16. Nicolai Hastings

1.2K 162 27
                                    

Snape wszedł do komnaty po cichu. Nie zwrócił na Eris najmniejszej uwagi. Nie ochrzanił za zaleganie na jego kanapie, za brak obecności na praktykach. Zabrał się od razu za własną pracę nad eliksirami, o które prosiła go Poppy dziś rano. W odróżnieniu od Eris, czuł się doskonale. Kac się go nie trzymał - nie tylko dlatego, że zażył odpowiedni specyfik. Był zbyt pochłonięty ważeniem eliksirów, że nie zauważył przebudzenia kobiety. Cichy jęk nie rozproszył go ani na chwilę. Nawet gdy gość zjawił się w drzwiach do pomieszczenia, w którym zwykle pracował.

- Severus? Która jest godzina? - jęknęła, trzymając się za głowę.

- Po dwunastej - odparł, nie odrywając wzroku od kociołka. Sięgnął po mały flakonik i wylał jego zawartość do środka, po czym powoli zamieszał. - Czy masz może jakieś problemy z zatokami?

- Co? - spytała głupio. - Czemu pytasz?

- Bo chrapałaś jak troll górski - rzucił kąśliwie.

Eris zrobiła się czerwona na całej twarzy, przez co pochyliła głowę, by ukryć zakłopotanie w burzy kasztanowych włosów. W dodatku dokuczał jej straszny ból głowy spowodowany taką ilością alkoholu. Nie pamiętała zbytnio jak przeszła od swojej komnaty aż do lochów. Wszytko widziała jak przez mgłę, może to i lepiej? Nigdy nie była zwolenniczką alkoholu czy imprez, ale odkryła, że procenty zagłuszają wizje... Nie mogła odrzucić tego sposobu, bo to na razie był jedyny sposób.

- Dlaczego nie obudziłeś mnie na zajęcia?

Odmówił sobie takiej przyjemności, jak bestialska pobudka? I zamiast kazać jej iść na zajęcia, pozwolił odespać głupotę? Może i on na coś chorował?

- Nigdy nie widziałem, abyś piła alkohol - powiedział od niechcenia, kończąc eliksir. Zaczął przelewać go do odpowiednich flakonów. - Wątpię, że byłby z ciebie jakiś pożytek. Już teraz jesteś do niczego. Dałbym ci coś na twój stan, ale... - prychnął rozbawiony - cierp za swoją głupotę.

Uwierz, że robię to od dawna, powiedziała sobie w myślach. Patrzyła, jak z gracją wykonuje swoją ulubioną czynność, a potem jednym ruchem różdżki sprząta mały bałagan. Kiedyś lubiła patrzeć, jak Snape uczy się albo waży eliksiry. Mogła to robić godzinami... Bez słowa opuściła jego komnatę. Potrzebowała się przebrać, wykąpać, wszystko! Na obiedzie już musiała się zjawić.

W pokoju Kovu wcale nie był poruszony nagłym pojawieniem się właścicielki. Raz była, raz nie - ludzkie sprawy. Kobieta krzątała się po komnacie, tu coś przewracając, to samej się potykając. Jak miała wytłumaczyć Dumbledore'owi, że nie była na praktykach, bo była nawalona jak bela? Przecież to wbrew zasadom! Nauczyciele i praktykanci też musieli przestrzegać pewnych praw. Ktoś zapukał do drzwi, a ona przez chwilę pomyślała, by udać, że jej nie ma. Co za głupota. Pukanie rozległo się ponownie. Kovu zasyczał i schował się pod łóżkiem, a Eris już wiedziała, kto stoi po drugiej stronie.

Niechętnie otworzyła i spojrzała na Dolores Umbridge. Wielki Inkwizytor Hogwartu uśmiechnął się słodko, a była to słodycz bardziej trująca niż urocza. W dłoniach trzymała zwój pergaminu i pióro. Odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę praktykantki.

- Wyspałaś się, moja droga? - spytała z udawaną uprzejmością. - Mam nadzieję, że to nic poważnego, ale pamiętaj, aby nie zaniedbać swoich obowiązków. No dobrze... - spojrzała w zawartość zwoju - zobaczmy, co tu mamy. Chciałabym ci zadać kilka pytań.

- Nie jestem nauczycielem Hogwartu, czy to aby konieczne? - Eris nie marzyła o niczym innym jak przegonieniu tej strasznej kobiety daleko stąd. Tuż za jej plecami panował totalny bałagan!

Umbridge postąpiła jeden krok w jej stronę.

- Ale jesteś praktykantką - odparła rzeczowym tonem. - Muszę przygotować stosowne papiery, zwłaszcza, że... - Dolores zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem, oceniając jej niechlujnego koka, liliową szatę z długimi rękawami, aż zatrzymała się na niebieskich oczach, jedynym, co różniło ją od Caleba i babki, którzy mieli zielone oczy. - Zwłaszcza, że Ministerstwo posiada bardzo ubogie informacje na twój temat, przez wzgląd na to, że zniknęłaś ze świata magii na piętnaście lat. To dość długo. Nie korzystałaś z różdżki ani nie miałaś żadnego kontaktu z naszym światem... Zamieszkiwałaś w...?

- W Londynie - odpowiedziała prędko, a Umbridge coś zanotowała. - Byłam ciekawa, co świat niemagiczny ma do zaoferowania.

- I zostałaś tam na całkiem długo - prychnęła czarownica, znowu coś notując. - Co skłoniło cię do powrotu?

- Hojna oferta Dumbledore'a - musiała skłamać. Dzielenie się, czymkolwiek z tą kobietą było niebezpieczne. Musiała ważyć każde słowo. - Zawsze uwielbiałam eliksiry, więc to było jak... spełnienie moich marzeń - dodała, siląc się na uśmiech.

Umbridge dalej coś pisała, Eris stanęła na palcach, by móc zajrzeć do pergaminu, ale bezskutecznie. Kiedy kobieta znów na nią spojrzała, wyprostowała się, udając, że podziwia portret tuż za nią. Stanęła w drzwiach, by zająć więcej miejsca i ograniczyć przejście do środka.

- Eris Hastings... z domu Trevelyan - odczytała - lat trzydzieści cztery, praktykantka Mistrza Eliksirów, Severusa Snape'a w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, tak... ciekawe nazwisko. - Spojrzała jej znów w oczy. - Ministerstwo nie posiada żadnych informacji o zawarciu przez ciebie małżeństwa.

- Bo zawarłam je w świecie mugoli zgodnie z ich tradycją i religią chrześcijańską.

- Mhm... Zatem, odpowiedz na moje pytania. Imię małżonka?

- To osobiste pytania - mruknęła w proteście Eris.

- Ministerstwo jest zaskoczone twym nagłym powrotem, to naturalne, że chce je uzupełnić. Więc? Imię małżonka? - naciskała, a Eris ledwo powstrzymywała się przed ucieczką do środka komnaty i zatrzaśnięciem Dolores drzwi przed nosem.

- Nikolai Hastings - powiedziała, czując ból w sercu.

- Wiek?

- W tym roku skończy czterdzieści jeden.

- Zawód?

- Jest... inżynierem.

Dolores spojrzała na nią z rozbawieniem i pogardą, prawie wybuchając śmiechem. Różowe usta wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku.

- Och, zatem to mugol... No tak, nie słyszałam o takim rodzie. - Eris zacisnęła dłonie w pięści tuż za plecami. Tylko spokojnie... mówiła sobie. - Cóż, status?

- Słucham?

- Status. Czy był już żonaty, może jesteście w separacji albo po rozwodzie? Może choruje?

- Martwy - mruknęła cicho.

- Co powiedziałaś?

- Nikolai... zmarł osiem lat temu.

Umbridge wydęła usta, robiąc smutną minę, choć wcale nie było jej przykro. Ponownie się uśmiechnęła, kiedy pióro dotknęło pergaminu i zaczęła coś zapisywać. Eris liczyła do dziesięciu, prosząc w myślach, aby już sobie poszła. Dolores zwinęła pergamin w rulon i zamierzała odejść, ku uldze Eris, ale nagle zatrzymała się. Kiedy się odwróciła posłała jej surowe spojrzenie i lekki uśmiech.

- Dobrze, że nie mieliście dzieci - odezwała się. - Kolejni mieszańcy. A już wystarczy, że ty jesteś plamą w swoim rodzie, jako czarownica półkrwi w tak starym rodzie, gdzie czystość krwi ma największy priorytet. Ród, który pamięta wielkość czarodziejów, kiedy mugole ani ich dzieci nie mieli wstępu do naszego świata. Najwidoczniej jesteś bardziej podobna do matki niż się komukolwiek wydawało. Tak samo obdarzyłyście mugoli uczuciami, niszcząc przyszłe pokolenia. Miłego dnia.

I odeszła. Eris trzasnęła drzwiami, a potem oparła się o nie plecami, ledwo nad sobą panując. Kovu otarł się o jej nogę, ale go odtrąciła. Osunęła się na podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Nie wytrzymała i rozpłakała się na wspomnienie Nikolai'a. Spojrzała na obrączkę, którą założyła poprzedniego dnia. Zsunęła ją z palca, by obejrzeć ją, a obchodziła się z nią jak z najcenniejszym skarbem. Pociągnęła nosem, gdy przesunęła kciukiem po wygrawerowanej literce N.

- Cholera...

Cruciatus ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz