u n d r o l e

1.3K 159 13
                                    


Śmiech był dla niego koszmarem.

Czy dało się żyć ciągiem przy nim, napotykając go na każdym kroku? Przychodził od zamglonych sylwetek ludzi, którzy byli poza jego zasięgiem. Tkwili w cieniu, podczas, gdy jego życie chcąc nie chcąc wystawiono na wieczne przedstawienie.

Towarzyszył mu gdy upadał, gdy przegrywał, gdy się starał, gdy ogarniała go panika, gdy próbował czegoś nowego, gdy mówił, gdy płakał. Zamieniał się w chodzące pośmiewisko, gdzie by nie poszedł i zaczął sfrustrowany bać się świata. Na radość twarzy też się zamknął, dając sobie emocjom upust jedynie w kreatywnie przerażających tekstach i dotyku miękkiej sierści szopa.

Ranpo też się z niego śmiał. 

Doszukiwał się w drwiny w znienawidzonym geście, lecz niewiedza Edogawy zaczynała wszystko ocieplać. Błazenada słów i działań nieoczekiwanie obróciła się na korzyść, bo szczerze sprawiała, że z radości pukało serce detektywa.

Śmiech zaczynał stawać się wspólną dla nich zabawą, żegnającą lęk i strach. Teraz, niezależnie od miejsca, czy to było domowe zacisze, gmach Agencji detektywistycznej, zielone łona natury, lub też kolorowe ulice miasta, nie był już dla świata błaznem.

Właśnie przez tego człowieka Edgar pokochał się śmiać.

[11.01.2020]

~

un drole – fr. błazen

❝RANPOE❞ h i s t o i r e s ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz