16.

535 35 10
                                    

Laura siedziała już całkowicie zapakowana na swoim łóżku w hotelu Trumer Stube. Cieszyła się jak głupia na myśl, że znów zobaczy się z Constantinem. Mimo że ich rozłąka nie trwała przecież tak długo, bo przecież widzieli się w czwartek, to jednak każda możliwość spotkania się z nim twarzą w twarz była dla niej cenniejsza, niż jakiekolwiek skarby na świecie. Pomyślała, że zaczyna zachowywać się jak głupiutka nastolatka, która straciła głowę dla chłopaka, ale na ten moment nie miało to dla niej wielkiego znaczenia. 

Teraz myślała tylko o fakcie, który wcześniej jej umknął. Mianowicie to, że Constantin mieszka przecież razem z rodzicami i bratem, a zatem jednoznacznym było, że Laura będzie musiała ich poznać. I to już był wystarczająco dobry powód, żeby panikować. 

Już nie chodziło o fakt, że będą to nowi ludzie, a Laura nie za bardzo przepadała za zawieraniem nowych znajomości, ale raczej fakt, że będzie to rodzina Constantina. Najbliżsi mu ludzie. Paraliżowała ją myśl, że mogliby jej nie polubić, albo, co gorsza, że ona mogłaby zrobić z siebie przy nich debilkę. Zachowaj spokój, Laura, to nic takiego

Fakt, że nie wiedziała co w ogóle Constantin mówił o niej w domu, także wcale nie pomagał, a głupio było jej zapytać. Bo w końcu, kim oni właściwie dla siebie byli? 

To pytanie krążyło jej w myślach już od jakiegoś czasu. I nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi. W ich relacji od samego początku nie było wiadomo do końca o co chodzi. Bez wątpienia mogła powiedzieć, że od czasu ich pierwszego spotkania zaszła w niej jakaś dziwna zmiana, której nie potrafiła wyjaśnić. 

Ostatnie lata Laura skrupulatnie unikała nowych znajomości, zwłaszcza z chłopakami. Poprzednio została zraniona tak bardzo, że nie sądziła, że kiedykolwiek wyjdzie na prostą. Od tamtego czasu nie była z nikim w związku, nie szukała takich znajomości i zwyczajnie prowadziła swoje życie tak, jakby kwestie miłosne zupełnie dla niej nie istniały. Bała się. Bała się być ponownie zranioną, wykorzystaną i oszukaną. Kiedyś o mało nie straciła życia przez to, że oddała swoje serce nieodpowiedniej osobie. Najlepszą decyzją po tym wszystkim wydało jej się ukrycie potrzaskanego już serca i nie pokazanie go już nigdy więcej, by nikt inny nie mógł jej w taki sposób zranić. Takie rany leczyły się najdłużej, doskonale to wiedziała. Po wypadku zostały jej blizny, ale serce od tamtego momentu zdawało się nieprzerwanie krwawić, nerwowe o swój dalszy los. 

Od chwili, kiedy poznała Constantina niektóre rzeczy mocno się pozmieniały. Mury, jakie zbudowała wokół swojego serca zaczynały się powoli kruszyć, a ona nawet nie zamierzała tego powstrzymywać. Wszyscy jej powtarzali, że powinna dać sobie szansę. Dać ją sobie i temu, co czuła, nie niszczyć tego i nie grzebać przedwcześnie. Chciała. Naprawdę chciała sprostać temu wszystkiemu, ale cholernie się bała. Miała wrażenie, że jej przeszłość nigdy nie da jej spokoju. Ale nigdy się tego nie dowie, jeśli cały czas będzie uciekała. 

Constantin wzbudzał w niej uczucia, o których dawno zapomniała. Już dawno nie czuła takiej ekscytacji na myśl o zobaczeniu się z kimkolwiek. Już nie pamiętała kiedy ostatnio jej serce przyspieszało na widok kogokolwiek, jak teraz na widok Constantina. Zdecydowanie coś się zmieniło i Laura miała nieodparte wrażenie, że zmienia się na lepsze. Czuła się nieporównywalnie lepiej, mając świadomość, że gdzieś tam jest ktoś, kto być może myśli o niej i chce się z nią zobaczyć. 

Telefon zaczął dzwonić, a ona niemal podskoczyła na materacu. Zdecydowanie była zestresowana i to o wiele bardziej, niż powinna. Zastanawiała się, czy nie wziąć swoich tabletek na uspokojenie, ale zrezygnowała. Zamiast tego odebrała. 

— Cześć mamo — powiedziała cicho, kładąc się z powrotem na łóżko. — Gadałaś z Danielem?

— Cześć kochanie, tak, dzwonił do mnie jakieś pół godziny temu — odparł kobiecy głos z głośnika. — Zostajesz na długo? Może wpadłabyś do Marii, dawno cię nie widziała... 

kartenhaus | c. schmid ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz