Rozdział 21

10.4K 398 7
                                    

Nawet nie wiem, kiedy przeleciały mi te dwie godziny, od momentu wyjścia Aleksandra z mojej sypialni. Po tym, jak zostałam sama, pościeliłam swoje łóżko i poszłam się umyć. W międzyczasie do mojego pokoju przyszła niewiele ode mnie młodsza dziewczyna. Postawiła tacę z jedzeniem na stoliku do kawy i zniknęła w mojej garderobie. Gdy wyszłam po kąpieli, byłam wielce zaskoczona jej obecnością, a co ważniejsze wyglądem. Miała na sobie typowy strój pokojówki, czarny komplecik składający się z czarnej sukienki do kolan i równie ciemnych pantofli, do tego miała biały fartuszek obszyty falbanką. Na całe szczęście nie nałożyła tego czegoś, co w filmach mają na głowie pokojówki. Włosy spięła w ciasnego koka, a na jej twarzy nie zauważyłam ani grama makijażu. Chodziła cały czas spięta i zestresowana, jakby miała przyłożoną do głowy broń, chociaż znając życie, musiała zostać nieźle zastraszona. Gdy mnie zobaczyła w samym czarnym, puchatym szlafroku, bo taki tylko znalazłam w łazience, o mało się nie przewróciła. Czy ja wyglądam aż tak okropnie?!

— Dzień dobry — szepnęła wystraszona po angielsku i niezdarnie dygnęła, na co moje oczy mało mi nie wypadły.

— Czy ty dygnęłaś przede mną? — zapytałam zdezorientowana i wskazałam na nią palcem, co w sumie nie wyglądało dość kulturalnie.

— Tak? — odpowiedziała, a jej oczy powiększyły się dwukrotnie ze strachu. — Zrobiłam coś źle?

— Tak! — pisnęłam, co jeszcze bardziej ją wystraszyło, bo aż pobladła. — Ja nie jestem jakąś królową, żeby przede mną dygać. Jestem tak samo normalna, jak ty — końcówkę już praktycznie wyszeptałam — Masz nie dygać — pogroziłam przed nią palcem.

— Ale szef tak kazał — próbowała się bronić.

— To przy szefie dygaj, ale nie jak jesteśmy we dwie. Jestem Bethany — wystawiłam rękę w jej stronę.

— Ja nie powinnam — szepnęła, kręcąc głową i cofnęła się kilka kroków.

— Powinnaś, powinnaś, nikogo tutaj nie ma oprócz nas dwóch. Uwierz mi, wiem, co mówię.

— Anna jestem — odpowiedziała i czmychnęła czym prędzej do garderoby.

Westchnęłam tylko na zachowanie dziewczyny, bo wiedziałam, że czeka nas długa droga. Usiadłam, aby w spokoju zjeść śniadanie, a w międzyczasie sprawdzałam powiadomienia na telefonie.

Zdążyłam odpisać na dwa maile od Amy, gdy w pokoju pojawiła się na nowo Anna.

— Musi się pani już ubierać, zostało mniej niż pół godziny. Pan Romanov, nie lubi, gdy coś nie idzie po jego myśli.

— Wiem, przekonałam się o tym — westchnęłam, strzepując okruszki po rogaliku ze swojego szlafroka.

Z ogromną niechęcią podniosłam się ze swojego miejsca, dopiłam herbatę z mlekiem i poprawiwszy pasek, ruszyłam do garderoby. Wchodząc do pomieszczenia, doznałam lekkiego szoku. Pomieszczenie było wielkości sypialni, która dostałam, a ilość szaf i półeczek aż zawróciła mi w głowie.

— Czy to moja garderoba? — zapytałam niepewnie.

— Tak. Proszę usiąść, zaraz coś zrobię z pani włosami — powiedziała i odsunęła mi krzesełko przy toaletce.

— Bethany, nie pani — poprawiłam ją. — A z moimi włosami nic nie trzeba zbytnio robić.

— Upnę je delikatnie i zrobię subtelny makijaż — powiedziała i gestem ręki zachęciła mnie do zajęcia miejsca. — Na co, jak na co, ale na własny ślub wypadałoby się pięknie prezentować.

Dziewczyna pomimo swojego młodego wieku, żwawo się uwijała, skakała dookoła mnie niczym specjalistka. Tu coś poprawiła, wpięła spinkę, przypudrowała i nim się obejrzałam, byłam gotowa. Anna delikatnie upięła moje włosy z uroczego koczka, a kilka pierwszych pasm wypuściła, aby swobodnie okalały moją twarz, Makijaż również był bardzo subtelny, z resztą tak jak powiedziała. Miałam wytuszowane rzęsy, zakryte niedoskonałości i delikatną kremową pomadkę w odcieniu brudnego różu. Podkreśliła mi również nieco powiekę, ładnie wykonturowała twarz i przyznam, że podoba mi się taka odsłona mojej osoby.

— Jeszcze tylko sukienka i dodatki — zaklaskała w dłonie, dumna ze swojego dzieła.

Nim się obejrzałam, przyniosła mi pod nos prostą, białą sukienkę na grubych ramiączkach, delikatnie rozkloszowaną u dołu. W drugiej ręce trzymała parę cudownych szpilek, białych oczywiście, ale nie za wysokich.

— Na szpilki się zgodzę, ale tej sukienki nie nałożę, przykro mi — pokręciłam zdecydowanie głową i splotłam ręce na piersi.

— Dostarczono ją dzisiaj rano, na polecenie szefa — z każdym kolejnym słowem słychać było, że traci pewność siebie.

— Domyślam się, że to szef wybierał.

— Nie jestem pewna, zdaje się, tylko kazał komuś sprowadzić białą suknię. Nie dał konkretnych wytycznych, z tego co słyszałam.

Aha, czyżby ktoś chciał, abym wyglądała na skromną dziewczynkę? Ta sukienka nadawała się na Garden Party lub niedzielną mszę w kościele, a nie na ślub!

— Moje rzeczy są już wypakowane? — zapytałam, gdy w głowie pojawiła mi się pewna dość odważna myśl.

— Tak, większość została w nocy wyprasowana, a gdy pani brała prysznic, powiesiłam je w szafie.

— Świetnie, w takim razie będę potrzebowała...

Kilka chwil później byłam wystrojona jak na rozdanie Oskarów. Mój ulubiony biały garnitur świetnie pasował do zaistniałej sytuacji. Dwurzędowa marynarka, obcisła bluzka z dekoltem w serek, podkreślającym mój biust i proste spodnie do kantu. Klasycznie, ale i z pazurem. Koniec końców postanowiłam jednak założyć również i swoje buty, bo te, które pokazywała mi Anna, nie pasowały do garnituru. Zgarnęłam najwygodniejsze szpilki, jakie miałam, czyli wysokie, kremowe i z lakierowanej skóry.

Nie wyglądałam co prawda, jak typowa panna młoda, co to, to nie. Jednakże jak na te okoliczności, cóż, niektórym powinna opaść szczęka.

— To nie jest mój naszyjnik — odwróciłam się do Anny, gdy chciała mi zapiąć łańcuszek, który pierwszy raz widziałam na oczy.

— To prezent ślubny od pana Dymitra — powiedziała, a mnie wmurowało po raz kolejny. — Musimy się pośpieszyć, zaraz dziewiąta. Nie wypada nam się spóźnić.

Pozwoliłam zapiąć sobie na szyi prezent od starszego Romanova i z duszą na ramieniu ruszyłam za Anną. Obie szybko wyszłyśmy z mojej garderoby, a następnie sypialni. Dziewczyna szła jako pierwsza, a ja dreptałam za nią. Nie znałam tego domu wcale, ale ona poruszała się tak, jakby miała mapę w głowie. Po chwili stałyśmy pod drzwiami do gabinetu Aleksandra, a obok nich było dwóch ochroniarzy, którzy na mój widok skinęli głowami w geście szacunku. Chociaż przyglądając się im dokładnie, mogłam stwierdzić, że był to pewnie rozkaz z góry. Patrzyli na mnie z jawną pogardą, a jakby mogli, to by mi pewnie splunęli w twarz. Ale na całe szczęście nie mogą. Więc jeden problem z głowy.

Czemu faceci mają jakieś chore uprzedzenia co do kobiet w mafii? Przecież to logiczne, że jeśli weszło równouprawnienie, to do wszystkich dziedzin życia.

Odetchnęłam ostatni raz i dałam głową znać Annie, że możemy wchodzić.

Przedstawienie czas zacząć!

Kurtyna w górę!

Urok KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz