Rozdział 9

97 11 6
                                    

Część Yrsy jest niesprawdzona.

Yrsa

Kufle ułożone na drewnianej tacy zadrżały, uderzając o siebie z charakterystycznym brzmieniem, gdy Yrsa zbliżała się do odpowiedniego stolika. Nadal drżała na całym ciele, chociaż od powrotu znad jeziora, minęła cała doba.

Jej blade, okraszone piegami policzki, nadal jednak płonęły rumieńcem, który przypominał sobie o niej, za każdym razem, gdy pamięcią wracała do swojej rozmowy z Ingrid. Choć rozmową, naprawdę ciężko było to nazwać. Kobieta skrzywiła się zauważalnie, mając wrażenie, że w uszach nadal huczy jej krzyk staruszki. W życiu nie widziała, aby była tak wściekła a tym bardziej na nią - na Yrsę, którą zawsze traktowała z niemal matczyną czułością.

Zawsze czuła, że była jej ulubienicą, choć ani ona, ani staruszka nie przyznałyby tego na głos. Yrsie wystarczyły jednak uśmiechy, które wykwitały na pomarszczonej twarzy kobiety za każdym razem, gdy przekraczała próg do Nory i przyjazne rozmowy, na które zawsze mogła liczyć. Teraz jednak, za każdym razem, gdy mijała Ingrid, ta wznosiła podbródek, a obleczone początkową zaćmą oczy, unikały jej widoku lub ciskały gromami. Yrsa nie wiedziała, co gorsze.

Unikała również Foldera. Zjawił się w Norze tuż za nią, idealnie trafiając na moment, w którym zbierała ostre cęgi od Ingrid. Jemu również się oberwało. Przyjemne ciepło rozlewało się po jej sercu gdy przypominała sobie, jak stawał w jej obronie i zrzucał całą winę na siebie tak, jak obiecał. Nie był już jednak mile widziany na zapleczu Nory i odkąd opuścił to miejsce z nisko zwieszoną głową i skruszonym wzrokiem, nie miała okazji ponownie się z nim zetknąć.

Może tak było lepiej? Chciała unikać problemów tak, jak robiła to dotychczas, a rozbrykany, drakhański wojownik, był definicją wszystkich kłopotów. Nie pisała się na nie. Jej ciało nadal drżało z nerwów o ewentualne konsekwencje, które mogły zaskoczyć ją w ciągu dnia, najpewniej w chwili, w której dopuści do siebie myśl, że tym razem się jej upiekło.

Z tego powodu, miała się na baczności, choć sprawy nie ułatwiało nieznośne przeczucie, jakoby wszyscy mijani wojownicy, doskonale wiedzieli, że wymknęła się z Folderem poza wioskę. Rozdając zamówienia, czy chociażby idąc między namiotami, czuła na sobie ich krytyczny wzrok, zapewne wyimaginowany, gdyż jak tylko rozglądała się wokół, znowu nikt nie poświęcał jej nawet jednego spojrzenia.

Ze świstem wypuściła wstrzymywane powietrze, gdy przeszła przez wahadłowe drzwi, z powrotem na zaplecze. Drewniane skrzydła poruszały się jeszcze, trącone jej ciałem, gdy szybkim krokiem kierowała się do schowka, niemal zatrzaskując za sobą drzwi.

Odłożyła drewnianą tacę na szczyt stosu, po czym oparła drżące ręce o krawędź blatu. Dała sobie chwilę, na pozbieranie myśli. Oddychając ciężko, zwieszając głowę między ramionami, pochyliła się nad stolikiem. Cisza wpływała na nią kojąco, sprawiając jednocześnie, że tamy, którymi zastawiła swój umysł, powoli zaczęły się kruszyć.

Przycisnęła dłoń do ust, gdy spomiędzy nich uciekł cichy szloch. Wierzchem dłoni starła pojedynczą łzę z policzka, pociągając krótko nosem, ponownie zebrała się w sobie. Nie mogła się rozklejać, niczym dziecko. Nigdy nie widziała, żeby jakikolwiek drakhan płakał, więc ona także, rygorystycznie sobie tego zabroniła. Musiała wziąć się w garść i wracać do pracy.

Podskoczyła w miejscu, gdy drzwi za jej plecami otwarły się z głośnym skrzypieniem zawiasów.

- Już, już wracam do pracy – wyrzuciła z siebie chaotycznie, po raz ostatni pociągając nosem, którego czubek z pewnością zdążył już się zaróżowić.

Wilcza zamiećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz