Rozdział 24

60 7 2
                                    


- Nie mogę się doczekać by skopać parę wilczych zadków – odezwał się Hans po jej lewej stronie. Usta wojownika ledwo zauważalnie pięły się ku górze.

- Mam nadzieję, że pamiętacie w jakim celu tam idziemy. Mamy ich przede wszystkim złapać, nie wytłuc co do nogi – przypomniała surowym tonem, ściągając go z powrotem na ziemię. Kroczący nieopodal wielki basior, zwrócił ku niej zaskoczone spojrzenie, unosząc spiczaste uszy ku górze. Heidi obrzuciła go jedynie pobieżnym spojrzeniem, które po chwili ponownie wlepiła w zalany srebrną poświatą las. – To już nie jest wojna, w której przyklasną ci za skrócenie o głowę wszystkiego co się rusza. Mamy dostarczyć wodzowi więźniów, nie trupy. Martwi na nic nam się nie zdadzą – zakończyła, rzucając Hansowi znaczące spojrzenie, na które kąciki jego ust przekornie drgnęły ku górze.

Heidi wywróciła oczami, ściskając boki pantery, która ruszyła truchtem by wysunąć się na przód. Mimo rany na boku, Tallulah nie dawała po sobie poznać oznak zmęczenia ani bólu. Heidi uważnie obserwowała każdy jej ruch i parsknięcie jednak prócz niewielkiej kulawizny nie dostrzegła żadnych niepokojących sygnałów. Z resztą, nawet jeśli bystre, kobiece oko wyłapałoby coś alarmującego, czworonożna towarzyszka łowczyni była zbyt dumnym stworzeniem, by zrezygnować z nadchodzącej walki. Pantery były stworzone do polowania. W szczególności Tallulah.

To, że tej nocy śnieg zabarwi się krwią było dla Heidi bardziej, niż pewne. Wilki na pewno będą się bronić. Być może zaatakują jako pierwsze, jak tylko dostrzegą ich wynurzających się z gęstwiny. Bestie nigdy nie poddawały się bez walki, a ona nie zamierzała pozwolić by w tej potyczce śmierć ponieśli jej ludzie.

Odetchnęła głęboko mroźnym powietrzem, rozluźniając przy tym spięte barki. Mimo to nie mogła powstrzymać ściskającego jej wnętrzności podenerwowania. To było pierwsze zadanie od dawna, z którym musiała się zmierzyć bez swojej przybocznej. Szczerze powiedziawszy, od dnia Chrztu nie pamiętała walki, w której nie mogłaby liczyć na Astę.

Znały się jak nikt inny i Heidi nigdy nie musiała oglądać się przez ramię by wiedzieć, jaki ruch wykona z pozoru nieprzewidywalna drkhanka. Zawsze potrafiły się znaleźć. Zawsze wiedziały, że jedna bez wahania odda życie za drugą. Zawsze mogły na siebie liczyć.

Tym razem jej funkcję miał przejąć Folder, jednak Heidi w cale to nie uspokajało. Ufała swojemu przyjacielowi, jednak nie bez powodu wybór przybocznej był jednym z najważniejszych, jakie podejmowali w swoim życiu.

Była wściekła i zmartwiona. Mogła mieć jedynie nadzieję, że Hakon jest razem z jej przyjaciółką, której tym razem, dla odmiany, nie grożą jakieś kłopoty. Wspomnienie chwili, w której zdała sobie sprawę, że Asta nie opuściła razem z nimi trzęsawiska, oplatał ciasno jej zimne serce i sprawił, że zadrżała.

Skrzywiła się ledwo widocznie, gdy koło niej pojawił się Hans. Wyglądał już lepiej, podobnie z resztą jak ona, jednak zabawa suto zakrapiana alkoholem sprawiła, że oboje nie byli w najlepszej formie. Heidi niemal przestraszyła się, gdy przed wyjściem spojrzała we własne odbicie w lustrze. Cuchnęło od niej gorzej niż z gorzelni, jej cera była szara, a cienie pod oczami sprawiały wrażenie, jakby ktoś porządnie jej przyłożył. Nie wspominając o roztrzepanych włosach, z którymi musiała stoczyć prawdziwą bitwę zanim udało jej się ponownie doprowadzić je do porządku.

- Możemy porozmawiać? – zapytał, wbijając wzrok w jej profil.

- To nie jest najlepsza chwila na zwierzenia, nie uważasz?

Hans zaśmiał się ponuro, jednak widocznie nie wziął sobie jej słów do serca. W gruncie rzeczy nie powinno jej to dziwić. Ostatnimi czasy na każdym kroku dawał po sobie poznać, co sądzi o jej zdaniu.

Wilcza zamiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz