Do Andreasa powoli zaczęły docierać dźwięki z kuchni. Stukot sztućców i gotująca się woda w czajniku świadczyły o tym, że babcia już krząta się po kuchni i szykuje dla niego śniadanie.
Od przyjazdu wnuczka nic tylko kazała mu jeść. Uparła się, że jest zdecydowanie za chudy, co zaczynało już trochę Andreasa męczyć, ale obiecał sobie, że da się jej jeszcze trochę pocieszyć możliwością jego dokarmiania, bo widział, ile radości sprawia to kobiecie.
Blondyn powoli przeciągnął się i otworzył oczy. Sięgnął po telefon i spojrzał na wyświetlacz. Dochodziła dziesiąta. Uznał, że najwyższa pora wstawać. Nigdy nie był typem śpiocha i lubił wczesne pobudki, a fakt, że obudził się tak późno, świadczył jedynie o tym, jak bardzo męczący był dla niego poprzedni dzień. Powolnym krokiem zwlekł się z łóżka, a następnie skierował się do łazienki.
Kiedy uznał, że jest już gotowy, wyszedł z niej i zszedł na dół, gdzie przy stole już czekali na niego babcia i dziadek.
- Wstał nasz śpioch - Heinz zaśmiał się na widok wnuka - chodź tu do nas - wskazał na krzesło, znajdujące się obok.
- Jak się spało? - zapytała babcia.
- Bardzo dobrze - Andreas zajął miejsce między dziadkami, a babcia niemal od razu podstawiła mu pod nos herbatę i jajecznicę.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakowało -
- Z pewnością - uśmiechnął się wdzięcznie i zabrał się za jedzenie.
- Jaka jest stolica Filipin? - zapytał Heinz, podnosząc wzrok z nad krzyżówki, którą rozwiązywał z ogromnym zaangażowaniem.
- Zdaje się, że Manila - westchnął Andreas, grzebiąc widelcem w talerzu.
- Ależ my mamy mądrego wnuka - wtrąciła dumnie Anna.
- To prawda - przytaknął jej mąż i zapisał hasło - pasuje - uśmiechnął się.
- A co sądzisz o Stephanku? Jest bardzo sympatycznym chłopcem, nieprawdaż? - zagadnęła babcia.
- Wydaje się bardzo miły - Andreas nie wiedział co powinien powiedzieć, przecież dopiero co go poznał.
- Polubicie się na pewno, czuję to - Anna bardzo lubiła Stephana i chciała, żeby jej wnuk zaprzyjaźnił się z nim.
Uważała, że powinni bardzo dobrze odnaleźć się w swoim towarzystwie.
- Ciężko powiedzieć, wymieniliśmy raptem kilka zdań - Andreas chciał ostudzić zapał babci.
- Ja tam wiem swoje - powiedziała staruszka - najadłeś się już? - zapytała zdziwiona, kiedy Andreas wstał od stołu, chociaż prawie nie ruszył jedzenia.
- Idę pobiegać, dokończę jak wrócę - wytłumaczył i szybko poszedł na górę, aby się przebrać.
Zawsze biegał z rana i nie zamierzał zaniedbać tego przez to, że zaspał. Oczywiście na dworze było już o tej godzinie dość gorąco, ale miał nadzieję, że jakoś sobie z tym faktem poradzi. Niebardzo znał okolicę, dlatego postanowił udać się do parku, w którym był dzień wcześniej. Niestety pogoda mocno dawała mu w kość. Andreas nigdy nie lubił takich upałów, jego ukochaną porą roku była zima i to właśnie wtedy czuł się najlepiej.
Mimo wszystko biegł niezrażony dalej, chociaż pot skapywał mu już z czoła.
Dopiero po godzinie biegania zrobił sobie przerwę i przysiadł na ławce, która znajdowała się w cieniu. Wziął kilka głębokich wdechów i rozejrzał się dookoła. Był mocno zgrzany i spragniony. Przez chwilę zaczął żałować, że zachciało mu się biegać przy takiej temperaturze. Nie pomyślał nawet o tym, by wziąć ze sobą coś do picia. Skarcił się w myślach za swoją głupotę.
W końcu jednak zmusił się do wstania i powolnym krokiem ruszył w drogę powrotną, nie mając już siły, by biec. Ku swojemu zdziwieniu, kiedy był w połowie drogi, wpadł na Stephana, który tak samo jak on ubrany był w dres i biegał.
Gdy szatyn dostrzegł zbliżającego się z naprzeciwka Andreasa, zatrzymał się i uśmiechnął szeroko.
- No proszę, kogo ja widzę. Następnym razem możemy iść biegać razem - zaproponował, a Andreas skrzywił się, słysząc jego słowa.
- Jeżeli wstaniesz o 5, to czemu nie - mruknął zmęczony - do końca wakacji nie wyjdę już z domu, no chyba, że w nocy - powiedział z poważną miną.
- No co ty, przecież pogoda jest dzisiaj cudowna - Stephan zaśmiał się, widząc zniechęcenie chłopaka - muszę cię jeszcze do tylu rzeczy przekonać - westchnął, a Andreas poczuł się nieswojo, widząc jak intensywnie przygląda mu się Stephan.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na jego bardzo ciemne oczy, które przepełnione były radością.
Czuł, że mógłby wpatrywać się w nie w nieskończoność, ale w pewnym momencie Stephan pomachał mu ręką przed twarzą i wyrwał go z zamyślenia.
- Ziemia do Andreasa - zaśmiał się - gdziekolwiek odpłynąłeś, wróć już do mnie - blondynowi zrobiło się głupio.
- Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział, przeczesując dłonią włosy i wzdychając ciężko.
- Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady - Stephan zaniepokoił się, kiedy zauważył jak jego nowy znajomy słabnie w oczach.
- To tylko zmęczenie i za duża ilość słońca - Andreas faktycznie nie czuł się najlepiej, ale nie chciał użalać się nad sobą, tym bardziej przy szatynie, który wyglądał jak nowonarodzony, jakby w ogóle nie przeszkadzała mu ta pogoda i fakt, że właśnie przebiegł kilka kilometrów.
- Może zaprowadzę cię do domu? -
- Chyba nie ma takiej potrzeby.. -
- Jest. Jeszcze zemdlejesz po drodze i kto się tobą zajmie? - Stephan wziął Andreasa pod rękę i pociągnął w kierunku domu, nie zwarzając na jego protesty.
Na miejsce dotarli po kilkunastu minutach, a w drzwiach już czekała na nich Anna, która przestraszyła się widząc, w jakim stanie znajduje się jej wnuk.
- Kochany, jak ty wyglądasz - przepuściła ich w drzwiach i zaprowadziła do salonu.
- No dzięki - mruknął Andreas, któremu nie podobało się to, że jest traktowany jak małe dziecko.
Stephan pomógł mu usiąść na kanapie, a następnie sam zajął miejsce obok.
Babcia w tym czasie zdążyła przynieść im zimnej lemoniady i wrócić do kuchni, bo jak uznała, powodem zasłabnięcia było niezjedzenie śniadania przez wnuka.
Andreas szybko sięgnął po napój i za jednym razem wypił całą szklankę.
- Czujesz się już lepiej? - zapytał Stephan, który przez cały czas uważnie go obserwował.
- Tak, chyba po prostu się odwodniłem - blondyn starał się zabrzmieć przekonująco.
- Na sto procent? - chciał się upewnić.
- Nawet na sto jeden - uśmiechnął się w odpowiedzi.
- W takim razie, skoro już ci lepiej, co powiesz na małą wycieczkę po południu? - Stephan zapytał nagle, czym zaskoczył Andreasa.
- Będziesz próbował przekonać mnie do Rothenburga? -
- Taki mam właśnie zamiar - Stephan zaśmiał się, a Andreas po raz kolejny poczuł się dziwnie w jego towarzystwie.
Biła od niego ciepła i pozytywna energia, która sprawiała, że chociaż nie czuł się najlepiej, nie potrafił mu odmówić.
- Zgoda - powiedział - ale nie uda ci się to - dodał, uśmiechając się złośliwie.
- Założymy się? - Stephan był bardzo pewien swego.
- O co? -
- Przegrany stawia piwo na zakończenie wakacji. Co ty na to? -
- Lepiej szykuj pieniądze - blondyn zaśmiał się, a Stephan mu zawtórował.
W ramach przypieczętowania zakładu podali sobie dłonie. Chwilę później do salonu wróciła Anna, razem z którą zjedli posiłek.
Przez następnych kilka godzin Andreas kręcił się bez celu po domu, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. O 17 był umówiony ze Stephanem i sam nie wiedział dlaczego, ale bardzo nie mógł doczekać się tego spotkania.
Pomógł babci posprzątać, skosił trawnik i obejrzał mecz razem z dziadkiem, ale czas w dalszym ciągu wlekł się nieubłagalnie.
Godzinę przed wyjściem do Andreasa zadzwoniła Leoni.
Chłopak zdziwił się, że kompletnie nie pomyślał o tym, aby samemu do niej zadzwonić. Był tak zajęty czekaniem na wyjście ze Stephanem, że o tym zapomniał. Rozmawiali ze sobą dość długo i Andreas nawet nie zauważył, kiedy minęła godzina. Dopiero dzwonek, który rozległ się w całym domu, uświadomił mu, że za chwilę wychodzi, a nie jest kompletnie gotowy. Przeprosił Leoni i obiecał jej, że zadzwoni wieczorem. Szybko zgarnął najpotrzebniejsze rzeczy i zbiegł na dół.
Zatrzymał się na sekundę przed lustrem i przyjrzał się sobie niezadowolony. Poprawił włosy i koszulkę i skierował się do drzwi.
- Przepraszam, że musiałeś czekać - powiedział, kiedy wreszcie otworzył.
- Nie szkodzi. Gotowy? - zapytał Stephan, uśmiechając się na widok Andreasa, który wyglądał uroczo, jakby dopiero się obudził.
- Chyba tak - zawahał się przez moment, zastanawiając się, czy powinien jeszcze coś wziąć.
- Spakowałeś jakieś picie? Wolałbym uniknąć kolejnego zasłabnięcia - Stephan powiedział poważnym tonem. Martwił się o Andreasa, któremu zdecydowanie obecna pogoda nie służyła - i może jakąś czapkę? -
- Okej mamo - zaśmiał się i zniknął na chwilę w głębi budynku. Wrócił po kilku minutach z czapką na głowie i z butelką wody w ręku.
- Po prostu się martwię - szatyn spojrzał na niego z troską.
- Dziękuję, doceniam to - Andreas uśmiechnął się, zamknął drzwi na klucz i spojrzał z wyczekiwaniem na Stephana - to dokąd idziemy? -
- Do centrum - oświadczył zadowolony i ruszył przed siebie.
Blondyn posłusznie udał się za nim. Stephan narzucił dość szybkie tempo, więc dotrzymanie mu kroku było nie lada wyzwaniem.
- Tak w ogóle, to gdzie są twoi dziadkowie? - zapytał, kiedy zatrzymali się przed przejściem dla pieszych.
- Poszli do znajomych. Mnie też chcieli wyciągnąć, ale powiedziałem im, że mam już inne plany -
- Pewnie poszli do Schrödingerów na partyjkę pokera - zaśmiał się, a Andreas razem z nim.
- Nie wiedziałem, że z nich tacy hazardziści. Ciekawe czy mama o tym wie - wyobraził sobie kobietę, która na pewno byłaby wściekła. Zawsze była nadopiekuńcza.
- Twoi dziadkowie potrafią się dobrze bawić.
O wielu rzeczach jeszcze nie wiesz - powiedział tajemniczo Stephan.
- Na przykład? - Andreas nie był pewien, czy chce wiedzieć, ale ciekawość brała nad nim górę.
- Heinz jest królem parkietu, chodzi razem z Anną na wszystkie potańcówki, jakie są organizowane w mieście -
- Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać - westchnął - skąd w ogóle znasz ich tak dobrze? Lubisz spędzać czas ze staruszkami? Gdzie są twoi znajomi? - Andreas zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Poczuł, że to pytanie mogło być nietaktowne, ale dość często zdarzało mu się najpierw coś powiedzieć, a dopiero później pomyśleć.
- Lubię spędzać z nimi czas, a ty powinieneś bardziej doceniać, jakich świetnych masz dziadków - blondynowi zrobiło się głupio.
- Przepraszam, nie powinienem w ogóle pytać o takie rzeczy - zagryzł niepewnie wargę.
- Nie szkodzi, a znajomych mam i jak chcesz, mogę cię z nimi poznać - powiedział, po czym rozłożył ramiona i uśmiechnął się szeroko - jesteśmy na miejscu - wskazał ręką przed siebie, a Andreas uniósł brwi ze zdziwienia.
Nie spodziewał się, że może być tutaj tak ładnie. Jego oczom ukazał się rynek, po środku którego znajdował się piękny ratusz i fontanna.
Plac otoczony był przez kolorowe budynki, w dodatku cały ozdobiony był pachnącymi kwiatami we wszystkich istniejących barwach. Średniowieczna architektura robiła ogromne wrażenie i była tak bardzo inna, od tego co Andreas widywał na co dzień w Monachium. Obrócił się kilka razy, dokładnie rozglądając dookoła.
- Okej, miałeś rację, pięknie tu jest - wykrztusił.
- Łatwo poszło, a przecież dopiero mam zamiar pokazać ci piękne miejsca - Stephan uśmiechnął się, widząc, z jakim zachwytem przygląda się otoczeniu Andreas - chodźmy - złapał zapatrzonego w dal chłopaka za rękę i pociągnął go w stronę jednej z wąskich uliczek.
Ten nic nieznaczący gest ze strony Stephana, sprawił, że Andreasa przeszedł dreszcz.
Czuł się dziwnie, nie rozumiejąc, czemu reaguje w ten sposób na jego dotyk.
Przez kolejną godzinę spacerowali pomiędzy uliczkami, podziwiając architekturę, piękną roślinność i liczne stragany z pamiątkami.
Kiedy zatoczyli kolejne koło, Stephan zaproponował, żeby poszli do jego ulubionej kawiarni, o której wcześniej wspominał już kilkakrotnie.
W trakcie wspólnej przechadzki Andreas zauważył, że chyba każdy w tym mieście znał Stephana. Wszyscy uśmiechali się na jego widok i podchodzili, żeby się przywitać.
Po krótkiej analizie uznał, że wcale go to nie dziwi, bo Stephan był naprawdę pogodnym i pozytywnym człowiekiem, którego po prostu nie dało się nie lubić. Sam Andreas znał go zaledwie od kilku dni, a już czuł, że mogliby zostać dobrymi przyjaciółmi.
- W środku czy na zewnątrz? - zapytał szatyn, kiedy dotarli na miejsce.
- Możemy zostać na dworze - powiedział Andreas. Zbliżała się już dziewiętnasta, więc na dworze było już naprawdę przyjemnie o tej porze. Zajęli stolik w rogu i usadowili się wygodnie na swoich miejscach.
- Co proponujesz wziąć? - Andreas zapytał, spoglądając na menu, leżące na stoliku.
- Zdajesz się na mnie? - Stephan uśmiechnął się wyczekująco. Blondyn spojrzał na niego pewnym wzrokiem i pokiwał w odpowiedzi głową - więc zaraz wrócę - powiedział i zniknął we wnętrzu kawiarni.
Pojawił się z powrotem po kilku minutach.
- Kelnerka zaraz wszystko przyniesie. Mam nadzieję, że trafiłem w twój gust -
- Też mam taką nadzieję - Andreas zaśmiał się.
Kelnerka, tak jak zapowiedziała, pojawiła się po chwili z tacą pełną jedzenia. Postawiła przed Andreasem talerz naleśników polanych syropem klonowym i owocami oraz wielki koktajl z bitą śmietaną.
- Wygląda świetnie - powiedział, kiedy kobieta już odeszła i szybko sięgnął po sztućce - ale wydaje mi się, że jak to zjem, to będziesz musiał zanieść mnie do domu, bo o własnych siłach na pewno nie dam rady tam dojść - zaśmiał się, a Stephan razem z nim.
- Jakoś musimy sobie poradzić - powiedział, po czym oboje zabrali się za jedzenie.
Do domu wrócili, kiedy na dworze robiło się już ciemno. Andreas był bardzo zadowolony z wieczoru spędzonego ze Stephanem i miał nadzieję, że będzie miał okazję spędzić z nim jeszcze wiele takich dni.
- Wygrałeś zakład. Bardzo mi się podobało - powiedział, kiedy stanęli pod drzwiami domu jego dziadków - i następnym razem to ja stawiam - dodał, wspominając jak w kawiarni pokłócili się o to, kto powinien zapłacić za jedzenie.
- Zobaczymy - Stephan uśmiechnął się, a następnie w ramach pożegnania pochylił się i przytulił Andreasa - dobranoc i do jutra - powiedział, odsuwając się i spoglądają mu w oczy. Następnie odwrócił się i odszedł.
Andreas odprowadził go wzrokiem. Stał przez chwilę nieruchomo, nie potrafiąc wyjaśnić tego jak się teraz czuł. Prawie cały dzień spędzony ze Stephanem sprawił, że momentalnie zapomniał o tym jak bardzo nie chciał tutaj przyjechać i pomyślał nawet, że te wakacje mogą być jednak udane. Męczyło go też to, w jaki sposób reagował na dotyk chłopaka, nie wspominając już o dreszczu jaki przeszedł go, gdy ten spojrzał mu w oczy.
- Ogarnij się - wymruczał do siebie pod nosem, przerywając rozmyślania i wszedł do domu, gdzie już czekali na niego dziadkowie i Felix.

CZYTASZ
The boy next door | Lellinger
FanfictionWreszcie nadchodzą upragnione wakacje. Niestety plany Andreasa zostają pokrzyżowane przez rodziców, którzy postanawiają wysłać go na całe dwa miesiące do babci, mieszkającej w niewielkim miasteczku na drugim końcu Niemiec. Andreas jest wściekły i cz...