jeongguk

351 21 19
                                    

   Dni mijały mu wolno oraz monotonnie. Każda godzina nie różniła się praktycznie niczym od tej z poprzedniego dnia, chłopak utknął w błędnym kole. Dwudziestodwulatek upijał szybkie, gwałtowne łyki wody tuż po rozpoczęciu się przerwy, oparł się o pobliską ścianę i ze smutkiem w swych dużych oczach, patrzył na czubki swoich podartych, trampek. Przywykł do nich, od tylu lat w nich ćwiczył na próbach, zniosły już tak wiele, że chłopak miał już do nich sentyment. To było jego pierwsze, sportowe obuwie, które zakupił mu jego ojciec.

   — Dobra Guk, zaczynamy, bo o siedemnastej masz koncert. Musisz być na nim perfekcyjny, prawda? — Mężczyzna po trzydziestce spojrzał na zmęczonego Jeona z uśmiechem i troską wymalowanymi na bladej twarzy.

   — Nie jestem perfekcyjny — wymamrotał bardziej do siebie niżeli do starszego, lecz ten usłyszał jego ponury głos. Poklepał go po ramieniu, mówiąc.

   — Nie bądź taki skromny Jeonggukie, hm? Jesteś chodzącym ideałem, masz to wpisane już w geny — Dwudziestodwulatek przygryzł mocno dolną wargę, włączając szybko pilotem odtwarzacz, z którego zaraz wydobyła się głośna piosenka. 

Jego ruchy były gwałtowne, pewne, przepełnione masą sprzecznych emocji. Targany wewnętrznym bólem pragnął się wyrwać z sideł biznesu i matki, wymachiwał rękoma tak, jakby naprawdę chciał wyrwać się z tych niewidzialnych kajdan. Lecz każdy ruch, zerknięcie na ogromne lustro uświadamiały mu, że tych zabezpieczeń nie zdoła sam zdjąć. 

   — Guk, musisz śledzić swoje ruchy w odbiciu, jak chcesz wyglądać profesjonalnie, gdy na siebie nie patrzysz?

   — Tyle lat sobie z tym radzę, że nie muszę patrzeć na swoją twarz — warknął stanowczo, rzucając złowrogie spojrzenie na swojego choreografa, który zaskoczony nagłą zmianą Jeona, postanowił nie zaczynać więcej tematu. Lecz brunet chcąc nie chcąc od czasu do czasu przelotnie zerkał na swoją twarz. Lecz za każdym razem spinał się ze strachu, a jego mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa przez co się nieraz mylił. Nie był w stanie patrzeć na swe odbicie, odstraszało go, przerażało i przyprawiało o mdłości. To co widział było trudne do wyjaśnienia, niby jego twarz, lecz tak jakby należąca jednak do kogoś innego. Jego własne demony wychodziły na powierzchnię, a on nie potrafił się im przeciwstawić. 

   — Hej! Jeon! Jeongguk! — Usłyszał gdzieś przytłumiony wrzask choreografa, który niespodziewanie chwycił go w swe dłonie, zaciskając je mocno na ramionach młodszego. Koreańczyk syknął z bólu, czując niesamowite pieczenie w miejscu, gdzie trzymał ręce Choi. Otworzył gwałtownie oczy, zdając sobie nagle sprawę z tego, że drżał, a z jego przymkniętych oczu spływały słone łzy. — Boże, co się z tobą dzieje? Już dawno muzyka przestałą grać, a ty płacząc cały czas do niej tańczyłeś. Brałeś coś? Źle się czujesz? Guk, jeśli to stanie się na scenie, twoja kariera się zakończy w ciągu kilkunastu sekund. Ludzie uciekną, jak zobaczą cię w tak chorym transie!

   — Nic mi nie jest — szepnął, patrząc w ciemne tęczówki niższego. — Za bardzo się wczułem. Nie martw się, będzie dobrze. Jestem silny. Radzę sobie. — Po tych słowach wyrwał się z uścisku choreografa i szybkim krokiem skierował się pod prysznic w wytwórni. Zerwał dosłownie swoje przepocone ubrania i wszedł do kabiny, odkręcił lodowatą wodę, czując okropny chłód na rozgrzanym ciele. Oparł swe czoło o zimne kafelki jednocześnie zerkając na obolałe ramiona i w tamtym momencie wrzasnął przerażony, lecz jego głos nie wydobył się z jego ust. Krzyczał, lecz nikt go nie mógł usłyszeć. Na jego skórze pojawiły się dwa, bolesne ślady szponów, które zrobiły wgłębienia na jego ramionach. Tego nie mógł zrobić człowiek, bo nikt nie miał takiej siły. 

   —  Błagam, niech ktoś mnie uwolni. Chcę na wolność — jęknął, osuwając się po kafelkach. Momentalnie zaczął płakać jak małe dziecko, lecz głośny szum wody zagłuszał jego wołanie o pomoc, tak od kilku lat.

 Momentalnie zaczął płakać jak małe dziecko, lecz głośny szum wody zagłuszał jego wołanie o pomoc, tak od kilku lat

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Ogromne światła skierowane na niego, tysiące fanów przed nim, ogromna scena pod nim. A on sam stał na środku z mikrofonem przy ustach, uśmiechając się w stronę rozanielonego tłumu ludzi, którzy przyjechali tu dla niego. Chciał się cieszyć, lecz nie potrafił, przerażenie jakie w niego wstąpiło było na tyle obezwładniające, że zapomniał o tym, iż miał rozpocząć piosenkę. Fani nieco zaskoczeni patrzyli na przystojnego, umięśnionego bruneta, który stał na środku sceny, patrząc na nich dużymi, przerażonymi oczami. 

   — Dawaj Guk! — warknięcie do słuchawki sprawiło, że podskoczył w miejscu. Spojrzał gdzieś w głąb sali i odetchnął głęboko, w tamtym momencie kajdany trzymały go tak mocno i boleśnie iż odnosił wrażenie, że jego nadgarstki dosłownie zaczęły krwawić. — Jeongguk! Śpiewaj do cholery! — Zmrużył oczy, patrząc na swoje świeżo wypastowane buty. I wtedy na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a z ust wydobył się melodyjny głos. Tłum się rozszalał zapominając o nieco dziwnym początku, a sam zainteresowany patrzył na nich pustym wzrokiem, uśmiechając się i ruszając niczym kukiełka. Którą po części dla innych w tym budynku był.

Seksowne ruchy, podnoszenie koszulki, by ukazać perfekcyjne ciało. Zaczepne spojrzenia, wygłupy przeplatane z profesjonalizmem. Mimo że wpatrzone w niego były miliony osób, żadna nie dostrzegła jego powolnego gaśnięcia. Demonów, które stały za jego plecami, ruchomego piasku pod jego umięśnionymi nogami, ran na jego perfekcyjnym ciele, niemego krzyku o wolność. Niczym ptak zamknięty w klatce robił to, co nakazywał mu Pan. Mógł uciec, lecz tylko wtedy, gdy nieświadomie jego właściciel uchyli pozłacane drzwiczki, by ptak mógł wrócić do swego naturalnego środowiska.

   — No dalej kochani, śpiewajcie tak głośno jak wam na to głos pozwoli! — krzyknął do mikrofonu, patrząc w rozszalały tłum. I wtedy jego oczom ukazało się ogromne przejście, które utworzyli fani. Brunet ruszył przez scenę na jej koniec, by dojrzeć to, co było na końcu tego dziwnego korytarzyka. Przymrużył oczy, wyłączył mikrofon, nachylił się nieco i wtedy dojrzał wysoką postać o piekielnie czerwonych włosach i lodowatym spojrzeniu. Z powagą i smutkiem na bladej twarzy wyciągnęła w jego stronę dłoń, jakby prosząc o to, aby ją chwycił i poprowadził do siebie. I gdy już to zrobił, głośny wystrzał wybudził go z transu, kolorowe konfetti spadało dookoła niego, ciesząc tym zgromadzonych. 

   — To ta sama postać z tamtej nocy na plaży — szepnął cicho, patrząc wgłąb budynku, lecz nie było żadnego śladu, ani po tym dziwnym przejściu, ani tym bardziej po tajemniczej osobie. Uśmiechnął się do fanki, która patrzyła na niego rozanielona, by zaraz pogłaskać ją po bujnych, blond włosach. Bał się obcych ludzi, bał się ich dotykać - lecz był wtedy w takim transie i osłupieniu po tym co się zdarzyło, że by gotów nawet skoczyć w tłum, i ponieść się fali. 

   Demony go pożerały kawałek po kawałeczku, a jego jedynym wybawieniem z nieuchronnego upadku, było ogromne lustro w garderobie. 

kolorystyka gifów oraz temat nie są przypadkowe

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

kolorystyka gifów oraz temat nie są przypadkowe. czy ktoś wie, o co mi tu chodzi? czy w ogóle to co zawarłam w tym rozdziale ma jakiekolwiek znaczenie? 

mirror ❝taekook❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz