Laura leżała rozwalona na kanapie, trzymając kubek parującej herbaty między palcami, zastanawiając się, co strzeliło jej do głowy, żeby oglądać ten cholerny konkurs. Było chwilę po trzeciej nad ranem i jedyne, co ją w tym momencie pocieszało, to fakt, że nie wstaje nigdzie do pracy. Obiecała też sobie, że za żadne skarby nie wygada się Patrykowi, że jeszcze dwa dni temu, rozmawiając z nim przez telefon wyśmiała go i to, że zarywa noce dla skoków, a teraz miała na stole otwarte pudełko z zimną pizzą i patrzyła, jak na belce startowej siada jakiś Norweg.
Napisała jednocześnie esemesa do Constantina, ale zamiast wysłać skasowała go, bo przecież on był w pracy i nie chciała go rozpraszać swoim narzekaniem, że nie może rozróżnić skoczków od zeskoku.
W ciągu ostatniego tygodnia, od ich spotkania w Zakopanem, zaczęli regularnie wymieniać esemesy i dzwonić do siebie. Mimo że mogło się zdawać, że są z zupełnie różnych światów, dogadywali się jakby znali się zawsze. Mogła z nim gadać o zupełnych bzdurach i spędzać godziny na słuchaniu jego głosu i zawsze poprawiało jej to humor.
Zdarzało się, że dzwonił do niej w momentach, kiedy była zmęczona, marudna, wkurzona albo smutna i wtedy od razu robiło jej się lepiej. Czasem narzekał jej na kolegów, opowiadał jakieś historie jeszcze z czasów szkolnych, albo pytał co u niej. I rozmawiali o totalnych pierdołach, na przykład o tym jaki film oglądał ostatnio, albo o jej ostatniej sesji zdjęciowej.
Zaczęła przysypiać, kiedy zostało ostatnich pięciu zawodników. Kiedy na powrót otworzyła oczy, oślepiło ją światło słoneczne, wpadające przez okno. Zasnęła na kanapie, a obok niej leżał pusty kubek po herbacie, którego najwyraźniej nie odstawiła na stolik. Od razu sięgnęła po telefon i po kawałek zimnej pizzy, a kiedy na wyświetlaczu zobaczyła czternastą, pięć nieodebranych połączeń i siedem esemesów, prawie się zakrztusiła.
Nieodebrane połączenie od Constantin 4:48
Pokręciła głową, nie dowierzając, że ten głupek dzwonił o piątej rano. Dwa esemesy od niego też miała, więc zamiast oddzwaniać, otworzyła najpierw wiadomość.
Constantin: Jezu, zapomniałem, że u ciebie jest wcześnie rano, przepraszam
Constantin: Mam nadzieję, że cię nie obudziłem
Wystukała szybko wiadomość o treści "jesteś debilem" i zamierzała wrócić do dalszego sprawdzania powiadomień, ale w tym momencie ktoś załomotał w jej drzwi. Kogo licho niesie? Poczłapała powoli do drzwi i zerknęła przez judasza, by ujrzeć znajomą sylwetkę swojego najlepszego przyjaciela, Oliviera.
Kiedy usłyszał szczęk zamka nawet nie czekał, aż ona otworzy mu drzwi, a sam wparował do korytarza, zmuszając Laurę, żeby odskoczyła.
— Laura nie uwierzysz co wymyśliłem! — wrzasnął na wejściu, zrzucając z siebie kurtkę.
Takimi tekstami zawsze zaczynały się ich najgłupsze pomysły. Olivier był trzy lata starszy od niej, miał licencjat z filologii niemieckiej, urodził się na jakimś zadupiu pod Paryżem i postanowił, że zostanie poetą. A poznali się przez internet, jeszcze jako nastolatkowie.
Olivier zawsze miał umysł wypełniony nowymi ideami i koncepcjami. Nieraz zdawało jej się, że pragnął być drugim Napoleonem, albo innym Aleksandrem Wielkim, bo zdarzało się, że wydzwaniał do niej w środku nocy, mówiąc o wielkich rewolucyjnych planach, czy innych pomysłach, mających zmienić świat, ale jednak zawsze kończyło się tym samym. Spektakularnym rozczarowaniem światem, po którym jednak zawsze następował kolejny taki zryw.
Olivier w istocie był odludkiem, wszędzie zabierającym ze sobą kawałek notesu i długopisy, by w razie natchnienia móc zapisać każdą swoją myśl, dostrzegającym głównie zło w świecie, egzaltowanym i nadwrażliwym.
CZYTASZ
kartenhaus | c. schmid ✔
FanfictionConstantin, podczas przypadkowej wizyty w Wiedniu, wpada na dziewczynę, dla której zupełnie traci głowę. Nie zna jej imienia, nie wie skąd jest, nie wie o niej zupełnie nic, prócz tego, że pracuje w wypożyczalni łyżew jednego z wiedeńskich lodowisk...