9. Szlaban Rona

1.8K 179 39
                                    

Ogień w kominku dogasał. Skrzaty polerowały każdy kąt domu, nie zwracając na płomień najmniejszej uwagi. W ciszy wykonywały swoje obowiązki. Nie odważyły się nawet na sekundę oderwać od pracy, by spojrzeć na panią domu, siedzącą na sofie naprzeciw paleniska. Kobieta kręciła pucharkiem w dłoni, przelewając wino z jednej strony na drugą. Nie piła go. Patrzyła na alkohol jak na truciznę, którą wahała się zażyć.

Zdawała sobie sprawę, że ktoś za nią stoi, ale nie zamierzała się odwracać. Uśmiechnęła się kpiąco, czego gość nie był w stanie zauważyć. Czekał, aż starsza czarownica odezwie się - daremnie. Ciszę przerywało tykanie zegara oraz bicie ich serca. Trzaskanie ognia ucichło, a płomień zgasł.

- Ile to już lat, hm? Dość, nie sądzisz? - Gość nie odzywał się. - Jest ich dwie. Trzeciej brakuje, ale to dobrze. Dzięki temu proroctwo się nie spełni.

- Skazałaś na śmierć swoją wnuczkę. - Przybysz poruszył się niespokojnie, a staruszka przechyliła na bok głowę.

- Plama na honorze rodziny, nic więcej. A jednak spójrz, jak ryzykowne było zostawić ją przy życiu.

Machnęła ręką, a filiżanka na stoliku obok wypełniła się herbatą. Gość nie sięgnął po napar. Starsza czarownica wzruszyła ramionami, po czym opróżniła swój pucharek. Skrzywiła się, niezadowolona ze smaku alkoholu. Za słaby jak na jej gusta. Z obrzydzeniem wrzuciła naczynie do kominka, w którym ponownie buchnął jaskrawy ogień. Żar swą mocą dosięgał jej twarzy, ogrzewając ją mocniej.

- Wyrocznia się nie spełni... Alice Manson...

- Alice Manson żyje i ma się dobrze - wtrąciła się kobieta. - Dumbledore ją dobrze ukrył, że nikt nie jest w stanie jej odnaleźć, co do mojej wnuczki... Wiem, gdzie jest. To tylko kwestia czasu. Mój Pan zwycięży.

- Odwrócenie się od Volde... - postać zająknęła się, napotykając kamienne spojrzenie starej czarownicy - Czarnego Pana jest ryzykowane, kiedy On powraca.

- Tym się nie martwię. Zresztą, podążanie jego ścieżkami mijało się z ideologią mojej rodziny. Czysta krew, przede wszystkim, a Czarny Pan chcąc nie chcąc jest półkrwi, zupełnie jak Eris - wypowiedziała imię wnuczki z niekrytym obrzydzeniem - Złowieszcze imię, zaprawdę. Jedynym, który może rządzić wszystkim jest Twórca Śmierci.

Postać w czarnej pelerynie przełknęła głośno ślinę, ale trzask w kominku zagłuszył ją. W grę wchodziły mroczniejsze moce, o których Voldemort nie wiedział, był zbyt pochłonięty swoją wojną, Harrym Potterem i dziewczyną z Dworu Meyling.

- Twórca Śmierci?

- Przepowiednia mówi, że trzy połączone przez jednego, przezwyciężą własną zgubę. Alice Manson przeżyła śmierć. Eris przetrwała tortury...

- A ona? - bąknął gość, bojąc się odpowiedzi, znając ją.

- Ona? Przejęła kontrolę, ale to ja jestem w jej posiadaniu, gdy ją znajdę, sprowadzę mu ją. Ty szukaj Alice, a ja upomnę się o mój balast.

Gość w pelerynie odwrócił się na pięcie, by odejść. Pod ciemnym kapturem nikt nie był w stanie dostrzec tego paskudnego grymasu, który wykrzywiał twarz. Jasne kosmyki opadły na iskrzące się od nienawiści oczy. Nie powiedział nic starszej Trevelyan, zachowując wszystkie informacje dla siebie. A sam dowiedział się dość ciekawych rzeczy.

- Zatem nazywa siebie Twórcą Śmierci? - spytała postać sama siebie. - Eris jest w Hogwarcie, a moja Alice? Tam, gdzie będę chciała.

- Pani Annafolz. - Ukłonił się nisko sługa. - Życzy sobie czegoś pani na drogę?

Cruciatus ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz