Notka:
Dziękuję za wszystkie komentarze, błędy zostaną niedługo poprawione.Miłego czytania
Płotka podgryzała zieloną trawę rosnąca tuż obok karczmy. Cieszyła się z chwili spokoju i nie posiadania ciężaru jakim był Geralt. W końcu wożenie wiedźmina wszędzie, gdzie ten chciał nie należało do najłatwiejszych zadań.
Geralt usiadł przy drewnianym stole w rogu chaty i zamówił po piwie dla siebie i towarzyszy. Oparł się o ścianę i poczuł błogi spokój, chciał choć jeszcze chwilkę odsapnąć, ponieważ czuł, że w trakcie ich przystanku ktoś zechce skorzystać z jego usług. Pieniądze powoli się kończyły, a on musiał zadbać o siebie, Płotkę, Jaskra i (Twoje imię). Stwierdził, że narazie jedzenie sami będą "polować", liczył też na to, że pozostała dwójka także coś zarobi do "wspólnego budrzetu". Kobieta wraz z bardem siedzieli naprzeciwko wiedźmina, co jakiś czas spoglądając na niego i czekając co zaplanuje. Jaskier upił trochę piwa. Przez głowę przeszła mu myśl na szybki zarobek, stwierdził, że gdy dopije napuj, podzieli się z resztą ludzi w karczmie swoim talentem muzycznym.
-Geralcie, po co tak właściwie zmierzacie do ()? (Narazie nadal można dać tu jakiekolwiek miasto z "Wiedźmina")-spytała kobieta spoglądając na łowcę potworów.
- Hmm...-odparł tylko, po czym ruszył w stronę karczmarza, zapewne po to aby ten wytłumaczył mu czego od niego oczekuje. (Twoje imię) westchnęła głośno.
-Idę zarobić...-spojrzała na Jaskra, który poruszał delikatnie palcami po lutni. Bard przerwał czynność i zerknął na nią zdziwiony.
-No rozumiem...tylko jak niby?- nie wierzył w to żeby kobieta rzeczywiście miała jakiś dobry pomysł przynoszący zysk.
-Chcesz się przekonać? W sumie możesz mi się przydać...-zdziwienie nie opuszczało poety.
- Dobra...Ale robimy tak. Ja pomagam Ci w twoim zarobku, a ty mi w moim, zgoda?-wyciągnął rękę w geście przysięgi.
-Zgoda...-uścisnęła ją nie wierząc w to, że bard się zgodził.
Wyszli z karczmy i znaleźli idealne miejsce do "pracy" (Twoje imię). Było tam parę dawno zostawionych straganów z warzywami, oczywiście same konstrukcje, bez ogórków czy ziemniaków. Przenieśli je w bardziej zaludnione miejsce. Z drewnianych starych pudeł ułożyli prowizoryczny podłużny stolik, częścią robiacą za dach, był stary baldachim (inaczej stragan). Ostatnie pudło, owinięte częścią materiału z jednego ze straganów, robiło za krzesło.
-Po co to wszystko?-spytał Jaskier nie widząc kompletnego sensu w ich "dziele". Oparł się o stragan i spojrzał na dziewczynę siedzącą na pudle.
-Widzisz...dorabiam na dwa sposoby. Pierwszy to sprzedawanie wierszy-serce barda zabiło szybciej na wieść, że kobieta interesuje się sztuką, nigdy nie znał żadnej osoby z płci pięknej, która kochała by wiersze i inne pisemne dzieła, tak samo jak on.-a...to drugie, no wiesz...wmawiam ludziom, że jestem wróżką...-jego wizja o wspólnym dzieleniu się wierszami szybko minęła.
-Powiedz mi, że to pierwsze.
-Niestety nie.
- To po co ci ja?-spytał wyrzucając ręce do góry.
-Ah...widzisz, ludzie nie zawsze chcą wierzyć "wróżką"- bard przestał opierać się o stragan, teraz patrzył na nią wzrokiem podobnym do morderczego , a ręce miał założone na siebie, blisko piersi, jak dziecko które obraża się o zabraną zabawkę.-dlatego ty, Jaskier, będziesz pod koniec ich wizyty przybiegał do mnie i strasznie dziękował, mówiąc, że moje przepowiednie sprawiły cuda w twoim życiu. Nie wiem, wymyśl coś, naprzykład to, że jakaś dziewczyna w końcu cię pokochała albo zapobiegłeś wypadkowi wuja.
-Czy ty sugerujesz, że nie mam powodzenia u płci pięknej?-zmierzył ją wzrokiem.
-Mój drogi, nic nie sugeruje. Pomóż mi w biznesie, a ja pomogę tobie. Myślę, że nie jesteś strasznie złym aktorem, prawda? Wymyślisz coś...-posłała w jego stronę zadziorny uśmiech, wstała z "krzesła", obróciła się wokół własnej osi i spojrzała na mężczyznę.-Czas rozkręcić biznes, schowaj się gdzieś i podbiegnij tutaj gdy klienci będą chcieli wychodzić. O właśnie...jeszcze jedno, pomóż mi z tym parawanem.-Przesuneli znalezisko kawałek od straganu.-Idealnie, kolejka zacznie się jakiś kawałek od parawanu,tak aby następne osoby nie podsłuchiwały. Najlepiej by było jakbyś schował się kawałek za straganem, postaraj się...-Poeta machnął ręką i poszedł do kryjówki. Nie minęło dużo czasu, a ludzie zaczęli się zbierać, (Twoje imię) wyjaśniła im odległość od stoiska, mówiąc, że czary nie zadziałają gdy ona nie będzie mieć spokoju.
Pierwsza klientka zasiadła przy stole, jej problem był jednym z najczęstszych. Chodziło oczywiście o "dramat" miłosny.
Podejrzewała narzeczonego o zdradę i musiała być tego pewna w końcu nie chciała wychodzić za jakiegoś chultaja.
Kobieta poprawiła suknię i zaczęła się żalić.-Ach...Ci mężczyźni, napewno pani coś o tym wie w końcu jest pani taka ładna. Oni ciągle szukają jakiś wrażeń, no ale dobrze dam już pani spokój, niech pani się zajmie robotą...-(Twoje imię) westchnęła, zamknęła oczy i chwilę trwała tak w ciszy.
-I co?-kobieta strasznie pragnęła dowiedzieć się prawdy.
-Niech pani nie przeszkadza-po chwili dziewczyna otworzyła ślepia. Klientka patrzyła na nią wręcz z otwartą buzią.
-Zdradza panią...-odparła.
-Napewno?-kobieta mówiła strasznie szybko, a jej twarz wyrażała złość i upokorzenie z nutką niedowierzania.
-Tak-I wtedy zaczęło się przedstawienie.
Bard wbiegł do siedziby "wróżki", padł na kolana przed (Twoje imię) i złapał jej dłoń. Oby dwie kobiety były w wielkim szoku.-Dziękuję...bardzo pani dziękuję-zaczął całować jej dłoń dla lepszego efektu. Mimo iż dziewczyna wiedziała, że to wszystko było ustawione, zaczerwieniła się.
- Za co pan tak dziękuję?-Spytała klientka, a Jaskier spojrzał w jej stronę.
- Jak to za co? Dzięki tej...tutaj panience-wskazał na towarzyszkę- moja ciotka nie została zabita przez jej narzeczonego, który był strasznym chultajem.
-Czyli...czyli to prawda...-kobieta wstała z "krzesła"-dziękuję pani bardzo, tu zapłata-rzuciła pieniądze na stół, po chwili zastanowienia dołożyła jeszcze więcej-niech pani kupi sobie coś ładnego.- Uciekła, zapewne pobiegła wprost do biednego mężczyzny, który zaraz będzie musiał znosić jej wywody i łapać latający pierścionek zaręczynowy.
Jaskier wstał z ziemi i otrzepał starannie ubranie. Spojrzał na dziewczynę nadal siedzącą na krześle, ta miała wzrok utkwiony gdzieś w dali, jeszcze nigdy nie zbliżyła sie do kogoś tak bardzo, mimo iż wiedziała, że to był blef zaczęła się martwić, że jeszcze coś poczuje do poety przez tą sytuację.
-Dużo zarobiliśmy .-bard uśmiechnął się. Dziewczyna wstała z pudła. Ich spojrzenia skrzyżowały się, trwali tak chwilę.
-Można już?!- za parawanem słychać było krzyk starszej kobiety, reszta przyszłych klientów też się niecierpliwiła.
-Dzie...dziękuję Jaskier-dziewczyna coraz bardziej zatapiała się w jego niebieskich oczach.
- Nie ma za co, na mnie już czas...w końcu zaraz znowu trzeba powtórzyć przedstawienie.- uśmiechnął się i poszedł ponownie się schować. Zostawił (Twoje imię) z nowym uczuciem którego nie potrafiła opisać. Przeklinała swój los, tak bardzo nie chciała zakochać się w tym chultaju...
CZYTASZ
Ballad About The Devil || Jaskier X Reader
RomanceJuż trochę tego jest no ale mimo wszystko nie mogę się oprzeć. (Tak wiem tytuł...)