17. Namjoon

506 31 5
                                    


Jedynym miejscem, po za domem Yoongiego, do którego uciekałem była niewielka zatoczka nad rzeką Han. Nikt tu nie przychodził, panowała tu cisza, spokój. Zupełnie tak, jakbym przez moment był sam na świecie. Mogłem zamknąć oczy, odetchnąć, oczyścić umysł z natłoku nieprzyjemnych myśli, dręczących mnie od kłótni z Yoongim.

Stałem nad brzegiem rzeki, wpatrując się w falującą, nierówną taflę wody. Chciałem ujrzeć w niej swoje odbicie, ale obraz zamazywał się. Wciąż pozostawał zniekształcony. Czułem się jakby to była metafora mnie samego, mojego życia. Patrzyłem na siebie, ale widziałem w odbiciu obcego człowieka. Przez cały czas byłem kimś innym. Zakładałem przeróżne maski chcąc dopasować się do reszty społeczeństwa. Dla ojca byłem tylko ofiarą. Kimś, kim łatwo jest manipulować. Celem, na którym może bezkarnie wyładowywać swoją złość. Bo nigdy nie odważyłem mu się sprzeciwić. Z kolei przy Yoongim, moim najlepszym przyjacielu musiałem udawać wyluzowanego, dobrego kumpla, który będzie na jego zawołanie. Oczekiwał, że zawsze stanie po jego stronie, nie zależnie od tego w jakie kłopoty się pakował. Bo zawsze postępowałem tak, jak tego chciał. Reszta szkoły, nauczyciele jak i uczniowie, mieli mnie za szkolnego złego chłopca. Przecież zadawałem się z Min Yoongim. Musiałem więc być taki sam, prawda? Miałem tego dość. Coraz trudniej przychodziło mi grać te wszystkie role, coraz bardziej się w tym wszystkim gubiłem. Miałem ochotę uciec. Dokądkolwiek. Donikąd. Uciec gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna. Gdzie będę mógł ludziom pokazać prawdziwego siebie, bez konieczności zakładania tych wszystkich masek, a oni zwyczajnie mnie zaakceptują. Byłem jednak na to zbyt tchórzliwy. Dokąd niby mógł bym uciec? Nie miałem pieniędzy, znajomości, nie skończyłem jeszcze nawet szkoły. Wciąż coś mnie tu trzymało i mimo całej mojej frustracji nie pozwalało zdjąć tych masek.

-Namjoon? -Z zamyślenia wyrwał mnie cichy, spokojny głos. Od razu go rozpoznałem. Mógł należeć tylko do jednej osoby.

-Nie powinno cię tu być Seokjin. - odparłem zdławionym głosem.

Mój oddech momentalnie przyspieszył. Nie chciałem go tutaj. Nikogo tu nie chciałem. Nie odwróciłem się w jego kierunku, miałem pewność że to on. Usłyszałem jak zrobił kolejny krok w moim kierunku. Postanowiłem stopę przez siebie, tak, że mój but znalazł się pod wodą. Rzeka nie była płytka w tym miejscu, ja nie potrafiłem pływać. Gdybym wyszedł odpowiednio daleko od brzegu...

-Już się cofam Namjoon słyszysz?- zawołał Jin widząc moją reakcję.

Usłyszałem jego ciche westchniecie. Dłuższą chwilę się nie odzywał, jednak kiedy zabrał głos...Miałem wrażenie że wieki przygotowywał to przemówienie.

-Namjoon...Wiem że nie jest ci łatwo. Do niedawna nie wiedziałem jeszcze jak wiele masz kłopotów. W domu...Ale i najwyraźniej w szkole. - zrobił przerwę by wziąć wdech. -Posluchaj ale kiedy przeczytałem twoje piosenki...W nich to było, rozumiesz? Twoja cała rozpacz, ten gniew i bezgraniczna samotność. -Kolejna krótka pauza. -Ale ty w swoich tekstach to pokonałeś pamiętasz?- nie widziałem jego twarzy, ale czułem że się uśmiecha. - ty....

-O co ci chodzi Seokjin, o czym ty mówisz?- przerwałem mu. Pokiwałem głową przecząco. -Mam wrażenie że moje życie się sypie, a ty przychodzisz tu i mówisz o takich blahostkach?- nie mogłem ukryć frustracji. Na prawdę wierzyłem, że obchodzi go coś po za muzyką. To znaczy oczywiście cieszyłem się, że tak mu się podoba, ale potrzebowałem jego pomocy. Nie radziłem sobie z przytłaczającą mnie rzeczywistością. Potrzebowałem pomocy, a nie chwalenia mojej muzyki. Nie rozumiałem kompletnie co miał na myśli. -Daj mi spokój. Chcę zostać sam. -Dodalem ciszej.

-zamknij się Kim Namjoonie i posłuchaj mnie przez chwilę. - usłyszałem zniecierpliwienie w głosie Jina, które zmusiło mnie by w końcu się odwrócić w jego kierunku.

Seokjin nie wykonał już żadnego ruchu w moją stronę, zapewne bojąc się, że pójdę w jego kierunku i w końcu wpadnę do zimnej wody rzeki Han.

-Namjoon...Powiem ci co mam do powiedzenia, a potem odejdę. Jeśli chcesz zostać sam to w porządku. Nie będę ci się narzucał. - Powiedział to, chociaż skrzywił się ukazując że zrobi to bardzo niechętnie. -Ale po prostu mnie wysłuchaj.

Odwróciłem się znów w kierunku rzeki nie odzywając się wcale, dałem tym samym Seokjinowi znak, by mówił.

Chłopak zrobił głośny, uspokajający wdech powietrza i przemówił do mnie ciepłym, życzliwym głosem, miałem wrażenie że mógłbym słuchać w nieskończoność, bez względu na to co mówi.

-Spójrz na swoje teksty Namjoon. Twój zeszyt...Jest w nim tyle piosenek. Tyle niesamowitych i pięknych piosenek. - słysząc jego głos wiedziałem, że się uśmiechał, był ożywiony, zupełnie jakby opowiadał o najciekawszej rzeczy na świecie. Po chwili znów zabrał głos. -Poczatkowe teksty są... Pełne buntu. Zranionych uczuć, o tym jak się zmieniamy dla ludzi. Są smutne, jest w nich mnóstwo cierpienia. Jak w tobie teraz. - powiedział i zrobił krótką pauzę. Chciałem odwrócić twarz w jego kierunku, jednak nie miałem odwagitego zrobić. -Ale są też piosenki o tym, jak przezwyciężyć tę całą rozpacz i smutek. Piosenki które są prawie na końcu zeszytu mówią o tym jak ważna jest samoakceptacja. Namjoon...Piszesz na prawdę świetne piosenki, które mogą nie jednego podnieść na duchu. Zmienić czyjeś życie. Pocieszyć, czy komuś pomóc. Niech pomogą tobie...Niech zmienią twoje życie. - po tych słowach w końcu zmusiłem się by odwrócić się przodem do chlopaka.-przestań być w końcu tym, kim ludzie chcą żebyś był. Twoja rodzina, Yoongi...Nie mają znaczenia rozumiesz? Jeśli próbują na siłę cię zmienić, jeśli próbują zdusić w tobie jakąś cząstkę twojej osobowości to nie są ciebie warci. Otaczaj się ludźmi, dla których ty też masz jakieś znaczenie.

Przestał mówić. Rozejrzał się po okolicy, aż w końcu natrafił wzrokiem na mój plecak. Podszedł do niego, wziął w ręce i otworzył, po czym zaczął czegoś szukać.
-Jin? Co ty ro...-zaczalem, ale chlopak uciszył mnie gestem dłoni. Kiedy wyciągnął zeszyt, w którym pisałem piosenki mimowolnie jęknąłem. Moje teksty były bardzo osobiste, dziwnie się czułem, gdy ktoś je czytał.

Ale on wcale nie otworzył zeszytu, nie zaczął czytać. Wyciągnął tylko rękę w moim kierunku, podając mi go do ręki.
- Proszę. Jeśli nie chcesz mnie słuchać, to tego nie rób. Posłuchaj siebie. Przeczytaj swoje teksty Namjoon, sądzę że nikt ci tak nie pomoże jak one. Bo...Ty nie masz problemu z ludźmi Namjoon. Jesteś miły, inteligentny i wrażliwy. Ty masz problem sam ze sobą.Przestań udawać kogoś kim nie jesteś. - rozłożył ręce w geście kapitulacji. Zrobił krok w tył. - jesteś na prawdę świetnym gościem Namjoon i bardzo chciałbym cię lepiej poznać, zaprzyjaźnić się i cieszył bym się gdyby wynikło z tego coś więcej ale... - spojrzał na mnie wyczekująco. -Ale chcę się przyjaźnić z prawdziwym Namjoonem, a nie z sztucznym klonem Yoongiego, którego zwykle udajesz.

Musiałem przyznać, że chłopak mnie zaskoczył. Sądziłem, że będzie chciał rozmawiać o tym pocałunku. Albo o kłótni między mną, a Yoongim. A on...On zwyczajnie mówił o mnie. Mimio że nie znaliśmy się długo, że ciągle próbowałem go od siebie odepchnąć znał mnie całkiem dobrze. Zjawił się i budowane przez tyle lat mury wokół mnie, które do tej pory skrywały moje sekrety, runęły.

Nie doczekawszy się ode mnie żadnej odpowiedzi odwrócił się i zaczął iść w kierunku drogi. Chciałem go zawołać, krzyknąć. Jednak głos ugrzązł mi w gardle. Kłębiło się we mnie tyle różnych, sprzecznych myśli. Musiałem wszystko sobie poukładać. Seokjin miał rację, nie miałem problemu z akceptacją wśród ludzi. Ja sam nie akceptowałem samego siebie.

Ponownie spojrzałem w taflę wody. Wiatr ustał, fale ustały, przez co moje odbicie nie było już tak niewyraźne. Przypatrywałem się swojemu odbiciu w rzece, zadając sobie jedno pytanie. Kim właściwie jest Kim Namjoon?

********
Cześć i czołem! Przepraszam za tak długą przerwę, miałam sporo problemów osobistych. Ale z przyjemnością wracam do pisania! Spodziewajcie się jeszcze jednego rozdziału!

Uratuj mnie | Namjin | BTS Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz