Pierwszy tydzień w Rothenburgu zleciał Andreasowi w mgnieniu oka.
Codziennie o 7 rano biegał razem ze Stephanem, do południa pomagał dziadkom w różnych pracach domowych, a popołudnia spędzał leniuchując w ogrodzie, bawiąc się z Felixem lub krążąc bez celu po okolicy.
Wbrew jego pierwotnym oczekiwaniom nie było tak źle, jak początkowo przewidywał.
Dużą zasługę miał w tym Stephan, z którym spędzał sporo czasu. Pomimo krótkiej znajomości dogadywali się świetnie i Andreas zaczął już o nim myśleć jako o przyjacielu, chociaż bał się użyć tego słowa w obecności Stephana, nie chciał, żeby ten odebrał go jako zbyt natrętnego.
Powoli zaczynał też oswajać się z myślą, że nie pojedzie do Hiszpanii i że przez długi czas nie zobaczy ani Richarda, ani Leoni.
Co więcej po raz pierwszy od przyjazdu do dziadków rozmawiał z rodzicami. Atmosfera nie była najlepsza, bo nie miał zamiaru przyznać się, że nie jest mu tutaj wcale tak źle, ale wymienili kilka zdań i był to już duży postęp.
Kolejne dni upływały Andreasowi w podobny sposób. W niedzielny poranek ułożył się wygodnie na leżaku w ogrodzie i założył słuchawki, odcinając się w ten sposób od otoczenia. Dochodziła godzina ósma.
Normalnie o tej porze powinien był biegać, ale Stephan nie mógł dziś mu towarzyszyć, więc uznał, że też zrobi sobie dzień przerwy. Przymknął oczy i z uśmiechem na twarzy wygrzewał się na słońcu.
Było idelanie. Ani za gorąco, ani za zimno. Andreas cieszył się błogim lenistwem i spokojem. Anna i Heinz wyszli na spacer z Felixem, więc miał pewność, że przez następną godzinę nikt nie będzie mu przeszkadzał.
Kiedy dziadkowie już wrócili, nakrył do stołu, przy którym następnie razem zjedli śniadanie. Po wspólnym posiłku udał się do swojej sypialni, gdzie przez dłuższy czas krążył bez celu, zastanawiając się, co powinien ze sobą zrobić. W końcu podszedł do okna i usiadł na parapecie, przyglądając się temu, co działo się w okolicy, ale oprócz kilku spacerujących staruszków, nie dostrzegł niczego ciekawego. Wstał więc i znowu zaczął się kręcić, poszukując jakiegoś innego zajęcia. Niestety bezskutecznie.
Od śmierci z nudów uratował go dopiero Richard. Przyjaciel zadzwonił do niego i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, od razu zaczął mówić.
- Stary chyba mam złe wieści.. - powiedział, a Andreas zaniepokoił się, nie wiedząc, co może mieć na myśli.
- Co się stało? - zapytał.
- Właśnie się dowiedziałem, że Leoni jedzie z nami na obóz do Hiszpanii - wymruczał tak, że Andreas ledwo był w stanie go zrozumieć.
- Powiedz, że żartujesz.. - zdenerwował się, słysząc słowa przyjaciela - no nie wierzę - Andreas był wściekły.
Powoli godził się z myślą, że nie pojedzie na obóz razem z Richardem, a teraz okazało się, że pojedzie tam jego wymarzona dziewczyna i ominie go możliwość spędzenia z nią dwóch cudownych tygodni.
- Przykro mi chłopie - Richardowi było żal Andreasa, bo wiedział jak bardzo zależy mu na Leoni, ale musiał powiedzieć mu o tym pierwszy. Nie chciał, żeby dowiedział się o tym z mediów społecznościowych albo od dziewczyny, która nie była zbyt subtelna.
- Mi też - burknął w odpowiedzi - przepraszam, ale nie mam ochoty teraz gadać - nie chciał, aby przyjaciel oberwał przez jego zły humor, więc postanowił szybko zakończyć tę rozmowę.
- Rozumiem. Zadzwoń, jakbyś jednak chciał pogadać - Richard pomimo głupkowatego poczucia humoru i tego, że często denerwował Andreasa swoim roztrzepaniem i podejściem do niektórych spraw, był świetnym przyjacielem i chłopak był mu bardzo wdzięczny za to, że zawsze może na niego liczyć.
- Dzięki, na pewno zadzwonię - powiedział, po czym rozłączył się. Rzucił telefon na łóżko i powolnym krokiem udał się na dół do swoich dziadków.
Babcia siedziała na tarasie i zawzięcie robiła coś na drutach, Felix spał w jej nogach, a dziadek oglądał jakiś teleturniej w telewizji i popijał herbatę. Andreas usiadł obok i ponurym wzrokiem zaczął wpatrywać się w ekran, śledząc, jak uczestnicy odsłaniają kolejne pola w kole fortuny. Dziadek, który bacznie śledził rozgrywkę, od razu zauważył kiepski humor u swojego wnuka. Obserwował go przez kilka minut, aż w końcu postanowił, że musi dowiedzieć się, co stoi za jego złym nastrojem.
- Stało się coś? - zapytał w prost.
On również nie był mistrzem subtelności.
- Skąd ten pomysł? - burknął Andreas, ale nie przekonał swoją odpowiedzią Heinza, który postanowił trochę go pomęczyć.
- Odnoszę inne wrażenie - odłożył kubek z herbatą na stół i pochylił się do przodu, aby lepiej widzieć swojego wnuka - mów szybko co się dzieje -
- Właśnie dowiedziałem się, że dziewczyna, która bardzo mi się podoba, jedzie na obóz, na który miałem jechać - powiedział Andreas, nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.
- Ah rozumiem.. - westchnął Heinz - i jesteś zły, bo nie będziesz mógł tam być razem z nią? - zapytał, chcąc upewnić się, że dobrze rozumie problem wnuka.
- Mniej więcej - wzruszył ramionami.
- Posłuchaj, wiem, że to musi być dla ciebie ciężkie i pewnie też dołujące, ale to tylko jeden wyjazd. Jeśli bardzo ci na niej zależy, to możesz zaprosić ją na jakiś wspólny wypad po powrocie do domu. Jesteś moim wnukiem i jeżeli odziedziczyłeś po mnie choć odrobinę kreatywności, to na pewno wymyślisz coś świetnego i dama twojego serca będzie zachwycona - zakończył monolog i uśmiechnął się, stwierdzając, że całkiem ładnie mu to wyszło.
- Ale co jeżeli pozna kogoś na tym wyjeździe? - Andreas przeniósł wzrok na dziadka.
- To znaczy, że nigdy jej na tobie naprawdę nie zależało i nie jest warta twojej miłości, a jestem pewien, że byłbyś najlepszym chłopakiem, jakiego mogłaby sobie wymarzyć -
- Chyba masz rację - powiedział niepewnie Andreas - jeżeli naprawdę jej na mnie zależy, to zaczeka na mój powrót, a do Hiszpanii jeszcze kiedyś pojadę. To chyba nie jest koniec świata - westchnął.
- To na pewno nie jest koniec świata - powiedział, podkreślając przy tym słowo 'na pewno' - mam dla ciebie propozycję - uśmiechnął się kolejny raz.
- Jaką? - zdziwił się Andreas.
- O 16 miejscowa drużyna piłki nożnej gra na stadionie ważny mecz z drużyną, która przyjechała aż z Berlina - powiedział z dumą - co powiesz na męski wypad na mecz? Moglibyśmy też skoczyć do jakiegoś pubu na piwo -
- Wiesz... - zawahał się przez moment - myślę, że to świetny pomysł - posłał dziadkowi szeroki uśmiech, a starszy pan w odpowiedzi zrobił to samo - tylko z piwem może nie wyjść, bo nie mam 18 lat.. -
- Kupię ci je, tylko babcia nie musi o tym wiedzieć - powiedział szeptem Heinz, spoglądając za siebie, czy aby Anna przypadkiem tego nie usłyszała.
- W takim razie to będzie nasza tajemnica - powiedział, po czym oboje się zaśmiali.
Przez kolejnych kilka godzin Andreas znowu kręcił się po domu, starając się nie myśleć o Leoni i obozie, który go ominie.
Większość czasu spędził z Felixem w ogrodzie. Kiedy dochodziła już 16, przebrał się, zabrał najważniejsze rzeczy i udał się przed dom, gdzie chwilę później dołączył do niego dziadek.
- Gotowy? - uśmiechnął się, rozglądając dookoła.
- Tak, ale lepiej się pospieszmy, bo spóźnimy się na mecz - Andreas wskazał na zegarek - mamy jeszcze 20 minut -
- Idealnie - Heinz ruszył przed siebie. Wziął głęboki wdech i rozłożył ramiona, chłonąc promienie słońca, które świeciło w najlepsze - piękna pogoda - westchnął zadowolony.
- Mogłoby być mniej gorąco - Andreas nie był aż tak zachwycony jak jego dziadek.
- Nie marudź - skarcił go.
- Postaram się - wzruszył ramionami.
Przez resztę drogi rozmawiali o piłce nożnej, o swoich ulubionych zespołach i o zbliżających się mistrzostwach Europy. Na niewielki odkryty stadion dotarli równo o 16, ale na sam początek meczu spóźnili się chwilę, bo dziadek uparł się, że muszą iść kupić piwo, które wcześniej obiecał wnukowi. Sam Andreas nie narzekał jakoś bardzo z tego powodu, a kiedy w końcu udało im się przebrnąć przez tłum ludzi i zająć swoje miejsca, usadowili się wygodnie i z uwagą zaczeli wpatrywać się w boisko.
Ich miejsca położone były na samym środku trybun, więc widok mieli idealny.
- Popatrz na tego z dziesiątką - Heinz wskazał na jednego z piłkarzy - to nasz najlepszy napastnik, jeszcze zrobi wielką karierę - oznajmił dumnie.
- Czekaj - Andreas uniósł brwi ze zdziwienia - czy ten z piętnastką to Stephan? - chłopak kompletnie nie spodziewał się zobaczyć tutaj swojego nowego przyjaciela. Nie wspominał mu o tym, że gra w piłkę nożną.
- Zgadza się. Jest naprawde dobry - powiedział z uznaniem dziadek - zresztą sam zobaczysz - dodał, po czym oboje skoncentrowali się już na grze.
Jak się okazało w trakcie meczu, Heinz miał rację, bo Stephan grał świetnie i pomimo najszczerszych starań, Andreas nie mógł odwrócić od niego uwagi. To jak się poruszał na boisku i jak przez całą grę uśmiechał się od ucha do ucha, sprawiało, że nie mógł oderwać od niego wzroku. Widać było, że czuł się jak ryba w wodzie i że sprawiało mu to dużo przyjemności. Mecz zakończył się wynikiem 2-1 dla drużyny z Rothenburga, a za jednego z goli odpowiedzialny był właśnie Stephan.
Andreas cieszył się jak głupi, kiedy ten strzelił bramkę. Był z niego naprawdę dumny i postanowił, że po meczu musi koniecznie iść mu pogratulować.
Niestety szatyn zniknął gdzieś z resztą drużyny. Co więcej w tłumie ludzi Andreas zgubił też dziadka, który niestety nie miał telefonu, więc pojawił się problem z odnalezieniem go. Chłopak krążył wkoło z nadzieją, że gdzieś na niego wpadnie, ale staruszek dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Andreas skierował się więc do wyjścia ze stadionu, gdzie usiadł na krawędzi chodnika i po prostu czekał aż dziadek sam się pojawi. Wyciągnął przed siebie nogi i zaczął przypatrywać się przechodzącym ludziom. Przez słomkę sączył resztkę piwa, która została mu jeszcze po meczu.
Po dwudziestu minutach zaczął się powoli niecierpliwić. Tłum robił się coraz mniejszy, a Heinza w dalszym ciągu nie było nigdzie widać. Zaczął zastanawiać się, co powinien teraz zrobić. Mógł wrócić do domu, ale martwił się, że dziadek będzie go szukał. Andreas postanowił, że jak tylko go znajdzie, to pójdzie z nim do najbliższego sklepu i kupi mu telefon, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości.
- No proszę, nie spodziewałem się ciebie tutaj zobaczyć - blondyn prawie podskoczył, kiedy usłyszał znajomy głos, kompletnie się go nie spodziewając. Stephan usiadł obok niego i posłał mu radosne spojrzenie.
- Też się ciebie nie spodziewałem, a już na pewno nie na boisku. Nie chwaliłeś się, że grasz w piłkę - zaśmiał się w odpowiedzi.
- Jakoś nie było okazji - wytłumaczył szybko - ale skoro już wiem, że ją lubisz, to czuję się zobowiązany, żeby zaprosić cię na kolejny mecz i załatwić ci najlepsze miejsca -
- Na pewno skorzystam - powiedział, bawiąc się plastikowym kubkiem, który zdążył w międzyczasie opróżnić.
- Ładnie to tak? - Stephan zaśmiał się, kiedy zauważył kubek po piwie w rękach chłopaka - ciekawe czy Anna i Heinz o tym wiedzą? - uśmiechnął się złośliwie, ale Andreas dobrze wiedział, że żartuje.
- Dziadek wie, bo sam mi je kupił - pomachał szatynowi kubkiem przed oczami, odwzajemniając uśmiech.
- Przyszedł z tobą? - Stephan rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu starszego pana.
- Tak, ale go zgubiłem, a nie ma telefonu, więc nie wiem, gdzie może być - wzruszył ramionami.
- Może poszedł już do domu -
- Może tak, ale boje się, że wrócę i okaże się, że go nie ma - westchnął.
- Myślę, że jakoś sobie poradzi, w końcu jest dorosły - powiedział Stephan, kładąc dłoń na udzie Andreasa, co sprawiło, że chłopaka kolejny raz pod wpływem jego dotyku przeszedł dreszcz.
- Chyba masz rację. Nie będę czekał w nieskończoność - blondyn nie mógł przestać myśleć o tym, jak blisko siebie teraz siedzą, więc problem ze znalezieniem dziadka zszedł na dalszy plan.
- Podwieźć cię do domu? - Stephan odsunął się i wstał, wyciągając do niego rękę.
- Jasne - przyjął ją, po czym razem udali się do samochodu szatyna.
Przez całą drogę powrotną Andreas zachwycał się jego grą i w kółko powtarzał, jak świetnie sobie radził na boisku. Stephan cieszył się, że zrobił na nim tak dobre wrażenie i czuł się dzięki temu jeszcze bardziej dumny z siebie. Dzisiejszy mecz był dla niego wyjątkowo dobry, a Andreas, który siedział obok, nie dawał mu o tym zapomnieć.
Szatyn spojrzał na chłopaka, który przez całą drogę gadał jak najęty i uśmiechnął się. Uwielbiał spędzać z nim czas. Już podczas ich pierwszego spotkania bardzo mu się spodobał, ale później dowiedział się o jego rozsterkach miłosnych z Leoni i musiał zaakceptować, że nie jest to chłopak dla niego. Mimo wszystko chciał się z nim zaprzyjaźnić i chyba powoli zmierzali w tym kierunku.
Czuli się w swoim towarzystwie bardzo swobodnie i w ogóle nie przeszkadzał im fakt, że znali się zaledwie od tygodnia, chociaż osobiście Stephan czuł się, jakby znał go znacznie dłużej, bo ciągle słyszał o nim od jego dziadków.
- No to jesteśmy - powiedział, parkując na podjeździe przed swoim domem.
- Dzięki za podwózkę - Andreas posłał mu szeroki uśmiech, kiedy wysiedli z auta - no i jeszcze raz gratuluję świetnie zagranego meczu - dodał, zamykając drzwi pojazdu.
- A ja jeszcze raz dziękuję - obszedł na około samochód i zbliżył się do blondyna - obiecuję, że następnym razem załatwię ci vipowskie miejsca - powiedział, kładąc teatralnie rękę na sercu i podkreślając w ten sposób swoją obietnicę.
- Wierzę, że dotrzymasz słowa. A teraz przepraszam, ale muszę sprawdzić, czy dziadek jest już w domu - Andreas ciągle miał z tyłu głowy staruszka, o którego bardzo się martwił. Na zewnątrz robiło się już ciemno, więc miał nadzieję, że ten bezpiecznie siedzi w domu i chciał jak najszybciej to sprawdzić.
Nie wiedział jak powinien pożegnać się ze Stephanem, całe szczęście chłopak rozwikłał jego problem, pochylając się i przytulając go. Szatyn w odróżnieniu od Andreasa czuł się w jego towarzystwie zupełnie swobodnie i nie miał żadnego problemu z takimi gestami.
Sam Andreas dalej nie rozumiał, dlaczego w obecności Stephana czuje się aż tak skrępowany, ale liczył, że może minie to z czasem.
W końcu znali się dość krótko.
- Do zobaczenia - Stephan posłał mu jeden ze swoich zniewalających uśmiechów.
Co jak co, ale Andreas otwarcie przyznawał przed sobą, że jeszcze u nikogo nie widział tak pięknego uśmiechu jak właśnie u niego.
- Cześć - odpowiedział krótko i odprowadził Stephana wzrokiem do drzwi.
Następnie przebiegł przez ulicę i wszedł do domu swoich dziadków. Spojrzał na zegar, który wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą.
Zdjął buty i skierował się do salonu, gdzie zobaczył Heinza i Anne, siedzących na kanapie i oglądających jakiś serial.
- Co ty tak wcześnie? - zapytał zdziwiony Heinz, spoglądając na wnuka.
- Gdzie ty byłeś? - Andreas zdenerwował się - czekałem na ciebie, martwiłem się, a ty siedzisz sobie jak gdyby nigdy nic w domu i oglądasz serial - powiedział z wyrzutem, stając przed dziadkami i zasłaniając im ekran telewizora.
- Jak cię zgubiłem, to uznałem, że jesteś na tyle duży, że sam trafisz do domu - stwierdził Heinz, który nie rozumiał, dlaczego jego wnuk tak się złości - wiedziałem, że sobie poradzisz. A teraz odsłoń nam telewizor, bo musimy dowiedzieć się, kto tak naprawdę zabił Benneta -
- Myślę, że to ta jego wnuczka. Nie utrzymywali kontaktu, a nagle pojawiła się znikąd. Od początku źle patrzyło jej z oczu - wtrąciła się Anna.
- Też tak myślę - Heinz spojrzał na swoją żonę - oby nasz wnuczek nie wziął z niej przykładu i nie zabił nas dla spadku - gdy wypowiedział te słowa, oboje spojrzeli się wyczekująco na Andreasa.
- Ja się o ciebie martwiłem, a ty wyjeżdżasz mi z jakimś serialem - powiedział z wyrzutem - idę do siebie - oznajmił i obrażony udał się do sypialni.
Był zły na dziadka, który zbagatelizował całe zajście. Pozłożył się na łóżku i sięgnął po laptopa. Postanowił zrobić sobie maraton z netflixem i niczym już dzisiaj się nie stresować.

CZYTASZ
The boy next door | Lellinger
FanfictionWreszcie nadchodzą upragnione wakacje. Niestety plany Andreasa zostają pokrzyżowane przez rodziców, którzy postanawiają wysłać go na całe dwa miesiące do babci, mieszkającej w niewielkim miasteczku na drugim końcu Niemiec. Andreas jest wściekły i cz...