28.

391 28 2
                                    

Constantin przyjechał do Planicy w okropnie podłym humorze. Po paskudnych dniach w Vikersund zdecydowanie nie czuł się na siłach, żeby brać udział w Mistrzostwach Świata. Leciał do Słowenii pełen obaw i miał wrażenie, że nie opuszczą go one aż do ostatniego dnia jego pobytu tutaj. Miał nadzieję, że tym razem nic się z jego sprzętem nie stanie i wszystko pójdzie jak po maśle, uda mu się zaliczyć dobry występ, może poprawi swój rekord życiowy... Tak, to były nadzieje Constantina na te cztery najbliższe dni. 

Jechał do Planicy trochę przybity, bo Laura od Vikersund nie miała zbytnio czasu z nim rozmawiać, zbywała go i wydawało mu się, że szukała wymówki, żeby z nim nie rozmawiać, co naprawdę go raniło, ale przecież nigdy nic mu nie obiecywała, prawda? W każdym razie miał wrażenie, że koledzy to zauważyli, bo przecież nie był ślepy. Widział ich ukradkowe, porozumiewawcze spojrzenia, które posyłali sobie, kiedy myśleli, że Constantin nie może ich zobaczyć. Aż tak bardzo było po nim widać, że jest w kiepskim humorze? Boże, jak ja bym chciał, żeby Laura tu była, pomyślał, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że dziewczyna, o której myśli, właśnie opiera się o maskę pożyczonego od szwagra samochodu, czekając na stacji benzynowej pod Grazem na swojego brata. 

— Constantin, słyszałeś? — usłyszał nad uchem głos Piusa i niemal podskoczył. — Spokojnie, to tylko ja — parsknął, a Constantin uśmiechnął się tylko pod nosem. — Za piętnaście minut mamy być na dole. 

— Tak, jasne — pokiwał, a Pius spojrzał na niego uważniej. 

— Co jest? — spytał, siadając naprzeciwko niego, splatając ręce na brzuchu. — Chodzi o Vikersund? Głupia sprawa, ale... nic już na to nie poradzisz, nie? Szkoda, że nie znaleźli tego gnoja, ale zrobili wszystko, co mogli. 

— Nie chodzi o Vikersund — westchnął tylko chłopak, przecierając twarz dłonią. — Właściwie trochę chodzi, ale, bardziej... Bardziej chodzi o coś innego. 

— Wiesz, że możesz ze mną o wszystkim pogadać, nie? — Pius poklepał go przyjacielsko po ramieniu, a Constantin skinął tylko głową, odwracając wzrok. 

— Myślę, że Laura nie chce ze mną gadać — powiedział, krzywiąc się. — Dzwoniłem do niej w tym tygodniu kilka razy, ale zawsze była zajęta, albo gdzieś akurat szła, albo mówiła, że ma dużo pracy... Może stwierdziła, że jestem natrętny, albo...

— Albo ma dużo pracy, ty dzwonisz w nieodpowiednich momentach, a ona jest wtedy zajęta — wtrącił Paschke, wywracając oczami. — Sam przecież mówiłeś, że ostatnio szukała pracy, może ma po prostu cięższy tydzień? Za dużo kombinujesz, Constantin, naprawdę. Laura by ci nie ściemniała... 

Laura wprost nie mogła się doczekać przyjazdu do Planicy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Laura wprost nie mogła się doczekać przyjazdu do Planicy. Cóż, udzielał jej się nastrój brata, który był wyraźnie bardziej pobudzony, niż powinien. Odkąd tylko wstał rano, ciągle trajkotał jak głupi o skokach, konkursie o Letalnicy i o Gregorze Schlierenzauerze i w pewnym momencie Laura myślała, że wysadzi go na autostradzie, żeby tylko przestać go słyszeć. 

kartenhaus | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz