32.

56 8 0
                                    

Trzecie piętro, pokój numer trzysta dwanaście.

                  <<<<<>>>>>
Droga do tego pokoju nie zajęła mi dużo czasu. Oczywiście  musiałam dostać się na trzecie piętro, dlatego też nie myśląc za długo postanowiłam skorzystać z windy, gdyż gdybym wybrała schody to napewno zajełoby mi to ponad pół godziny.

Kiedy dotarłam na właściwe piętro zaczęłam szukać drzwi z właściwym numerem. Niestety na tym piętrze zaczęłam się wszystkim rzucać w oczy, gdyż czułam setki gałek ocznych wbitych w moje plecy. To było bardzo nieprzyjemne uczucie, lecz co się dziwić? Przecież nie codziennie widzi się kobietę z jasnymi włosami w rozmiarze przypominającą dziecko.

Na szczęście po krótkiej chwili znalazłam upragnione drzwi z numerem trzysta dwanaście.

Lekko postukałam w drzwi, po chwili prostując się i czekając na odpowiedź. Lecz kiedy jej nie usłyszałam postanowiłam wejść.

Powoli otworzyłam drzwi, a widząc w pomieszczeniu dwie sylwetki, natychmiast stanęłam. Cicho zaczęłam przymykać  drzwi, lecz ich do końca na zamknęłam, a pozwoliłam aby tylko widoczne było moje oko.

Niestety nie słyszałam za dużo, gdyż obie postacie mówiły strasznie cicho i spokojnie. Z ruchów warg jednego z nich wyczytałam, że o coś pytał. Drugi natomiast albo przytakiwał, albo przecząco kręcił głową. Nigdy jeszcze nie widziałam dziwniejszego stylu porozumiewania się. Żadnych łez, żadnych krzyków. Jedynie dwójka mężczyzn wpatrujących się w siebie....brzmi jak jakaś słaba melo drama dla mnie. Pomyślałam w myślach, po chwili wyobrażając sobie jakąś denną scenę z jakiegoś melo dramatu. Na to wspomnienie cicho zachichotałam.

- Mogłaby Pani się nie skradać w szpitalu? To nie kulturalne. -  słysząc czyjś poważny głos, natychmiast zszedł mi z twarzy uśmiech, za to pojawił się strach jak i zażenowanie. Wyprostowałam się, gdyż przez ten cały czas byłam pochylona, a po chwili weszłam do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.

- D-Dzień dobry...- odparłam zawstydzona, chowając swój wzrok przed jego wzrokiem. To pewnie lekarz Yoongiego. Pomyślałam i chyba miałam rację, gdyż ten mężczyzna lekarza bardzo przypominał.

- Dzień dobry, można wiedzieć dlaczego się Pani skradała? I co Pani tak wogóle tu robi? Jeżeli potrzebuje Pani jakiś informacji na korytarzu stoją pielęgniarki. - powiedział lekarz z poważnym wyrazem na twarzy. Kiedy usłyszałam jego wypowiedź  spojrzałam na jego twarz, a po chwili zaczęłam się tłumaczyć :

- Niech Pan nie myśli, że się skradałam, ja chciałam tu od początku wejść, ale jako, że rozmawialiście nie chciałam przeszkadzać!- odparłam chaotycznie wymachując rękoma, tak jakbym chciała coś udowodnić. Lekarz tylko przytaknął głową, a ja ze wstydu opuściłam swoją głowę. - Przepraszam...

Po wypowiedzeniu tego słowa usłyszałam cichy śmiech dobiegający z za pleców lekarza, tak więc tam spojrzałam. Na szpitalnym łóżku siedział Yoongi, który cicho się śmiał. Lekko wydymałam usta, po chwili odwracając od koreańczyka wzrok.

Lekarz jedynie poprawił swoje okulary, po czym cicho westchnął.

- Jest Pani powiązana z pacjentem, mam rację?- zapytał, na co ja jedynie przytaknęłam głową. - Tak więc przytrzymamy Pana Yoongiego jeszcze z kilka dni w szpitalu, gdyż nie wiemy jeszcze co mogło spowodować jego zasłabnięcie. Mamy podejrzenia, lecz nie jesteśmy co do nich pewni. Myślę, że za tydzień będzie można już go wypisać. Jakieś pytania?

- Nie, dziękuję i przepraszam - odpowiedziałam na jednym tchu, po czym lekko się przed nim ukłoniłam i podeszłam w stronę łoża, na którym znajdował się raper. Sięgnęłam jeszcze po krzesełko i na nim usiadłam.

Lekarz jeszcze tylko coś mruknął pod nosem i nie oglądając się już za mną, wyszedł z pokoju.

- Jak się czujesz?- zapytałam mężczyznę obok, od razu po wyjściu lekarza. Yoongi tylko wzruszył swoimi ramionami.

- Mam mieszane uczucia. Gdzie reszta?

- Pan Bang nie pozwolił im tu przyjść. Poza tym nie chcieli robić zamieszania...- odparłam na jego pytanie, a kiedy odpowiedziałam na nie pomiędzy naszą dwójką nastała cisza. Bardzo przytłaczająca cisza.

W pomieszczeniu można było usłyszeć tykanie zegara, które co jakiś czas dawało o sobie znać, przypominając daną godzinę. Tak, jakby chciał, abyśmy się pospieszyli z czymś.

Dyskretnie spojrzałam na Yoongiego. Chłopak spokojnie przyglądał się widokom za oknem. Jego wzrok skakał z kwiatów na drzewa, za to z drzew na ulice i budynki.

Niewiem dlaczego, ale mój wzrok powędrował na jego dłoń, która teraz była lekko uszkodzona, sądząc po opatrunku, który na sobie miała. Tak się przyglądając jego dłoni nawet nie zauważyłam, kiedy lekko jej dotknęłam. Yoongi najwyraźniej czując mój dotyk, spojrzał na swoją rękę, po czym zaskoczony spojrzał na mnie.

- Masz gdzieś jeszcze jakieś zadrapania?- spytałam, uważnie przyglądając się białym bandażom owiniętym na niektóry partiach jego ciała. Mężczyzna tylko cicho wskazał na tył jego głowy.

Wstałam ze swojego miejsca i uprzednio pytając koreańczyka o pozwolenie, lekko dotknęłam jego głowy. Następnie moje palce powędrowały trochę niżej, napotkając się o kolejny opatrunek, tym razem trochę większy. Opuszkami palców dotknęłam go, jednak natychmiast odsunęłam je, gdy usłyszałam syk Yoongiego.

- O-Oh, przepraszam! Nic ci nie jest? Bardzo cię bolało?- zapytałam ze zmartwieniem i spojrzałam w twarz chłopaka, oczekując jego zdenerwowania. Jak bardzo się jednak zdziwiłam (i poczułam ulgę), kiedy chłopak tylko się uśmiechnął.

- Tylko żartowałem - odparł najspokojniej na świecie, jakby niczego złego nie zrobił. Po chwili jego uśmiech znikł z twarzy, uważnie mi się przyglądając - Hej, wszystko dobrze? To ja tu leżę, ale gdyby ktoś cię teraz zobaczył to by pomyślał inaczej...

- Nie...po prostu mnie wystraszyłeś...- cicho westchnęłam, a po chwili zajęłam swoje miejsce, obok Yoongiego. Po zajęciu swojego miejsca wbiłam swój wzrok w podłogę, czując wzrastające zaniepokojenie w moim sercu. Złapałam się za nie, nie wiedząc co się wtedy ze mną stało. Czemu zaczęłam się tak teraz dziwnie czuć? Chyba to nie moja wina, że zasłabł, prawda? Dlaczego wogóle o tym myślę? Przecież mnie nawet wtedy z domu nie było...

Mając zawaloną głowę takimi dziwnymi oskarżeniami, wkońcu wydusiłam:

- To moja wina prawda?

- Co?- spytał Yoongi, najwyraźniej nie wiedząc o co mi chodzi. Czując dziwną presję, jaką sama na sobie wywarłam pochyliłam swoją głowę, pozwalając by kosmyki moich włosów zasłoniły moją twarz.

- No...to, że zasłabłeś, że tu leżysz. Nie wspominając nawet o twoich kolczykach...- odparłam ciszej niż przed tem, z powodu smutku jaki odczuwałam.

Łzy zaczęły zbierać się do moich błękitnych oczów, a ja próbując je ukryć przed chłopakiem, szybko je starłam.

- Przepraszam...

-...niepotrzebnie...- usłyszałam pewny siebie głos koreańczyka, który sprawił, że spojrzałam w jego stronę. Yoongi patrzył się na mnie z lekko skrzywionymi brwiami, a jego pięść była ściśnięta, jakby powstrzymywał się przed uniesieniem swojego głosu. - To prawda, że nie zaczęłaś dobrze, ale nie oznacza to, że tak samo masz skończyć. Oskarżanie się o takie rzeczy jest lekkomyślne i niepotrzebne.

Kiedy skończył swoją wypowiedź zdjął swój wzrok ze mnie i zaczął jeździć nim po ścianach. Słysząc jego słowa przytaknęłam.

- Masz rację...- i po chwili cicho zaczęłam szlochać, sprawiają, że Yoongi ponownie na mnie spojrzał. Zauważyłam, że uniósł swoją dłoń i zasłonił ją swoje usta.

- Jak z dzieckiem...- i parsknął krótkim śmiechem.

- Jestem z 94! Nie jestem już dzieckiem!- odparłam nadal płaczącym tonem, co sprawiło, że Yoongi ponownie się zaśmiał.

- Tak, masz całkowitą rację.

Together Forever/ Min Yoongi Where stories live. Discover now