Rozdział 6

104 11 9
                                    

Asta & Hakon*

Kolejne kroki, mimo iż stawiane w grubej warstwie śniegu, nie traciły na swojej zawziętości. Asta odniosła wrażenie, że gdyby tylko zechciała, swoimi stąpnięciami byłaby w stanie zatrzasnąć całym światem. A w szczególności tym jej fragmentem, po którym kroczyła ta przybłęda.

- Idę do Nory – powiedziała głośno, nie musząc odwracać się za siebie by wiedzieć, że Hakon depcze jej po piętach. – Jeśli chcesz, idź ze mną ale nawet nie próbuj mnie moralizować. W innym wypadku możesz wracać i przepraszać tą ofiarę losu, której teraz zapewne tak bardzo jest ci szkoda – odparła, wyrzucając ramiona w powietrze.

- Skorzystam z propozycji – odpowiedział Hakon swoim niskim, mrukliwym tonem, gdy pokonał już dzielący ich dystans. Spojrzenie, którym obrzuciła go Asta zaledwie kątem oka wystarczyło, by dostrzec formujący się na jego twarzy uśmiech. – Potowarzyszę ci.

- Jak chcesz – rzuciła opryskliwie, choć w duchu ucieszyła się, że będzie miała na kim wyładować złe emocje. Być może, wizja jego towarzystwa, również nie przedstawiała się w tak ciemnych barwach, jak zwykle.

Utrzymując nadawane przez nią tempo, dotarcie do Nory zajęło im mniej czasu, niż zwykle. Asta wpadła do środka niczym huragan, a otwarte przez nią drzwi, z hukiem obiły się o sąsiednie ściany. Wśród panującego wewnątrz gwaru, nikt jednak nie poświęcił jej dłuższej chwili.

Wybuchowy temperament wojowniczki, stojącej u boku Heidi, niejednokrotnie dawał o sobie znać sprawiając tym samym, że niemal wszyscy drakhani, byli przygotowani na jej wybuch, mogący nastąpić w niemal każdej chwili. Tylko Hakon skrzywił się zauważalnie, gdy ostry huk dotarł do jego uszu. Była to jednak jedyna oznaka tego, że nie popierał jej ekscesów, których młoda wojowniczka, nigdy sobie nie szczędziła.

- Ingrid! – zawołała, uderzając dłonią o blat, oddzielający salę od kuchni.

W niedługiej chwili, z niewielkiego okienka wyjrzała posiwiała głowa. Nieco mętne, przez rozwijającą się zaćmę oczy, zmierzyły blondynkę z błyskiem wyraźnej dezaprobaty. Stara kobieta, również była przyzwyczajona do okazywanego jej braku szacunku, jednak nie szczędziła sobie karcących spojrzeń, które niemal za każdym razem posyłała w stronę blondynki. Tym razem nie było inaczej i służąca z wyraźnym ociąganiem zbliżyła się do blatu, ku ogólnemu rozdrażnieniu łowczyni.

- Słucham, słoneczko? – odezwała się przesłodzonym, nieco skrzekliwym głosem, który na co dzień rozczulał ludzkie serca. Tym razem, w połączeniu z nieco prześmiewczym uśmiechem, nie sposób było uwierzyć w jego autentyczność.

- Przynieś beczkę grzańca do mojego stolika. Może być też coś mocniejszego – powiedziała Asta, po czym odeszła, nie dając staruszce możliwości zabrania głosu.

Ingrid powiodła za młodą kobietą nienawistnym spojrzeniem, zupełnie nie pasującym do kruchej sylwetki i pomarszczonej twarzy.

- Wybacz jej, nie jest w najlepszej formie – wyjaśnił Hakon, przymilnym tonem, kładąc przedramiona na blacie.

Jego wzrok, ani na chwilę nie opuścił Asty, która rozwścieczonym, dudniącym krokiem, zmierzała do stolika, ustawionego na niewielkim podwyższeniu. Nawet nie spojrzała na swoją panterę, gdy odsuwając gwałtownym ruchem krzesło, niemal ją potrąciła. Niezrażona zachowaniem właścicielki Jokasta, przycupnęła przy jej boku, z wyraźnym zaciekawieniem obserwując każdy ruch swojej pani.

- To ta kobieta bywa kiedykolwiek w formie? – prychnęła kobieta, której policzki aż zaróżowiały się ze złości. – Toż to jeszcze niemal dziecko! Rozwydrzona bachorzyca! – wysyczała, machając w rozdrażnieniu ścierką na boki.

Wilcza zamiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz