Karetka?!
<<<<<>>>>>
- Hej! Przepraszam..!- podbiegłam w stronę samochodu, którego górne dwa brzegi świeciły się na rzucający się niebieski. Gdy tylko w samochodzie, w miejscu kierowcy zauważyłam jakiegoś mężczyznę, od razu rzuciłam się w jego stronę.- Przepraszam...proszę Pana..- westchnęłam cicho, próbując urównomiernić swój oddech. Widok karetki w miejscu, gdzie bym się jej nie spodziewała zobaczyć naprawdę mną wstrząsnął. Niewiarygodne, że kiedyś chciałam zostać lekarzem - pomyślałam, lekko się uśmiechając na to wspomnienie. Ale o tym opowiem wam kiedy indziej. Tymczasem wracając do rzeczywistości.
Mężczyzna znudzonym wzrokiem spojrzał na mnie i jedynie westchnął ze zmęczenia.
- Słucham?- zapytał, jakby od niechcenia, nawet na mnie nie spoglądając.
- Ygh...- lekko pisnęłam nie wiedząc od czego zacząć pytanie, gdyż chciałam się dowiedzieć jak najwięcej. Jednak zaczęłam z dość prostym i najbardziej racjonalnym pytaniem. - Co tu się wydażyło?
Mężczyzna po usłyszeniu mojego pytania odczekał parę sekund, po czym dopiero później na mnie spojrzał.
- Nie mamy prawa mówić o czyjś wypadkach obcym ludziom.- powiedział to szorstkim głosem. Za każdym razem, kiedy wypowiadał w moją stronę jakieś zdanie miałam wrażenie, iż chce mnie się stąd jak najszybciej pozbyć. Pewnie po prostu nie chciało mu się odpowiadać na moje pytania lub nie podobała mu się moja obecność tu.
Lekko zacisnęłam swoje dłonie w piąstki, próbując się uspokoić, gdyż naprawdę zaczynał ten mężczyzna działać mi na nerwy. Wzięłam głęboki wdech, policzyłam do trzech i po tym wypuściłam powietrze z ust.
- Mieszkam tu, tak więc wydaje mi się, że wcale nie jestem kimś obcym. Może teraz mi Pan odpowie?- odparłam trochę głośniejszym tonem niż przed tem. Na mój głos mężczyzna tylko przewrócił oczami.
- Wiem tylko tyle, że ktoś zemdlał niecałą godzinę temu, tak więc zostaliśmy powiadomieni no i jesteśmy.
- Wiadomo może kto zemdlał?
- Jakiś mężczyzna...- na jego słowa tylko skarciłam się w myślach za zadanie drugiego pytania, gdyż oprócz mnie w dormie nie ma żadnej innej kobiety. Sami mężczyźni. Więc było to dość oczywiste, że któryś z Bangtanów zemdlał. Tylko...który?
- Przepraszam, muszę już iść - powiedział mężczyzna, po czym wysiadł z samochodu, poszedł na jego tyły i otworzył tylne drzwi do auta. Pozostawił je tak dla reszty lekarzy i dla poszkodowanego.
Kiedy tak obserwowałam czyny mężczyzna, po chwili usłyszałam głos toczącego się metalu i odgłosy kroków. Odwróciłam głowę, aby zobaczyć co wywołało ten dźwięk i co było jego przyczyną. Kiedy to zrobiłam ujrzałam dwójkę mężczyzn oraz jedną kobietę, którzy poruszali się w błyskawicznym tempie, ciągnac przed sobą stół, na którym leżał nieprzytomny. Zamarłam, kiedy ujrzałam kim była osoba nieprzytomna.
- Yoongi?! - pomyślałam i omal nie wykrzyknęłam jego imienia na głos. To nie był na to czas i pora. Jeszcze wywołała bym większe zamieszanie, dlatego się powstrzymałam. Za lekarzami z pomieszczenia wyszli pozostali członkowie, lecz nie ujrzałam szóstki mężczyzn tylko trójkę.
Kiedy ich zobaczyłam pospiesznie do nich podeszłam.- Hej, co się stało? Co mu jest?- zapytałam, wskazując na Yoongiego swoją drżącą ręką. Zawsze tak miałam, kiedy się czymś bardzo denerwowałam.
Namjoon odetchnął tylko, co świadczyło o tym, że to wydarzenie naprawdę nim wstrząsnęło.
YOU ARE READING
Together Forever/ Min Yoongi
RomanceBrooklyn, czyli dwudziesto-czterolatka, która postanawia (za namową rodziców) zacząć pracować w Seulu. Jednak nie jest to zwykła praca, ponieważ zostaje ona makijażystką jednego z najbardziej znanej i najbardziej lubianej, grupy k-pop'owej, czyli B...