Kilka dni temu zaczął się kolejny bezsensowny rok w Hogwarcie. Dziwię się, że jeszcze nie postanowiłam wyjść przez okno, albo po prostu uciec przez główną bramę. W końcu Voldemorta już nie ma, wojna się skończyła i pomimo garstki grasujących Śmierciożerców, nic nam nie grozi. Jednak postanowiłam wrócić na siódmy rok, żeby spędzić czas z przyjaciółmi, żeby ostatni raz zasmakować łamania zasad i imprez w pokoju wspólnym, których tak będzie mi brakować.
***
Siedziałam na kanapie i czytałam kolejny bezpłodny magiczny romans, który miał być pełny tajemnic i sekretów. Po przeczytaniu połowy książki stwierdzam, że w ogóle taki nie jest i nie wiem, co dalej pcha mnie w jej głąb.
— Dalej to czytasz? — usłyszałam głos blondyna.
— Dalej zabawiasz panieneczki w dormitorium? — odpyskowałam mu, nawet nie wyglądając zza lektury.
— Wiesz, ja przynajmniej się nie nudzę. Te niektóre laski rob...
— STOP! Hamuj się, Malfoy, jakbyś nie wiedział, nie chce słuchać o twoich igraszkach z jakimiś pustymi dziwkami — odłożyłam książkę i wyszłam z pokoju wspólnego Slytherinu. Ten chłopak naprawdę nie ma żadnych hamulców? Jak ja mogłam się w nim kiedyś zakochać? Salazarze, jaką ja byłam idiotką.
Gdy tylko wyszłam z lochów, zauważyłam masę uczniów kierujących się do Wielkiej Sali. Pewnie jest kolacja, pomyślałam i wtopiłam się w tłum. Usiadłam przy stole swojego domu, gdzie nałożyłam sobie kilka tostów i sałatkę, a do szklanki wlałam sok dyniowy. Jeździłam wzrokiem po sali, uczniowie i nauczyciele byli pochłonięci rozmową, ich twarze były obojętne, bez zadowalającego szczęścia.
— Pięć metrów ode mnie, zboczeńcu — siedzący naprzeciwko mnie Blaise zaśmiał się na mój komentarz rzucony w stronę Draco.
— Nie jestem zboczeńcem, Pansy — odpowiedział niemrawo.
— W sumie racja, żaden zboczeniec nie ma tak zawyżonego ego — widziałam tylko mordercze spojrzenie Ślizgona. Zaczęliśmy wymieniać riposty, którym towarzyszył głośny śmiech Zabiniego, prawie spadającego z ławki.
Gdy znudziła nam się ta "kłótnia", rozglądałam się znowu po sali. Zauważyłam ostrą wymianę zdań dwójki Gryfonów. W ciszy liczyłam na bójkę – nie żebym życzyła im źle – po prostu czekałam na jakąś dramę, sensacje w nienagannej szkole Magii i Czarodziejstwa.
***
Po kolacji skierowałam się w stronę biblioteki, planowałam znaleźć jakąś ciekawą książkę. Może kolejny romans? pytałam sama siebie w myślach. Potwierdziłam swoją propozycję i zaczęłam przeszukiwać regały. "Wampirza miłość"? nie, "To więcej niż amortencja"? nudaaa, "Walentynki – czyli pełno przypadków i miłości" czytałam, "Nielegalna miłość" niech będzie. Zabrałam książę w czarnej oprawie i podeszłam do Pani Pince.
— Kolejny romans, Panno Parkinson? Widzę, że komuś tu brakuje miłości — jej głos był zbyt przesłodzony. Wywróciłam oczami i sięgnęłam po książkę, która trzymała w ręku bibliotekarka.
Planowałam od razu zatopić się w przed chwilą zdobytej lekturze, domyślałam się że Malfoy i Zabini siedzieli w Pokoju Wspólnym, więc skierowałam się na opustoszałe błonia. Wyszłam przez hogwarckie wrota i rozejrzałam się wokół siebie. Wieczór był piękny, zza lasu wychylał się zachód słońca o intensywnym szkarłatnym kolorze. Szybkim krokiem przeszłam błonia i usiadłam pod jednym z drzew, różdżką wyczarowałam gruby koc oraz kakao w termosie.
Pochłonięta byłam romansem, który przepijałam co jakiś czas ciepłym napojem. Za swoimi plecami usłyszałam szmer liści, zignorowałam dźwięk, ale gdy znowu się powtórzył, wychyliłam się delikatnie zza drzewa.
— To ty, Potter — mój głos był obojętny, chłopak o kruczoczarnych włosach dopiero, gdy go usłyszał, zdał sobie sprawę z mojej obecności — co tu robisz o tej godzinie?
— To samo co ty — odpowiedział pewny siebie i oparł się po drugiej stronie drzewa.
— Od kiedy Wybrańce czytają romansy? — zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam w stronę tekstu.
— Czekaj co? Nie wiedziałem, że czytasz, myślałem, że po prostu siedzisz i myślisz — zdezorientowany próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
— Myliłeś się, Potter — mruknęłam i znów zagłębiłam się w zdaniach przesłodzonych miłością. Chłopak już nic nie odpowiedział, siedział oparty o drugą stronę drzewa wyraźnie pogrążony w swoich myślach. Zignorowałam go, a w mojej głowie wyobraźnia zaczęła tworzyć sceny czytanego właśnie romansu.
***
Przechodząc przez Pokój Wspólny zgarnęłam ze stolika wcześniej czytaną książkę, wywróciłam oczami, przypominając sobie rozmowę z Malfoyem.
— Pansy, gdzieś ty była? Na randce? — usłyszałam rozbawiony głos, po którym od razu rozpoznałam Blaise'a. Odwróciłam się w jego stronę.
— Jeśli nawet, to nie wasz interes! — krzyknęłam i uciekłam korytarzem do mojego dormitorium, głos Diabła jednak zdążył mnie zatrzymać.
— Wasz? — stał na drugim końcu korytarza, który był już spowity mrokiem, oświetlał go jedynie lekko zielonkawy blask.
— Twój, Malfoya i Notta — prawie wyrecytowałam ich nazwiska, zawsze muszą się dowiedzieć, gdzie byłam, z kim i kiedy. Byli jak nieznośni bracia, których zadaniem jest pilnować swojej małej siostrzyczki – mnie. W sumie to było miłe, byliśmy dla siebie jak rodzeństwo. Pomimo że każde z nas go nie miało...
— No dobra, leć pisać liściki do tego swojego kochasia — powiedział i ruszył kusząco brwiami, zaśmiałam się pod nosem. W jego towarzystwie praktycznie nie da się nie śmiać.
— Nie mam żadnego kochasia, Blaise — powiedziałam rozbawionym i zrezygnowanym tonem — Dobranoc...
— Dobranoc — odpowiedział, odwróciłam się w stronę korytarza, który musiałam jeszcze przejść, gdy usłyszałam cichy szept. Odbił się on od ścian lochu — żebyśmy się tobie przyśnili, a nie ten kochaś.
Później był tylko duszony śmiech i szmer butów Ślizgona. Oni są niemożliwi, pomyślałam, po czym ruszyłam wąskim korytarzem, by chwilę później wejść do swojego dormitorium. Odłożyłam trzymane książki na biurko z ciemnego, drewna, po czym sama opadłam na satynową pościel w kolorze szmaragdu.
______
Jak podoba wam się pierwszy rozdział?Ogólnie chciałam powiedzieć, że rozdziały będą pojawiały się w randomowym czasie. Czasami może pojawić się kilka dziennie a czasami żadnego może nie być przez kilka dni, więc od razu uprzedzam i przepraszam!
CZYTASZ
«Ślizgońska Tajemnica | Hansy»
Random"she loved romances until she finally lived her own" Miłośniczka romansów - ślizgonka Pansy Parkinson po wojnie zaczyna się dogadywać z Gryfonami, z jednym zaciska głębsze uczucie. Czy jej życie zmieni się w czytany romans? • występują przekleństwa ...