Rozdział 6

167 16 8
                                    

- Daleko jeszcze?- Suzuno już nie mógł znieść pomrukiwań swojego towarzysza. Misja była prosta. Szczególnie dla Nagumo. On miał tylko się zamknąć i dać ogarnąć sytuację koledze. Jednak nawet to było zbyt trudne dla czerwonowłosego.

- Ryj.

- Twój krzywy.- Fuusuke postanowił go zignorować wyciągając szpadę gdyż zauważył wroga zabójcę. Przyśpieszył skacząc do góry i rozrywając go na pół. - Ależ to było MOCARNE!!!

- Wiem. - powiedział powtarzając czynność. - Jesteśmy chyba w środku powstałej katastrofy. - mruknął zatrzymując się oraz nabierając kilka głębokich wdechów.

- Nie chyba, a na pewno. Patrz co tu się odpierdala. Nawet samochody same jeżdżą!- krzyknął Haruya wymachując rękami.

- Nagumo?

- Co?

- Auta same nie jeżdżą.

- A no bardzo prawdopodobne. Ale patrz, tamto jedzie w to małe dziecko.

- Czekaj co?- krzyknął Suzuno patrząc w kierunku, które pokazał jego towarzysz. - O szlag! - krzyknął zeskakując z budynku i pędząc w stronę dzieciaka.

Złapał go w ostatniej chwili przeskakując zwinnie nad Mercedesem. Wszystko było by w porządku gdyby nie kamień stojący mu na drodze przez co wylądował pół stopą na nim. Zignorował lekki ból zwracając się chłopca.

- Gdzie twoi rodzice? - zagłuszył go krzyk po drugiej stronie ulicy. Spojrzał i zobaczył kobietę o włosach podobnego koloru do uratowanego przez niego dziecka.

- Dziękuję panu ogromnie.- powiedziała podchodząc i biorąc syna w ręce po czym przytuliła. - Nie wiem co bym zrobiła gdyby jemu coś się stało.

- Niech się pani lepiej schowa. - mruknął wskakując na auto i wspinając się po budynku, gdzie czekał już Haruya.

- Stary to było kozackie! Myślałem, że już nie wyrobisz.

- Zamknij się i choć.- syknął i pobiegł dalej choć ból w kostce coraz bardziej go dręczył. Wiedział, że przede wszystkim ważne jest życie ludzi, przecież po to został ninja, by chronić słabszych od siebie. Jakieś tam stłuczenie nie jest warte tyle cierpienia.

- Suzuno! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zdenerwował się złotooki, który już od dobrych kilku minut próbował się dobić do mózgu przyjaciela.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Co mówiłeś?

- Że tam jest coś, gdzie można się schować, odpocząć. - powiedział wskazując na las jakieś pięć może mniej kilometrów z tąd.

- Na początku ludzie.- mruknął rozwalając pojawiającego się wroga na małe kawałki. - Potem odpoczynek. Choć.

- Gdzie ty znowu idziesz?

- Nie widzisz tego starego człowieka? On potrzebuje pomocy. - powiedziawszy weszedł na drogę, a Nagumo za nim.

Poszli w jego stronę. Kiedy byli na tyle blisko by mógł ich usłyszeć Haruya zapytał:

- Wszystko w porządku? Nie jest dobrze teraz chodzić po ulicy. Szczególnie w tym wieku.

Mężczyzna odwrócił się do chłopaków. Teraz dobrze widzieli jak wyglądał. Albo wręcz przeciwnie, jak nie wyglądał, ponieważ na twarzy miał kaptur. Jedynie po drewnianej lasce można było zasugerować w jakim faktycznie jest wieku. Przyjaciół jednak zaniepokoiło to, że mężczyzna się nie odezwał. Być może jest głuchy i nie usłyszał co złotooki do niego powiedział. A może dlatego, że...

- Ej co się odwala?!- krzyknął kiedy staruszek zaczął znikać. Dosłownie rozpływać się w powietrzu. W tej chwili Suzuno zrozumiał o co chodzi.

- Uciekaj to pułapka!- nie zdążył nawet dokończyć, gdy w budynku przed którym stali dało się usłyszeć wybuch, a owa budowla zaczęła się na nich walić niczym ścięte drzewo.

***

- Hiroto...- przeciągnął Afuro wrzucając kamień do pobliskiej kałuży krwi.

Wstyd się przyznać, ale nawet oni nie mogą uratować wszystkich. Zawsze jest ktoś, kto musi ucierpieć. Nie ważne czy psychicznie czy fizycznie. A przy tak ogromnym wylewie krwi nigdy nie brakuje ofiar. Wystarczy chwila nieuwagi, a nasz lub czyjś świat może wisieć na włosku. Dlatego trzeba się cieszyć rzeczywistością i wierzyć, że wszystko będzie w porządku. Nie ważne za kiedy. Tak, aby przyszłym pokoleniom było łatwiej i bezpieczniej żyć. Choć każdy sobie zdaje sprawę, że to nie możliwe. Na świecie zawsze będzie głód, czy chęć mordu, ale to tylko od ciebie zależy jaki będziesz. Nie możesz się tylko poddać. Chłopaki także nie zamierzają, póki pasożyt nie zginie na wieki. Na tą chwilę są ciągle szkoleni wiedząc, że szybciej czy później nadejdzie punkt kulminacyjny.

- Czego?

- Dlaczego my to w ogóle robimy? Dlaczego my poświęcamy się na marne. Przecież w całym Tokyo ginął nasi ludzie. Giniemy my. -

Każdego, nawet Afuro może złapać chwila niepewności, kiedy już nie będzie wiedział nic. Dosłownie nic. Kiyama odwrócił się do niego przodem i uśmiechnął się lekko siadając na dachu.

- Też kiedyś sobie zadawałem to pytanie. - mruknął obejmując go dłonią. - Każdy z nas robi to z innego powodu. Ja straciłem rodzinę, dlatego chcę chronić ludzi, aby oni nie doświadczyli tego co ja. Za to by musisz znaleźć swój własny powód. Ty najlepiej wiesz co jest dla ciebie najważniejsze. - uśmiechnął się delikatnie wstając i podając blondynowi rękę.

- Tak, masz rację.

- Ja zawsze mam rację.- Hiroto puścił mu oczko.

- Nie.

- No to prawie zawsze.

- Nadal nie.

- A idź mi panie.- mruknął obracając się dookoła własnej osi, gdyż wyczuł dość dziwną aurę. Wyciągnął miecz gotowy do walki.

- Czekaj, co ty?

- Cisza.- przerwał mu zamykając oczy. Chciał stać się wiatrem. Szybkim i zwinnym. Wyczuć nieprzyjemną, wręcz czarną energię.

- Kiyama.- szepnął Terumi. - Tu nikogo prócz nas nie ma.

Chłopak otworzył oczy wybudzając się z magicznego transu. Zamrugał parę razy oczami, a następnie odwrócił się do kolegi. Schował szpadę.

- Być może masz rację. Coś mi magia dziś szwankuje.- powiedział, po czym pobiegli dalej.

Nikt się jednak nie spodziewał, że Hiroto może mieć rację. Jego magia nigdy nie zawodziła i tym razem nie zawiodła. Być może za rogiem ktoś mógł się ulotnić.

Dust of Darkness | Inazuma Eleven ✔︎Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz