Rozdział Walentynkowy cz.: 2

332 22 47
                                    

A więc mamy i drugą część! Planuje ich parę, zobaczymy ile wyjdzie. Wzięła mnie jakoś wena na ten typ historii więc musicie wybaczyć ale myślę, że po walentynkach powróci już normalny tryb właściwej książki.

Awww piszczę! To wyszło trochę kjut!

Miłego czytania!!!

-Cholera...-przeklnęła po raz kolejny. Ból narastał z każdym krokiem, rana potrzebowała dobrego opatrunku i dezynfekcji.

-Klniesz gorzej niż szewc-Poeta był już wystarczająco zmęczony, szli dobre dwie godziny. Postanowił zrobić postój, odpocząć trochę i nie przemęczać towarzyszki. Delikatnie ułożył ją na ziemi. Oparła się o kamień, jedną ręką nadal trzymając obolałe miejsce. Poeta szybko zdjąć górną część odzienia zostawiając na sobie tylko lnianą koszulę. Złożył ubranie na pół i podłożył pod głowę kobiety.-Ja...jak się czujesz?-zajęknał się, nie wiedział co robić, tym bardziej, że najczęściej to on był wyciągany z kłopotów, a nie on wyciągał kogoś.

-Sama nie wiem, po prostu boli.-przymknęła oczy.

-Poprostu?-dopytał.

-Nie, cholernie!-krzyknęła resztkami sił. Po chwili złapał ją okropny kaszel. Jaskier dotknął dłoni kobiety, było dla niego zadzwiająco dziwne, że martwił się o kogoś tak bardzo, że w ogóle kogoś tak pragnął, nie chciał zostawić. Była drugą taką osobą, a on wiedział, że nie może jej zawieść.-Ja...Jaskier...-mowiła resztkami sił.-Weź mnie tu zostaw.

-Co?- Nie mógł uwierzyć, czy ona chciała...

-Idź.

-O nie nie nie, nie mogę. Skąd Ci to przyszło do głowy? Nie zostawię Cię, a napewno nie teraz.-opatrunek powoli zaczął przeciekać, był to zły znak.

-Cholera! Idź stąd, nie rozumiesz, że i tak umrę!

-Przestań...

-Idź, rozumiesz?!

-Kurwa! Przestań!-jęknął głupio, nie miał bladego pojęcia co robić, był w rozsypce.-Zatamuje to krwawienie choćby własną koszulą.-kobieta ucichła.

Bard usiadł na ziemi blisko niej, szczerze tracił swe nadzieję. Z jednej strony nie chciał patrzeć jak umiera, a z drugiej wolał zostać przy niej do końca. Modlił się o cud, o jakąś pieprzoną gwiazdkę z nieba.

-Memento mori-odparła cicho, po czym się uśmiechnęła. Jaskier nie miał pojęcia co zrobić, co począć. Wydawało mu się, że śni. Ranek nastał już dawno temu, było chłodno ale mu to nie przeszkadzało, nie to teraz było najważniejsze. Przez chwilę miał wrażenie, że w pobliżu słyszy odgłos kół i jadących koni. Nie chciał zostawiać dziewczyny ale stwierdził, że okazja może się nie powtórzyć.

-Zaraz wrócę!-krzyknął i pobiegł w stronę dźwięku. Dziewczyna stwierdziła, że zapewne ją zostawił , przestraszył się śmierci ale mimo to cieszyła się, nie chciała by cierpiał o ile rzeczywiście mu zależało. Przymknęła oczy.

><---><

-A ta panna to...no wie pan...nie żyje?-konie powolnie kroczyły po ścieżce, odrzucając na boki małe kamyczki. Jaskier westchnął smutno.
Klatka kobiety unosiła się powoli i w tym samym tempie opadała. Bał się, że nie zdążą na czas, a jej serce przestanie bić. Ściskał dłoń (kolor włosów) włosej, co jakiś czas zgarniając włosy z jej czoła. Głaskał jej skórę opuszkami palców, było to przyjemne uczucie powodujące dreszcze na ciele. Podniósł jej jedną dłoń do góry i ucałował swoimi ustami. Bał się, tak cholernie się bał, że zimno panujące w okół nie było mu straszne. Tak bardzo się bał, że zapomniał swoje własne teksty wierszy, piosenek. Tak bardzo, że zapomniał swoje imię.

Ballad About The Devil || Jaskier X ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz