1. Azyl.

388 21 4
                                    

··················································································································

***

           Pierwsze tygodnie w nowym miejscu okazały się wyczerpujące dla świeżo upieczonych małżonków, gdyż znalezienie dogodnego lokum graniczyło niemalże z cudem, a sytuacji nie poprawiała nieznajomość ojczystego języka mieszkańców. Jednakże po długich poszukiwaniach ostatecznie udało im się wynająć niewielkie mieszkanie na obrzeżach miasta, gdzie z początku żyli spokojnie, bez niepotrzebnego pośpiechu. Obserwowali życie toczące się pośród kolorowych budynków, podróżowali w nieznane okolice, zachwycając się różnorodnością krajobrazu, podczas gdy ich relacja nabierała głębszego wyrazu. Spokojne poranki witane już o piątej nad ranem rozpoczynały się od zapachu nikotyny.

          Zazwyczaj to jasnowłosy budził się szybciej, dlatego po krótkim prysznicu przyodziewał którąś z koszul Potter'a i wolnym krokiem kierował się w stronę niewielkiej kuchni. Ozdabianą zapalniczką, niegdyś używaną przez ojca odpalał papierosa, a pierwsze promienie słońca wpadające przez otwarte okno docierały do bladej twarzy, gdy tylko mężczyzna zasiadał na jednym z kuchennych blatów. Wtedy też na jego twarzy gościł niewymuszony uśmiech. Cisza otaczała go z każdej strony, dopóki współmałżonek nie opuścił spokojnego zacisza sypialni lub miejscowa społeczność nie rozpoczęła swej działalności na dworze, najczęściej następowało to około godziny szóstej czterdzieści pięć. Wtenczas rozpoczynał przygotowywanie pierwszego posiłku, a rozchodzący się zapach świeżej kawy przyciągał Potter'a magnetycznie. Podczas poranków włosy ciemnowłosego stawały się bardziej roztrzepane niż zwykle, a skóra Malfoy'a wydawała się bledsza niż za dnia. Jednakże, mimo to ciepłe wargi spoczywały na krystalicznej skórze starszego, wywołując cichy pomruk każdego ranka.

— Pamiętasz, że masz dzisiaj rozmowę o pracę, prawda? — charakterystyczny chłodny ton wybrzmiał między odgłosem gotującej się wody.

— Nie chcesz pójść tam za mnie? — słodki ton Gryfona spotkał się z ostrym spojrzeniem Ślizgona.

— To, że nosimy te samo nazwisko nie zwalnia cię z obowiązków, Malfoy.

— Tak wiem, wszechwiedzący panie Potter — warknął młodszy, wkładając paluchy do słoika z dżemem.

— Potter, do cholery!

Sposób w jaki Ślizgon denerwował się o nieistotne sprawy wzbudzał u Wybrańca dźwięczny śmiech każdego ranka.

***

          Początkowo nie ekscytował się wizją spędzania długich godzin za biurkiem, aczkolwiek z upływem czasu ciemnowłosy zwyczajnie przywykł do sposobu oraz tempa pracy. Z domu wychodził dość wcześnie, głównie z powodu dystansu dzielącego miejsce zamieszkania, a budynek firmy, wracał natomiast stosunkowo późno, gdzieś około godziny osiemnastej trzydzieści. Tymczasem Malfoy zdalnie pracował nad projektami zagranicznych deweloperów, wykonując wiele telefonów, pomiarów lub rysunków. I pomimo nagłego natłoku obowiązków Potter starał się spędzać poranki w towarzystwie Malfoy'a, jakby zupełnie nic nie uległo zmianie, a wieczorami Malfoy wyciągał małżonka na długie spacery, uciekając od klaustrofobicznego mieszkania. Podczas wspólnego czasu sporo rozmawiali, a śmiech towarzyszył im w trakcie opowieści o kolejnych wpadkach popełnionych wobec szwedzkiej społeczności. Stąpali po cienkim lodzie, jednakże obecność obrączek na ich palcach dawała im siłę do dalszego działania.

— Draco — zaczął niepewnie okularnik, spoglądając w stronę zrelaksowanego małżonka — Czy.. odpowiada Ci takie życie? Nie czujesz się źle?

— Dlaczego o to pytasz?

— Chcę tylko wiedzieć czy na ciebie nie naciskam. Nie chcę, żebyś z mojego powodu znowu robił sobie krzywdę.

— Potter — mężczyzna przystanął, obracając głowę w stronę bruneta, aby ten mógł widzieć jego twarz — Tutaj potrafię się uśmiechać. Słońce oraz twoja obecność dają mi szczęście. Z początku martwiłem się czy damy sobie radę, ale teraz wiem, że kiedy tylko będę trzymał twoją rękę przezwyciężymy wszystkie przeciwności. Odpowiada mi tak jak jest.

Szybsze bicie serca, wywołane powyższymi słowami towarzyszyło ciemnowłosemu, dopóki wymiany zdań nie przerwał dzwonek telefonu. Wideo rozmowy z Hermioną oraz Rose stały się obowiązkową rutyną.

— Jesteście na plaży?! — piskliwy krzyk dziewczynki wydobył się z urządzenia, prawdopodobnie prowadząc do utraty słuchu wszystkich okolicznych mieszkańców.

— Tak Rose, masz rację. Jesteśmy na plaży.

— U nas pada, więc siedzimy w domu. To nie fair!

Cichy śmiech Malfoy'a spotkał się z mrożącym krew spojrzeniem dziesięciolatki. Zaraz po tym palce mężczyzn zostały ze sobą splecione.

— Myślę, że wujek Draco przekona mamę, żebyście spędzili u nas święta.

— Naprawdę?! — pytające spojrzenie bruneta zostało zwyczajnie zignorowane.

— Zrobię co w mojej mocy, żeby ich przekonać, zgoda?

— Jesteście najlepszymi wujkami pod słońcem!

— No już, zmykaj i daj mi mamę.

Widok zmęczonej kobiety zasmucił okularnika.

— Cześć wam — uśmiechem próbowała zakryć cienie po oczami spowodowane nieprzespanymi nocami — Wszystko w porządku?

— Powiedzmy, że Potter zaczyna żałować swojej decyzji.

— Jak to?

— Nie słuchaj go, Hermiona. Palant nadmiernie używa sarkazmu.

— Lepiej powiedzcie co słychać w wielkim świecie.

— Denerwuje mnie brak zainteresowania z strony mieszkańców. Trzymają cię na dystans tylko dlatego, że nie jesteś stąd.

— Przecież nie jest tak tragicznie, nie przesadzaj palancie.

— Draco ma rację. Pamiętam jak z rodzicami spędzaliśmy tam wakacje, wszystko wyglądało podobnie. Woleli trzymać cię na uboczu. Niby tolerancyjni, ale nie do końca.

— Widzisz?

— Hermiona, po czyjej jesteś stronie?

Szwecja stała się ich azylem.

***

··················································································································

Wiem.. spokojnie, słodko i nudno. 

Coś wymyślę.

czarna poetka. 

III. Chłopiec z przeszłością  | Draco Malfoy/Harry Potter - wolno pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz