Chise x Elias "To co czuję"

51 4 2
                                    

Jasne promienie słońca przedzierały się przez zachmurzone niebo. Odbijały się i przesmykiwały przez fiolki i szklane rurki, rozświetlały kolorowe substancje i wonne zioła. Wśród nich młoda czarownica w skupieniu prowadziła swoją naukę magii.

-Delikatniej, Chise.-zwrócił jej uwagę dostojny rogacz rozparty na krześle w rogu pokoju.
Rzadko jej pilnował, jednak dziś robili wyjątkowo niebezpieczny i ciężki do uzyskania eliksir. Wolał mieć na wszystko oko, bowiem jedna pomyłka mogła tu skutkować tragedią.

-Yhm. - odparła mu niezbyt rozmowna uczennica.
Jej dłonie drżały z wysiłku, a na czole pojawiły krople potu. Nie chciała zawieść Eliasa, nie mogła więc się pomylić. Te zioła chodowali od miesięcy, a klijent pilnie potrzebował leku.

-Teraz musisz dodawać to bardzo powoli.
Elias wstał i stanął za dziewczyną. Ujął jej dłoń w swoją i bardzo delikatnie nacisnął nią pipetę odmierzając po kropli naparu. Kolorowa substancja zanurzyła się w mazi wzbudzając kolorowe iskry.

Chise stała bezradna patrząc tylko na krople niknące w wywarze. Elias często dotykał jej dłoni i stał blisko, ale dziś było jakoś inaczej.
Tak... Sama nie wiedziała.
Jego dłonie, jak i całe ciało, były przyjemnie ciepłe. Jak koc, w ten zimny i pochmurny dzień. Długa, rogata czaszka opierała się o jej skroń, także ciepła i tak znana, że mogłaby rysować ją z pamięci.
Umiała nieźle rysować, może namalowałaby Eliasa...

Nagłe roztargnienie sprawiło, że kilka kropel na raz trafiło do naparu.
Natychmiast zagotował się on i wybuchnął, pokrywając pracowanię fioletową mazią.

Chise nie pamiętała kiedy upadła. Poczuła tylko uderzenie i wszechogarniającą czerń.
Gdy po chwili otworzyła oczy zaczęły do niej dochodzić różne bodźce. Ból otartego łokcia. Smród spalonej substancji, która stała się żrącą mazią.
Ciężar czyjegoś ciała na jej własnym.

-Elias? - starała się jakoś przebudzić mężczyznę, ale był za ciężki, by mogła cokolwiek zdziałać. Przysunęła się więc tam, gdzie powinien mieć ucho i szepnęła:-Obudź się czarnosiężniku.

Z jękiem podniósł się na ramionach i zobaczyła jego twarz w ludzkiej formie. Była wykrzywiona bólem, ale też strachem. Gdy spojrzał jej w oczy pojawiła się również ulga.

-Nic Ci nie jest Chise? - zapytał z troską.

-Nic. - prócz obitego łokcia czuła się bardzo dobrze.
Co innego on.
Gdy usiadł wtała, z zamiarem posprzątania tego bałaganu. Wtedy to zobaczyła- dziura w płaszczu wyżarta kwasem. Z pod niej wystawało obszerne poparzenie, aż do żywego mięsa, które sączyło się brunatną krwią.
Elias uratował ją osłaniając własnym ciałem.

*

Syknął z bólu gdy lepka maść dotknęła otwartej rany.
Siedzieli na łóżku, gdzie zaprowadziła go Chise. Kazała mu zdjąć koszulkę, by materiał nie przyległ do rany. Szybko wyjęła z szafki potrzebne leki i bandarze, w pośpiechu zabrała ze sobą jeszcze tochę leków przeciwbólowych.
Mężczyzna upierał się jednak, że nie są mu one potrzebne. Twierdził też, że wogóle nie potrzebny mu opatrunek i te maści, ale na to nie mogła się zgodzić.
Przecież to przez nią został ranny...
Przełykając smutek skupiła się na swoim zadaniu. Otoczyła gazą oparzony bark i delikatnie owinęła go bandarzem. Dzięki magicznym maściom rekonwalescencja powinna potrwać nie cały tydzień, ale blizna pozostanie...

-Wybacz mi. - szepnęła siadając przed nim.-Gdybym bardziej uważała.

-Nie przejmuj się.- uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie. - To moja wina, za dużo dodałem. Cieszę się, że to ja zostałem poparzony, a nie Ty, bo Twoje kruche ciało mogłoby nie wytrzymać takiego obciążenia.

Chise przełknęła nerwowo ślinę.

-Ale będziesz miał blizny...

-W mojej prawdziwej formie nie będą one widoczne. - odparł.

-Dlaczego więc przemieniłeś się w człowieka?

-Zrobiłem to automatycznie, by lepiej Cię ochronić. Ten lek bardzo różnie reaguje i nie wiedziałem jak żrący będzie. Nie wrócę do swojej formy aż nie wyleczę tego oparzenia.

Chise spojrzała nań smutno. Uważał, że to jego wina, ale ona wiedziała swoje. Zawsze obwiniała się za zło.

-Chodź do mnie. - powiedział i położył na zdrowym boku.

Położyła się obok patrząc głęboko w oczy, jednakowe niezależnie od formy.
Jej policzki przyjęły po chwili kolor włosów.
Był tak blisko i onieśmielająco wpatrywał się w jej zielone tęczówki.

-Powiedz mi... co to za uczucie?-złapał się za serce.

-Opisz je.-odszepnęła.

-Takie ciepło gdzieś w okolicach serca, ciepło i spokój. I w brzuchu mam coś jakby... motyle.

Chise zachichotała.
-Może to szczęście?

-Więc czuję się szczęśliwy!-zakrzyknął mężczyzna obejmując ją delikatnie.
Wtuliła się w gorący tors mężczyzny. Też to poczuła.
Przy jego boku czuła się szczęśliwa.

-Też to czuję.
Jego usta wykrzywiły się w podkówkę.

-Jest coś czego zawsze chciałem spróbować.

Zanim zdążyła zareagować

-Chise?

-Hym?

-Dziękuję, że jesteś tu ze mną.

Uśmiechnęła się i wtuliła w niego.

-I ja za to dziękuję.

Morfeusz delikatnie ogarnął ich delikatnie snem.

Zbiór opowiadań o miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz