Zaburzenia cyrkulacji powietrza

6.2K 411 343
                                    

Luciano

Nienawidziłem jak coś szło niezgodnie z planem. Jednak najbardziej na nerwy działała mi niedokładność i niedbalstwo podczas pracy.

Zakląłem siarczyście pod nosem, przekładając dokumenty do odpowiednich segregatorów, ponieważ nowa asystentka pomieszała roczne rozliczenie podatkowe, z planami rozbudowy sieci hoteli.

Nie miałem pojęcia, jak można było nie zauważyć ogromnego napisu na górze każdej z kartki „Zeznanie podatkowe"? Najwyraźniej Margaret chodziła z głową w chmurach, jednak ja jej płaciłem za pracę, z której nie umiała się należycie wywiązać. Gdyby nie to, że była córką przyjaciela mojej matki, zwolniłbym ją w tej chwili.

Odłożyłem posegregowane papiery na półkę, zerkając na zegarek. Cholera! Jeżeli w tej chwili nie wyszedłbym z gabinetu, spóźniłbym się na obiad z mamą. A kolejną rzeczą jakiej nienawidziłem w życiu było spóźnialstwo.

Wstałem z fotela, chwytając marynarkę i zarzuciłem ją na siebie. Czym prędzej skierowałem się w stronę windy, wcześniej informując Margaret, że wychodziłem na lunch.

*********

— Witaj mamo – Nachyliłem się do siedzącej kobiety, składając pocałunek na policzku.

— Czyżby coś znów cię w pracy zatrzymało? – Spojrzała na mnie zmartwionym wzrokiem.

Usiadłem naprzeciw niej i posłałem ciepły uśmiech.

— Nie, miałem po drodze mały wypadek – odpowiedziałem, przypominając sobie dziewczynę umazaną farbą.

Pokręciłem w niedowierzaniu głową. Jak tacy ludzie egzystowali w społeczeństwie? Całkowicie odrealnieni. To było wręcz nieprawdopodobne, że umieli odnaleźć się na tym świecie. Choć z artystami i ich specyficznym podejściem do życia byłem w miarę oswojony, tak ona zdawała się być jakby wyciągnięta z alternatywnej rzeczywistości. Nich Bóg ma ją w opiece, bo sobie w życiu na pewno nie poradzi.

Matka patrzyła na mnie podejrzanie, jednak niczego nie skomentowała.

Zjedliśmy w miłej atmosferze, rozmawiając na tematy mojej firmy, jak i domu mody, który odziedziczyłem po ojcu. Zmarł trzy lata temu na zawał. Teraz mama się martwiła o mnie, że się przepracowuję, nie dbając o swoje zdrowie.

Całe szczęście, że w La Torre nie miałem aż tak dużo roboty. Pracownicy zatrudnieni tam, spisywali się znakomicie, w większości spraw i tak polegałem na ich opinii, gdyż w tym się specjalizowali. Zatwierdzałem tylko ważniejsze projekty i oczywiście byłem twarzą marki. Za to w Luca Industries, wszystko było na mojej głowie. Zarząd to czysta kpina, liczyli tylko na zyski, nie interesując się niczym poza tym.

Dobrze, że najbardziej gorący i ciężki okres był już za mną. Wszystkie projekty były dopięte na ostatni guzik i prace nad hotelami już się rozpoczęły. Teraz pozostało tylko nadzorowanie, czy wszystko będzie szło zgodnie z planem.

Jako jeden ze sponsorów RISD (Rhode Island School of Design), uznałem, że studenci mogliby się wykazać w kampanii reklamowej do najnowszej kolekcji, bo i ona sama została stworzona przez projektantów bez doświadczenia w zawodzie. Większość z nich do niedawna pracowała jako stażyści w La Torre. I ta kolekcja była wyjątkowa, bo skierowana do większych sieciówek. Już od dawna chciałem rozszerzyć zakres naszych usług, nie skupiając się tylko na luksusowych ubraniach. Więc to tak naprawdę eksperyment, miałem nadzieję, że będzie udany.

Po lunchu wróciłem do firmy, spędzając w niej czas już do samego wieczora.

********

Wariacje rzeczywistości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz