26.

394 25 41
                                    

Tak jak Laura przypuszczała, powrót do domu przyniósł jej swego rodzaju ukojenie. Od razu po powrocie do swojego mieszkania zrobiła sobie herbatę w swoim ulubionym kubku, a później poszła na długi spacer, wracając dopiero późnym wieczorem. Wymieniła z Constantinem kilka krótkich esemesów, ale szybko ucięła dyskusję, bo tego dnia była już zbyt zmęczona, żeby jeszcze chciało się jej z kimkolwiek gadać. 

Trzy następne dni miała zmianę od dziesiątej na lodowisku, wieczorami zajmowała się Sophie i można było powiedzieć, że wszystko toczyło się tak, jakby w jej życiu nic się nie zmieniło w ostatnim czasie. Cóż, może wszystko byłoby względnie normalnie, gdyby nie fakt, że sprawa z tymi dziwnymi wiadomościami nie dawała jej spokoju. 

Oczywiście Laura domyślała się, że to wszystko wkrótce się zakończy, bo zostały jeszcze trzy fragmenty, ale przechodził ją dreszcz na myśl o tym co mogłoby być finałem tego wszystkiego. Sama świadomość, że ktoś zostawiał jej wiadomości używając do tego mszy żałobnej było nadzwyczaj niepokojące. Jej i Markusa śledztwo nie szło do tej pory zbyt dobrze, bo nadal nie mieli żadnych podejrzanych, mimo że Eisenbichler był na miejscu i obserwował wszystkich uważnie, nadal nie natknęli się na nic podejrzanego, co mogłoby świadczyć, że rzeczywiście ktoś rzuca Constantinowi kłody pod nogi. 

Ostatnim razem udało im się uniknąć jednego z tych podejrzanych zdarzeń, ale tym razem mogło nie być tak łatwo. Według jej przewidywań w Oslo wszystko miało przebiegać bez żadnych komplikacji, ale myśl o Trondheim i Vikersund napawała ją może nie przerażeniem, ale z pewnością niepokojem. 

— Laura, z tym trzeba coś zrobić — stwierdził Markus, podczas jednej z ich rozmów telefonicznych. — Powiedzieć komuś, zgłosić gdziekolwiek... Tak nie może być, wiesz o tym dobrze. 

— I gdzie niby chcesz to zgłosić? — wywróciła oczami. — Na policję? Żeby zaczęli robić niepotrzebny zamęt? Markus, zastanów się, jeśli osoba odpowiedzialna za to wszystko dowie się, że w sprawę zaangażowała się policja, to prawdopodobnie zrezygnuje z dalszych działań, albo będzie ostrożniejsza niż teraz. 

— A czy nam nie chodzi o to, żeby po prostu to się skończyło? 

— Markus, my musimy się dowiedzieć kto to jest — westchnęła. — Nie powiesz mi, że chciałbyś żyć ze świadomością, że masz w kadrze jakąś gnidę, która podkłada kolegom nogi, co nie? 

— Naprawdę sugerujesz, że to może być ktoś z kadry? — Makrus brzmiał na coraz bardziej zirytowanego. — Laura, ja tych chłopaków znam już kupę lat, to są moi przyjaciele, dobrzy ludzie i ręczę za każdego z nich. Żaden z nich by nigdy nie... 

— A jednak ktoś podkłada Constantinowi świnię tuż pod waszym nosem — stwierdziła. — Masz jakieś inne pomysły? 

Zawahał się przez chwilę, ale po kilku sekundach ostrożnie się odezwał. 

— To musi być ktoś, kto zna twój dokładny adres — powiedział powoli, jakby nad czymś gorączkowo nad czymś myślał. — Kartka i włamanie, musieli wiedzieć, nie sądzisz? 

— No tak, to dosyć jasne, ale...

— Przypomnij sobie kto od nas może wiedzieć gdzie mieszkasz — przerwał jej. — To może być kluczowe, Laura, nie wierzę, że dopiero teraz na to wpadłem! 

Laura wywróciła oczami, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. 

— Ty, Constantin, to jasne — zaczęła od niechcenia, czując, że nigdzie jej to nie doprowadzi. — Właściwie cała wasza kadra, więc to raczej powie nam niewiele. Ale poza wami jeszcze wiedzą wszyscy Austriacy, którzy byli w Willingen.

kartenhaus | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz