Rozdział 19

10.3K 394 7
                                    

Wszyscy zaproszeni goście weszli do jadalni, więc mogliśmy zająć swoje miejsca. Aleksander usiadł u szczytu stołu, jego ojciec po jego prawej stronie, a ja natomiast po lewej. Na całe szczęście obok mnie znalazł się Borys, który starał się wytłumaczyć mi, kto jest kim w ich świecie. Dyskretnie pokazywał mi najwierniejszych ludzi i tych najbardziej wpływowych. Po chwili podano kolację, której niezbyt wiele skosztowałam, gdyż przeszkadzały mi ukradkowe spojrzenia posyłane w moją stronę. Niby dorośli ludzie a zachowują się jak dzieci. W pewnym momencie mój wzrok poleciał w kierunku Aleksandra i dopiero wtedy zauważyłam, że on również na mnie spogląda znad talerza.

— Dobrze, że założyłaś pierścionek — mruknął między kolejnymi kęsami — Rozwieje to niektóre wątpliwości związane z twoją obecnością.

Wyprostowałam się nieco na swoim miejscu i starałam się ukryć lekkie zaskoczenie, w jakie wprawił mnie Aleksander i jego komentarz.

— Aż tak bardzo nie jestem tu mile widziana? — zapytałam równie cicho co on, nachylając się bliżej.

— W tym domu są jedynie dwie kobiety — odpowiedział. — Ty i twoja pokojówka. Od lat mieszkali tu sami mężczyźni i niektórym nie podoba się ta zmiana.

— Moja kto? — dopytałam i popiłam winem kawałek mięsa, bo czułam, że jeszcze jedna taka rewelacja, a jedzenie stanie mi w poprzek gardła.

— Pokojówka, służąca? Jak zwał tak zwał — wzruszył ramieniem. — Będzie cię o wszystkim informować na bieżąco, ponieważ Borys ma inne, ważniejsze sprawy na głowie — powiedział i spojrzał na brata z niezbyt tęgą miną.

— Zmieniłeś się, odkąd tu przyjechaliśmy — zauważyłam — wcześniej byłeś inny.

— Może po prostu udawałem, aby zdobyć to, co chciałem? — odpowiedział ironicznie i nie zaszczycił mnie już ani jednym spojrzeniem.

— Może... — ucięłam, bo niczego nie mogę być już pewna będąc tutaj.

Resztę kolacji przemilczałam, zjadłam tyle, ile dałam radę, a wszystko zapiłam winem. Co jak co, ale alkohol to mają dobry. Po posiłku zauważyłam, że mężczyźni zaczynają wychodzić z jadalni. Aleksander podniósł się ze swojego miejsca i rzucił serwetkę, którą wcześniej otarł sobie usta na talerz.

— Ty zostajesz tutaj — rozkazał, nawet na mnie nie spoglądając, gdy również chciałam wstać.

Nie widziałam sensu wchodzenia z nim w zbędną dyskusję, aby nie pogorszyć mojej nieprzyjemnej już i tak sytuacji. Wyraźnie dał mi znak, że w tym domu kobiety się nie liczą. Westchnęłam z rezygnacją i oparłam łokcie na blacie stołu, a w dłoniach schowałam twarz.

— Zamierza pani jeszcze jeść? Chciałbym posprzątać. — usłyszałam męski głos przed sobą, więc podniosłam lekko głowę, aby zobaczyć starszego pana.

— Nie, dziękuję — odparłam, podając mu swój talerz. — Może pomogę pozanosić wszystko do kuchni, sporo tego? — zaproponowałam, na co mężczyzna aż zesztywniał.

— Lepiej nie, jak szef panią zobaczy przy pracy, to mi ręce utnie — wystraszył się i potrząsnął siwiejącą głową.

— Ale szefa tutaj nie ma, a pan jest sam. Pomogę — powiedziałam i zaczęłam zbierać talerze na jedną kupkę. — Wie pan może, gdzie poszli wszyscy goście?

— Goście? Oni wszyscy tutaj mieszkają — odparł ze zdziwieniem. — Nie koniecznie w tej części domu, ale w innej już tak. Ci mniej ważni mają swoje domki na terenie posiadłości, a żołnierze mają wbudowaną jednostkę — powiedział to, jak najoczywistszą rzecz na świecie.

— To gdzie poszli? — ponowiłam pytanie.

— Nie moja sprawa — odparł, wzruszając ramionami. — A pani nie powinna mi pomagać — powiedział, wyrywając mi wieżę talerzy z rąk, aż wszystkie głucho się o siebie obiły.

Bezradnie opadłam na swoje wcześniejsze miejsce i upiłam łyk wina z kieliszka, który mężczyzna przy mnie pozostawił. Oparłam się wygodnie na krześle i zaczęłam bawić się pierścionkiem zaręczynowym na moim palcu. Kto by pomyślał, że to wszystko tak się skończy. Westchnęłam z bezradności, jaka mnie opanowała. Nie docierał do mnie to, jak bardzo Aleksander się zmienił. W Dublinie był w stosunku do mnie miły, starał się zagadywać, uśmiechał się do mnie, a tutaj jest zupełnie innym człowiekiem. Jakby nałożył na siebie maskę. Jest oschły, władczy, apodyktyczny co, prawdę mówiąc, zaczyna mnie przerażać. Dziwi mnie również fakt, że jestem jedną z dwóch mieszkających tutaj kobiet. A co z resztą? Przecież większość mężczyzn, jak tutaj była, to byli faceci w wieku trzydzieści plus, na pewno część z nich ma żony. U niektórych widziałam złote obrączki na palcu, więc jest to praktycznie nie możliwe, abym była tutaj sama jedna. Pozamykali je w pokojach, czy co?

— Nadal tutaj siedzisz? — do pomieszczenia wszedł Borys. — Możesz iść do siebie.

— Dobrze wiedzieć, dziękuję za pozwolenie — mruknęłam. — A wy gdzie poszliście?

— Zbieramy się do klubu. W końcu dzisiaj wieczór kawalerski Saszy — powiedział nad wyraz podekscytowany.

— Kawalerski? — zapytałam, podnosząc się ze swojego miejsca. — A ty co tutaj robisz?

— Wróciłem po fajki — machnął mi przed oczami paczką papierosów — A wracając do imprezy, przecież jutro bierzecie ślub — powiedział i zostawił mnie samą w jadalni.

Z wrażenia aż się zachwiałam. Ślub? Jutro?

— Dobrze wiedzieć — mruknęłam kolejny raz tego wieczoru.

Mam poczucie, że wszystko przelatuje mi przez palce. Niczego nie jestem już pewna, o takich rzeczach, jak ŚLUB dowiaduję się tylko dlatego, że Borys się wygadał. Czy to był jakiś sposób, nie wiem, zabezpieczenia? Aleksander nie chciał, żebym o tym wiedziała, bo myślał, że ucieknę?

— No bo, kurwa, mam gdzie!

Urok KobietyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz