Nawet nie wiem, kiedy przeleciały mi te dwie godziny, od momentu wyjścia Aleksandra z mojej sypialni. Po tym, jak zostałam sama, pościeliłam swoje łóżko i poszłam się umyć. W międzyczasie do mojego pokoju przyszła niewiele ode mnie młodsza dziewczyna. Postawiła tacę z jedzeniem na stoliku do kawy i zniknęła w mojej garderobie. Gdy wyszłam po kąpieli, byłam wielce zaskoczona jej obecnością, a co ważniejsze wyglądem. Miała na sobie typowy strój pokojówki, czarny komplecik składający się z czarnej sukienki do kolan i równie ciemnych pantofli, do tego miała biały fartuszek obszyty falbanką. Na całe szczęście nie nałożyła tego czegoś, co w filmach mają na głowie pokojówki. Włosy spięła w ciasnego koka, a na jej twarzy nie zauważyłam ani grama makijażu. Chodziła cały czas spięta i zestresowana, jakby miała przyłożoną do głowy broń, chociaż znając życie, musiała zostać nieźle zastraszona. Gdy mnie zobaczyła w samym czarnym, puchatym szlafroku, bo taki tylko znalazłam w łazience, o mało się nie przewróciła. Czy ja wyglądam aż tak okropnie?!
— Dzień dobry — szepnęła wystraszona po angielsku i niezdarnie dygnęła, na co moje oczy mało mi nie wypadły.
— Czy ty dygnęłaś przede mną? — zapytałam zdezorientowana i wskazałam na nią palcem, co w sumie nie wyglądało dość kulturalnie.
— Tak? — odpowiedziała, a jej oczy powiększyły się dwukrotnie ze strachu. — Zrobiłam coś źle?
— Tak! — pisnęłam, co jeszcze bardziej ją wystraszyło, bo aż pobladła. — Ja nie jestem jakąś królową, żeby przede mną dygać. Jestem tak samo normalna, jak ty — końcówkę już praktycznie wyszeptałam — Masz nie dygać — pogroziłam przed nią palcem.
— Ale szef tak kazał — próbowała się bronić.
— To przy szefie dygaj, ale nie jak jesteśmy we dwie. Jestem Bethany — wystawiłam rękę w jej stronę.
— Ja nie powinnam — szepnęła, kręcąc głową i cofnęła się kilka kroków.
— Powinnaś, powinnaś, nikogo tutaj nie ma oprócz nas dwóch. Uwierz mi, wiem, co mówię.
— Anna jestem — odpowiedziała i czmychnęła czym prędzej do garderoby.
Westchnęłam tylko na zachowanie dziewczyny, bo wiedziałam, że czeka nas długa droga. Usiadłam, aby w spokoju zjeść śniadanie, a w międzyczasie sprawdzałam powiadomienia na telefonie.
Zdążyłam odpisać na dwa maile od Amy, gdy w pokoju pojawiła się na nowo Anna.
— Musi się pani już ubierać, zostało mniej niż pół godziny. Pan Romanov, nie lubi, gdy coś nie idzie po jego myśli.
— Wiem, przekonałam się o tym — westchnęłam, strzepując okruszki po rogaliku ze swojego szlafroka.
Z ogromną niechęcią podniosłam się ze swojego miejsca, dopiłam herbatę z mlekiem i poprawiwszy pasek, ruszyłam do garderoby. Wchodząc do pomieszczenia, doznałam lekkiego szoku. Pomieszczenie było wielkości sypialni, która dostałam, a ilość szaf i półeczek aż zawróciła mi w głowie.
— Czy to moja garderoba? — zapytałam niepewnie.
— Tak. Proszę usiąść, zaraz coś zrobię z pani włosami — powiedziała i odsunęła mi krzesełko przy toaletce.
— Bethany, nie pani — poprawiłam ją. — A z moimi włosami nic nie trzeba zbytnio robić.
— Upnę je delikatnie i zrobię subtelny makijaż — powiedziała i gestem ręki zachęciła mnie do zajęcia miejsca. — Na co, jak na co, ale na własny ślub wypadałoby się pięknie prezentować.
Dziewczyna pomimo swojego młodego wieku, żwawo się uwijała, skakała dookoła mnie niczym specjalistka. Tu coś poprawiła, wpięła spinkę, przypudrowała i nim się obejrzałam, byłam gotowa. Anna delikatnie upięła moje włosy z uroczego koczka, a kilka pierwszych pasm wypuściła, aby swobodnie okalały moją twarz, Makijaż również był bardzo subtelny, z resztą tak jak powiedziała. Miałam wytuszowane rzęsy, zakryte niedoskonałości i delikatną kremową pomadkę w odcieniu brudnego różu. Podkreśliła mi również nieco powiekę, ładnie wykonturowała twarz i przyznam, że podoba mi się taka odsłona mojej osoby.
— Jeszcze tylko sukienka i dodatki — zaklaskała w dłonie, dumna ze swojego dzieła.
Nim się obejrzałam, przyniosła mi pod nos prostą, białą sukienkę na grubych ramiączkach, delikatnie rozkloszowaną u dołu. W drugiej ręce trzymała parę cudownych szpilek, białych oczywiście, ale nie za wysokich.
— Na szpilki się zgodzę, ale tej sukienki nie nałożę, przykro mi — pokręciłam zdecydowanie głową i splotłam ręce na piersi.
— Dostarczono ją dzisiaj rano, na polecenie szefa — z każdym kolejnym słowem słychać było, że traci pewność siebie.
— Domyślam się, że to szef wybierał.
— Nie jestem pewna, zdaje się, tylko kazał komuś sprowadzić białą suknię. Nie dał konkretnych wytycznych, z tego co słyszałam.
Aha, czyżby ktoś chciał, abym wyglądała na skromną dziewczynkę? Ta sukienka nadawała się na Garden Party lub niedzielną mszę w kościele, a nie na ślub!
— Moje rzeczy są już wypakowane? — zapytałam, gdy w głowie pojawiła mi się pewna dość odważna myśl.
— Tak, większość została w nocy wyprasowana, a gdy pani brała prysznic, powiesiłam je w szafie.
— Świetnie, w takim razie będę potrzebowała...
Kilka chwil później byłam wystrojona jak na rozdanie Oskarów. Mój ulubiony biały garnitur świetnie pasował do zaistniałej sytuacji. Dwurzędowa marynarka, obcisła bluzka z dekoltem w serek, podkreślającym mój biust i proste spodnie do kantu. Klasycznie, ale i z pazurem. Koniec końców postanowiłam jednak założyć również i swoje buty, bo te, które pokazywała mi Anna, nie pasowały do garnituru. Zgarnęłam najwygodniejsze szpilki, jakie miałam, czyli wysokie, kremowe i z lakierowanej skóry.
Nie wyglądałam co prawda, jak typowa panna młoda, co to, to nie. Jednakże jak na te okoliczności, cóż, niektórym powinna opaść szczęka.
— To nie jest mój naszyjnik — odwróciłam się do Anny, gdy chciała mi zapiąć łańcuszek, który pierwszy raz widziałam na oczy.
— To prezent ślubny od pana Dymitra — powiedziała, a mnie wmurowało po raz kolejny. — Musimy się pośpieszyć, zaraz dziewiąta. Nie wypada nam się spóźnić.
Pozwoliłam zapiąć sobie na szyi prezent od starszego Romanova i z duszą na ramieniu ruszyłam za Anną. Obie szybko wyszłyśmy z mojej garderoby, a następnie sypialni. Dziewczyna szła jako pierwsza, a ja dreptałam za nią. Nie znałam tego domu wcale, ale ona poruszała się tak, jakby miała mapę w głowie. Po chwili stałyśmy pod drzwiami do gabinetu Aleksandra, a obok nich było dwóch ochroniarzy, którzy na mój widok skinęli głowami w geście szacunku. Chociaż przyglądając się im dokładnie, mogłam stwierdzić, że był to pewnie rozkaz z góry. Patrzyli na mnie z jawną pogardą, a jakby mogli, to by mi pewnie splunęli w twarz. Ale na całe szczęście nie mogą. Więc jeden problem z głowy.
Czemu faceci mają jakieś chore uprzedzenia co do kobiet w mafii? Przecież to logiczne, że jeśli weszło równouprawnienie, to do wszystkich dziedzin życia.
Odetchnęłam ostatni raz i dałam głową znać Annie, że możemy wchodzić.
Przedstawienie czas zacząć!
Kurtyna w górę!
CZYTASZ
Urok Kobiety
RomanceTom I serii Siła Kobiet Całe moje życie było zaplanowane jeszcze przed narodzinami. Miałam być córką idealną, bezwzględną kobietą służącą mafii. Wszystko zmieniło się pod wpływem jednej decyzji. Tuż po niej pojawiły się kolejne, doszczętnie niszcz...