Rozdział 2

18.1K 523 10
                                    

Od zakończenia rozmowy z Ottisem, siedzę praktycznie nieruchomo w swoim gabinecie. Amy przyniosła mi gorącą herbatę i posławszy mi zmartwione spojrzenie, poszła do siebie. Ciągle wpatruję się w telewizor, gdzie migają tylko zdjęcia z katastrofy. W mojej głowie pojawia się plątanina myśli, czuję, jakby wszystkie wspomnienia związane z ojcem i Robertem właśnie przelatywały mi przed oczami. Przypominam sobie nasze wspólne wieczory, wszystkie miłe chwile, kiedy zachowywaliśmy się jak prawdziwa rodzina, porzucając choć na moment wszystkie nasze zobowiązania. Jak to w każdej rodzinie bywa, mieliśmy wzloty i upadki i chociaż tych drugich było znacznie więcej, ich śmierć boli mnie cholernie mocno. Nie tylko dlatego, że prawdopodobnie będę musiała porzucić moje dotychczasowe życie i wrócić do bycia tą drugą, mroczniejszą Bethany. Tylko dlatego, że chociaż jestem na drugim końcu świata, do dzisiaj miałam świadomość, że nie jestem sama. I mimo to, że nasz kontakt był praktycznie zerowy, cała nasza trójka wiedziała, że możemy na siebie liczyć. To jest chyba w tym wszystkim najgorsze, samotność, brak rodziny.

Wiem, że powinnam wrócić, to mój obowiązek, ale jak myślę, jakie rewelacje czekają mnie po wejściu do rodzinnego domu, aż mi się włos na głowie jeży. Niezbyt podoba mi się wizja zajęcia stanowiska po ojcu, chociaż doskonale jestem do tego przygotowana. Całe swoje życie słuchałam tylko paranoicznej paplaniny o tym, że mam być godnym jego następcą. Miałam być opcją awaryjną, zabezpieczeniem, gdyby coś niespodziewanego przytrafiło się mojemu bratu i nie byłby w stanie dalej prowadzić naszej działalności. Jednak nigdy nie sądziłam, że oboje zginą. Zawsze w głowie miałam myśl, że coś może się, życie nie jest przecież wieczne i na każdego kiedyś nadejdzie pora. Poza tym otoczenie, w jakim się obracamy ma wiele do życzenia.

Może i byłam uczona jak zarządzać tak wielką posiadłością, jak ta w Dublinie. Może i byłam uczona tego, jak zastępować ojca czy Roberta, ale zawsze oni byli obok mnie i wytykali mi moje błędy. Zawsze mogłam liczyć na to, że nakierują mnie na odpowiednie tory, pokażą, jak to wygląda od środka, ewentualnie nakrzyczą na mnie, gdy coś zawale. Mogłam liczyć na ich wsparcie w tej sytuacji, lecz teraz oni nie żyją. Nie mam nikogo zaufanego, kto mógłby mi wskazać drogę, kto byłby dla mnie opoką. Straciłam swoich dwóch najlepszych nauczycieli życia.

Ottis jest dla mnie tylko przyjacielem. Przez większość mojego życia był moim prywatnym ochroniarzem, więc nie zna się on na zarządzaniu mafijnymi interesami, chociaż jest jedyną osobą z grona pracowników mojego ojca, której mogę ufać. Reszta to skończeni idioci, którzy widzą czubek własnego nosa i dla głupiego zyskania w oczach taty są w stanie zabić własne żony i dzieci.

Żeby nie było, ojciec tego od nich nigdy nie wymagał, oni sami z własnej woli popełniali te zbrodnie. Byli zaślepieni możliwościami, jakie daje służenie takiej rodzinie jak nasza, sami wybrali taką drogę i również sami doszli do wniosku, że ich własne rodziny tylko ich blokują. Może i niektórzy kochali swoje małżonki, byli nawet szczęśliwi, jednak dla większości z nich małżeństwo z kobietą było formą kary albo czymś w rodzaju posiadania własnej przywiązanej do siebie zabawki. Traktują kobiety przedmiotowo, często uosabiając je z najgorszym sortem. Płeć piękna stanowi dla nich tylko ozdobę, a ponieważ większość partnerów biznesowych taty uznaje związek małżeński za świętość i coś, bez czego nie można się obejść, większość z nich zdecydowała się na poślubienie obcej im kobiety, tylko dlatego, żeby nie stracić potencjalnych partnerów biznesowych. Wiadome jest, że w mafijnych i szanowanych kręgach obowiązują pewne zasady i tradycje. Więc oczywistym staje się posiadanie współmałżonka, jest to swojego rodzaju gwarancja, że dany żołnierz jest wart uwagi, jak i również daje wiele możliwości do szantażu. No bo kto przepuściłby szansę na wzięcie sobie za zakładnika żony swojego wroga? Przecież nawet jeśliby jej nie kochał, ani nawet nie darzył jakimkolwiek pozytywnym uczuciem, aby ratować własny honor, taki człowiek byłby w stanie zrobić wiele. Bo przecież nie rusza się czyjejś zabawki bez pozwolenia właściciela, czyż nie?

Jak tak teraz nad tym myślę, dochodzę do wniosku, że chyba nigdy nie zrozumiem mężczyzn.

Najgorszym z żołnierzy mojego ojca jest jego zastępca — Al Jones. Podła menda, knująca za plecami papy. Raz udało mi się podsłuchać jakąś jego rozmowę telefoniczną i od tamtej pory zaczęłam go podejrzewać o współpracę z naszymi wrogami. Z jednej strony wydaje się być pomocnym, pracowitym i godnym zaufania człowiekiem, jednak przebywając z nim dłużej, można zauważyć pewne szczególiki w jego zachowaniu, zdradzające nieszczerość intencji.

— Bethany, może pójdziesz już do domu? — w drzwiach stanęła Amy, a zmartwienie widoczne na jej twarzy wręcz wpędzało mnie w poczucie winy.

— Może masz rację, powinnam odpocząć, za dużo informacji jak na jeden wieczór — westchnęłam, podnosząc się ze swojego dotychczasowego miejsca za biurkiem. — Mogłabyś mi jeszcze załatwić bilet lotniczy na jutro? — zapytałam, zbierając swoje rzeczy do torebki, a resztę zamykając na klucz w szufladzie biurka.

— Lecisz do rodziny? — zapytała, wchodząc w głąb gabinetu, aby przystanąć tuż przede mną.

— Tak, jestem jedyną osobą, która ma prawo do spadku — przyznałam. — Muszę też zająć się pogrzebem i firmą taty. Wszystko jest teraz na mojej głowie i szczerze, nie wiem, jak sobie z tym poradzę, przecież jeszcze mam zobowiązania ze swoją firmą. Oh, za dużo tego wszystkiego — zaczęłam masować skronie, chcąc choć trochę ulżyć bolącej głowie.

— Rozumiem, mam nadzieję, że damy sobie radę — uśmiechnęła się pocieszająco w moim kierunku zaufanie, jakie pokładała we mnie ta dziewczyna, było wprost niesamowite.

— Ze wszystkimi problemami kieruj się do kadrowej, ewentualnie do Kate z księgowości. Nie powinno mi zejść nie wiadomo jak długo z ogarnięciem tego bałaganu w Dublinie, jednak w razie czego...

— A kto przejmie twoje obowiązki? Przecież ktoś musi podpisywać dokumenty, spotykać się z klientami i wykonywać zamówienia. Sami tego nie ogarniemy — zaczęła wyłamywać sobie palce i spuściła swój wzrok na podłogę.

— Dlatego ty mnie zastąpisz — powiedziałam, chwytając dziewczynę za ramię i lekko nią potrząsając, aby na mnie spojrzała.

— Ja? Przecież ja nic nie wiem na temat zarządzania firmą i tych projektów, które prowadzisz — zaczęła wyliczać, a z każdym kolejnym słowem jej głos drżał coraz bardziej.

— Świetnie wiesz, co masz robić, masz cały mój harmonogram na najbliższe dwa tygodnie... — zaczęłam jej tłumaczyć najdelikatniej, jak tylko mogłam.

— Dwa tygodnie? Ja tu oszaleję albo doprowadzę firmę do upadku — jej histeria zaczęła się coraz bardziej pogłębiać i coś czuję, że zaraz i ona będzie potrzebowała kilku tabletek na ból głowy.

— Dasz sobie świetnie radę. W biurku masz wszystkie plany i projekty, które musisz przeanalizować z klientami. Spotkasz się z każdym, z którym miałam umówione jakieś spotkanie. To, co będę w stanie zrobić przez Internet, postaram się ogarnąć w domu i na bieżąco będę ci wysyłać odpowiednie dokumenty. Ty będziesz tutaj za mnie siedziała i wydawała moje polecenia, które będę ci wysyłała na służbowego maila. Jasne? — starałam w miarę optymistycznie uśmiechnąć się do Amy, ale chyba nie za dobrze mi to wyszło.

— Postaram się zbytnio nie zawracać ci głowy, ale będę mogła dzwonić w razie czego? — zapytała, nerwowo wykręcając sobie palce.

— Oczywiście, pisz o każdej porze dnia i nocy, nie zwracaj uwagi na strefy czasowe i inne tego typu pierdoły, pisz do mnie z najmniejszymi błahostkami. W miarę tego, jak mi czas pozwoli, postaram się ci pomagać, chociaż nie obiecuję, że od razu będę ci odpisywała. Będę musiała jeszcze ogarnąć burdel, jaki zostawił po sobie mój ojciec. Wiesz, jak to jest z facetami, sami po sobie nie posprzątają — zażartowała, co chyba rozluźniło nieco dziewczynę, bo uśmiechnęła się do mnie delikatnie.

— To, na którą ten samolot? — zapytała już z szerokim uśmiechem.

— Najbliższy. Na jutro, oczywiście. Dzisiaj nie mam głowy do podróżowania — spuściłam trochę z tonu i z duszą na ramieniu chwyciłam swoją torebkę i płaszcz. 

Urok KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz