Wysłałam pani syna na tamten świat

5.6K 377 112
                                    

Ivy

Dlaczego prześladował mnie pech? A może to jednak nie pech, tylko skutek mojej głupoty i debilizmu? Czemu to zawsze ja wychodziłam na totalną wariatkę? I nie przejmowałabym się tym, miałam gdzieś opinie innych o sobie, jednak gdy moje czyny zaczynały negatywnie wpływać na życie innych ludzi, to znaczyło, że najwyższa pora się ogarnąć!

— Thomas – zaczęłam drżącym głosem. — Odkupię ci ten aparat — Spojrzałam w jego oczy, które ciskały we mnie błyskawice wkurwienia.

Zacisnął szczękę i odsunął mnie od siebie.

— Powinna pani nosić na szyi plakietkę z ostrzeżeniem o niebezpieczeństwie – Usłyszałam za plecami rozbawiony ton sztywniaka.

Czyli jednak potrafił się uśmiechać?

Wystawiłam język i zagryzłam zęby. Trochę się obśliniłam, ale co tam. Uklękłam na kolano, pomagając przyjacielowi zbierać resztki jego aparatu.

Kątem oka zerknęłam na tego no, La coś tam, dostrzegając jego rozbawioną minę.

No tak, co go obchodziła ludzka krzywda. Pan – mości książę, mam miliony dolarów na koncie, pośmieję się z biednych studentów.

— Mogę się dowiedzieć co pani robi? – zapytał, intensywnie patrząc w moją stronę.

Schowałam język, który lekko zaczął drętwieć, przełykając ślinę i rękawem bluzki wytarłam ją z kącików ust oraz brody.

Nabrałam powietrza, żeby coś mu opowiedzieć, ale po cichu syknął na mnie Tom, że mam milczeć, albo będzie ze mną źle.

W sumie miał rację. Zawsze coś niewłaściwego powiedziałam, albo ktoś mnie opacznie zrozumiał. Posłuchałam go i dalej milczałam, a żeby nie kusić losu i mego rozwiązłego organu mowy, znów przygryzłam sobie jęzor.

Sztywniak się ponownie zaśmiał i pokręcił głową. Powiedział do kogoś by przyniósł sprzęt i kilka minut później w rękach Thomasa spoczywał aparat, który był chyba kilkanaście razy droższy od tego co posiadał jeszcze kwadrans temu.

Niemalże kwiczał podniecony, mówiąc, że jego marzeniem było, by móc zrobić kiedyś zdjęcia tym cudem.

Prawie odgryzłam sobie ten zaśliniony mięsień, gdy pan – mam kij w dupie – powiedział mu, że to dla niego jako dodatek do wygranej w konkursie. Mój przyjaciel za to się zapowietrzył i ze szczęścia chciał mnie przytulić, jednak zatrzymał się w połowie drogi, informując mnie, że jednak powinnam się trzymać od niego z daleka, by nie kusić losu.

No cóż, nie mogłam mieć o to do niego pretensji.

Po jakimś czasie, gdy już emocje lekko opadły, każdy z modeli (w tym ja) dostał zestaw ciuchów. Poszłam się w nie przebrać, a jakaś babka zrobiła mi makijaż. I choć może to dziwnie zabrzmi, bo przecież w malowanie i pędzelki to ja jestem dobra, ale w make-up to ja nie potrafiłam totalnie. Thomas zawsze się ze mnie śmiał, gdy sama próbowałam coś ze sobą zrobić, że wyglądałam jak jego siedemdziesięcioletnia babcia, która jest ślepa, ale nadal się maluje. Po tym zrezygnowałam z kolorowych kosmetyków na zawsze. Jednak makijażystka odwaliła kawał dobrej roboty, bo gdy ujrzałam swoje odbicie w lustrze, zobaczyłam Ivy 2.0.

Wciąż byłam sobą, tylko ładniejszą wersją. Nawet moje nudne piwne oczy wyglądały lepiej, tak naprawdę zajebiście.

Kiedy już wszyscy byli gotowi, co tak właściwie trwało może około pół godziny, wyszliśmy ponownie przed budynek.

Pan (nawet już nie wyglądam jakbym miał kij w dupie, bo odziałem się w ciuchy z kolekcji) prezentował się całkiem inaczej niż zazwyczaj. Musiałam przyznać, że w luźnej wersji nadal był niesamowicie przystojny. I moja macica się ze mną zgodziła, bo się obśliniła na jego widok.

Wariacje rzeczywistości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz