyjść z ukrycia i nie wybuchnąć wrzaskiem.

Po paru sekundach Ben i Kronos wrucili z powrotem do miejsca gdzie przed chwilą się znajdowali.

Odczekałam kilka minut, wybiegłam z ukrycia i wybiegłam z pomieszczenia w poszukiwaniu towarzyszy. Chciałam im przekazać wszystko co usłyszałam przed chwilą.

Trzy Światy [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz