To nie ja, to moja ladacznica

5.3K 296 94
                                    

Ivy

Cholera. Cholera. Cholera.

On teraz ze mnie sobie kpił. Nie mówił tego poważnie! To była tylko taka gadka na zamydlenie mi oczu! To nie mogła być prawda, prawda?

Przecież on zachowywał się ostatnio w stosunku do mnie podle! I niby teraz twierdził, że mu koloruję świat, czy coś takiego. Ja mu zaraz coś pokoloruje, albo zmaluje, najlepiej śliwę pod okiem! A co! Podobno fiolet to będzie najgorętszy kolor nadchodzącego sezonu! I dodatkowo jaja mu też zsinieją, bo ja mu się nie dam znów wykorzystać!

Oj, już zaraz wykorzystać,
Jak dają, to trzeba skorzystać!
Na brak rozkoszy nie narzekałaś,
Sama chętnie przed nim nogi rozkładałaś!
Wychodzi na to, że się w tobie zauroczył,
Możne nawet jeszcze przed tym, gdy pierwszy raz w nas zamoczył.
Przestań myśleć i analizować,
Daj mu troszkę ze mną pofolgować.
Bo ja się za jego przyrodzeniem stęskniłam,
Dla niego znów mokra się zrobiłam
I to nie ma krew okresowa właśnie majtki ci zalewa,
To me pożądanie się ze mnie aż wylewa.
Pozwól i jemu jego soki z moimi połączyć,
Wasze nieporozumienie tym aktem zakończyć.

Twoje zdanie, tania ladacznico, się nie liczy!

Przełknęłam ślinę i spojrzałam w jego oczy, starając się jakoś zrozumieć tę całą sytuację.

Bo już w tym wszystkim się gubiłam!

Najpierw był po prostu jakiś sztywniakiem w garniaku, na którego przypadkiem wpadałam. Później psychopatą, który próbował przehandlować moje organy (mógł przynajmniej sprzedać ladacznicę, wtedy moje życie byłoby łatwiejsze), jednak się okazało, że był w miarę normalny. Kolejno prawie go zabiłam, po wielu tygodniach znów na niego wpadłam, aż wylądowaliśmy w łóżku, dalej w szpitalu, aż doszliśmy do obecnej, chorej sytuacji.

Nie ona nie była chora, była popieprzona na maksa!

— Powiesz coś? – zapytał cicho, przyglądając się dokładnie mojej twarzy.

— Nie wierzę ci. Kłamiesz, by mnie urobić – odpowiedziałam pewnie, a on lekko się skrzywił.

Zaprzeczył ruchem głowy i puścił jedną z moich dłoni, ułożył rękę na moim policzku i kciukiem dotykał moich ust.

— Zachowywałeś się ostatnio z dnia na dzień coraz bardziej chujowo w stosunku do mnie, dlatego nie wierzę i nie uwierzę – odezwałam się niemalże szepcząc.

Powoli i głęboko nabrał powietrza do płuc, po chwili je wypuścił i położył się obok mnie, jednoczenie oplatając ramionami moje ciało i przyciągnął mnie do siebie. Starałam się mu wyrwać, na co lekko się zaśmiał, bo nie miałam z nim szans.

— Zachowywałem się tak, bo sam przed sobą nie chciałem się przyznać do tego, że coraz bardziej zaczynam cię lubić. Nie tylko pożądać, ale po prostu darzyć sympatią. Choć jesteś uosobieniem wszystkich cech, których w ludziach nie lubiłem i nie akceptowałem. Denerwowałem się, że to właśnie ty zaczęłaś na mnie tak działać, że to właśnie o tobie myślałam w ciągu dnia, że to właśnie ty mi się śniłeś nocą – tłumaczył cicho, zataczając kołeczka kciukami na moich plecach. — Proszę byś ze mną została tutaj, nie dla opinii, ale dla mnie. Dajmy temu szansę – Odsunął się delikatnie i spojrzał głęboko w moje oczy. — Daj nam szansę i zobaczymy gdzie nas to doprowadzi.

Zatkało mnie. Normalnie mnie zatkało. Co to w ogóle miało znaczyć?!

Jak to co, idiotko?! On na ciebie leci i chce mnie, znaczy nas, na wyłączność!

Wariacje rzeczywistości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz