Constantin wrócił do tej nieszczęsnej wypożyczalni i ustawił się w kolejkę. Zastanawiał się jakim cudem chłopaki tak szybko go rozgryźli. Czy to on był aż tak przewidywalny i słabo się ukrywał, czy to oni mieli za sobą lata doświadczeń. Uznał, że prawdopodobnie jedno i drugie, ale właściwie nie miało to większego znaczenia. Pierwszy dzień ich pobytu w Wiedniu powoli zbliżał się ku końcowi i prawdopodobnie już nigdy w życiu nie zobaczy tej dziewczyny, więc niby po co miałby przejmować się czymkolwiek? Na drugi dzień prawdopodobnie zapomni o niej i o ciepłym spojrzeniu jej zielonkawych tęczówek. A przynajmniej miał taką nadzieję.
— Co dla pa... o, to ty — odezwała się, gdy stanął przy ladzie. Posłała mu uśmiech, tym razem mniej wymuszony, jakby nieco bardziej szczery. — Gdzie zgubiłeś kolegów?
— Zapomnieliśmy o szafce — westchnął, nie spuszczając z niej wzroku.
Wygłodniale sunął spojrzeniem po jej twarzy, jakby, mimo wcześniejszych pragnień, by o niej zapomnieć, starał się utrwalić jej wizerunek w głowie, by móc później we wspomnieniach do niej wracać.
Jezu, Schmid, co to jest za problem zagadać do dziewczyny? Najwyżej dostaniesz kosza, pomyślał sobie.
Cóż, najwyraźniej był to problem, bo stał przy tej durnej ladzie na sztywnych nogach. Najważniejsze to nie zrobić z siebie głupka, powtarzał sobie. Ostatni raz był tak zestresowany jak oddawał swój pierwszy skok na mamucie. No dobra, nawet wtedy się tak nie stresował.
— Nie wy pierwsi i nie wy ostatni — parsknęła śmiechem, przywracając go do rzeczywistości. — Jedna wam starczy?
— Co?
Spojrzała na niego jak na głupka. Brawo Schmid, miałeś jedno zadanie, a i tak skopałeś. Dziewczyna podniosła do góry kluczyk, obracając go między palcami.
— Pytałam, czy jedna szafka wam wystarczy — powtórzyła cierpliwie, chociaż Constantin miał wrażenie, że gdyby mogła, to wybuchnęłaby śmiechem.
Zrobiło mu się gorąco i miał wrażenie, że jest czerwony jak cholerny pomidor. Do pełni chaosu jeszcze tylko brakowało, żeby leki przeciwbiegunkowe przestały działać. Jak najprędzej odsunął od siebie tę myśl.
— Tak, tak — pokiwał głową, znów wzdychając. — Przepraszam, jestem jakiś rozkojarzony dzisiaj.
Cóż, może jeszcze była szansa, by jakoś inteligentnie z tego wybrnąć. Po cichu miał nadzieję, że jeszcze nie wzięła go za kompletnego debila.
— Właśnie widzę — stwierdziła, podając mu kluczyk i paragon. — Szafka trzysta dwadzieścia jeden.
Wyciągnął rękę w jej kierunku, a kiedy zetknęli się fragmentami dłoni miał wrażenie, że poraził go prąd. Cóż, najwyraźniej nie było to jedynie wrażenie, bo dziewczyna cofnęła rękę.
— Przepraszam, dzisiaj ciągle kogoś kopię — posłała mu przepraszające spojrzenie, a on uśmiechnął się pod nosem.
— Nie szkodzi — odparł, wzruszając ramionami. — I dzięki. — Zmiął paragon w ręku, zupełnie nie dbając o to, że będzie musiał pokazać go przy kasie.
— Laura, pouvez-vous venir ici un instant?! — rozległ się głos z zaplecza, ten sam, który krzyczał poprzednim razem, gdy stali przy ladzie.
— Je viens — odkrzyknęła dziewczyna i uśmiechnęła się do niego. — Cześć!
I zniknęła w głębi wypożyczalni, a on stał tam jak dureń, wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą. A więc ma na imię Laura.
CZYTASZ
kartenhaus | c. schmid ✔
FanfictionConstantin, podczas przypadkowej wizyty w Wiedniu, wpada na dziewczynę, dla której zupełnie traci głowę. Nie zna jej imienia, nie wie skąd jest, nie wie o niej zupełnie nic, prócz tego, że pracuje w wypożyczalni łyżew jednego z wiedeńskich lodowisk...