xli

229 18 1
                                    

   Jaskier nie pamiętał wiele. Ostatnim jego wspomnieniem był moment, gdy on i jego ka-tet stali w kole, po wygranej bitwie. Chociaż nie był wtedy bynajmniej radosny, tak w swoich wspomnieniach zachował uśmiech. Dokonali tego, ocalili Wieżę i teraz będzie już po wszystkim. Nie muszą wracać przecież do domu, może spędzić tu spokojnie resztę życia.

   U boku Geralta, tak, jak sobie obiecał już wiele miesięcy temu, jakiś czas po tym, jak go spotkał.

   Stabilna osoba, jaka zawsze była, nawet, gdy tego nie chciał, nawet w najgorszych momentach wiedział, że wiedźmin zawsze będzie.

   Przez umysł przelewały się mu kolejne wspomnienia.

   Moment, gdy siedział z mężczyzną u Johna Cullena i przez tą krótką chwilę byli sami.

   Lub gdy tańczył taniec ryżu na oczach całego Calla, wydając się wtedy takim młodym, szczęśliwym i bez skazy.

   Kiedyś, gdy przeciągał wiedźmina przez plażę, a tamten umierał na gangrenę. Nie zależało im wtedy jeszcze na sobie, ale Jaskier i tak umierał ze strachu o to, czy jego towarzysz go nie zostawi.

   Ka jest nieprzewidywalne.

   Czasami miał wrażenie, że Geralt go obserwuje, patrzy na niego w inny sposób niż na pozostałych i było to schlebiające. Jednak gdy myślał o tym teraz, wydawało się mu to senną marą.

   Nie wiedział, gdzie był, ale tutaj chyba jednak mógł śnić.

   Jego sny były na tyle cudowne, że mógł zostać w nich na zawsze

buttercups | geraskier trashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz