dark tower au
(short one shot)- Lepiej się czujesz? - zapytał Geralt po chwili milczenia.
Jaskier usiadł obok, naciągając na siebie jeden z koców danych przez ludzi z Calla.
- Prawdę mówiąc, tak.
Wiedźmin uniósł nieco kąciki ust w coś na kształt uśmiechu.
- Dość krótka wypowiedź jak na ciebie. Wiesz, może to zabrzmi mało profesjonalnie, ale chyba zacząłem za bardzo polegać na twoich przeczuciach. Więc jeśli zechcesz o nich powiedzieć z przyjemnością cię wysłucham.
Była to szczera prawda. Jego uczucia względem Lettenhove'a naprawdę gwałtownie zmieniły się od czasu na plaży, gdzie był w stanie obdarzać tamtego jedynie pogardą i niesmakiem. Z czasem jednak zaczął zauważać, że w czymś, co miał za słabość charakteru i egoizm, kryją się ogromne pokłady odwagi i pozytywnej energii. Do ich zmierzenia się z Renferi przypominał mu nieco Lamberta - ta sama znajoma osobowość żartownisia i optymisty, ale w zupełnie innym ciele. Jednak właśnie w tym przedziwnym pojeździe zdał sobie sprawę, że niedoszły ćpun miał w sobie coś, co sprawiało, że był inny niż wszyscy wiedźmini i gdy to widział, wiedział, dlaczego Wieża wybrała mu jego za towarzysza. Do ograniczonego, bezwzględnego świata Geralta ten banalny, niemal dzieciak, był w stanie wpleść nieco kolorowych pasem i wykazać niekonwencjonalnym myśleniem.
I teraz Geralt musiał wykorzystać nieco nauk pobranych od Juliana.
- No dobrze - westchnął Jaskier. - Ale nie przerywaj mi tym razem.
Wiedźmin pokiwał głową, licząc, że Yennefer i Ciri nie zamierzają zbyt wcześnie wrócić.
- Patrzę w niebo, właśnie w to miejsce, gdzie teraz i ty, a widzę cyfrę dziewiętnaście. Ciągle.
Jak na znak białowłosy uniósł głowę i faktycznie ujrzał chmurę na kształt rzeczonego numeru. Zaraz obok obłoku przypominającego lutnię i polny kwiat, jaki niedawno widział w lesie, o okrągłych, złocistych płatkach.
- Patrzę na gałęzie drzew i również widzę ten przeklęty numer. Albo imiona i nazwiska, jakie razem tworzą dziewiętnaście liter. Jak ten cały Overhosler. Cholera, ta przeklęta jedyna w parze z dziewiątką mnie prześladuje! Ale to są same widoczne symptomy, jakie ty dobrze znasz, Geralcie. Gorsze są te, jakie pojawiły się po transie. Ciągle powtarzacie, że wszystko kojarzy mi się z narkotykami, ale trans naprawdę jest jakbyś był na mocnym haju.
Jaskier zawsze mówił o swoim nałogu, jakby Geralt w swoim długim życiu nie kosztował niczego mocniejszego niż piwo korzenne, co tamtego niemiłosernie irytowało. Jednak to nie była pora na wypominanie mu tego.
- Już sam pobyt w tym świecie to niezły odlot. No wiesz, Geralcie, to tak, jakby coś było, ale jednak tego nie było i już sam nie wiesz, czy to jest czy nie, wiesz?
Niestety, wiedźmin nie wiedział, co tamten miał na myśli, ale również się nie odzywał, zgodnie z obietnicą.
Julian wyciągnął garść ściółki z dogasającego ogniska.
- Realne, widzisz? - wskazał na igły na swoich dłoniach i przejechał nimi po ustach. - Mogę je zobaczyć, dotknąć ich i poczuć ten ohydny smak. Ale jednak są tak samo nieprawdziwe jak dziewiętnastka pokazująca się na każdym kroku.
- Rozumiem, bardzo dobrze - tym razem Geralt pozwolił sobie przerwać tym krótkim skinieniem.
- Ludzie są realni. Yennefer. Cirilla. Ty... Ten cały Gasher, jaki ją porwał. Overholser i nawet Vesemir z twoich opowieści. Ale to, że co chwila widzę tutaj rzeczy z mojego świata kompletnie nie ma sensu. Dlaczego śpiewają tutaj wyraźnie Queen, ale piosenki nie mają odpowiedniego tutułu? Dlaczego kojarzyłem skąś Renferi, chociaż w życiu nie słyszałem podobnego imienia? I dziewiętnastka, dziewiętnastka, dziewiętnastka, tylko te pieprzone dwie liczby. Oszaleć można. - parsknął nieco rozhisteryzowanym śmiechem i odgarnął opadające na czoło włosy, pozostawiając na nim ciemną smugę sadzy. - A teraz jeszcze trafiliśmy na miasteczko, gdzie cywilizacja się wcale nie rozpada, a - mało tego - przypomina takie, jakie powinno być według filmów. Żadnego ludobójstwa czy problemów międzyludzkich. Po prostu biedne, sterroryzowane Calla i czwórka wędrowców, jacy mają pokonać zło i wyjść z tego cało. Tyle że nie możemy się zwieść złudnej ułudzie siedzenia w kinie, bo przecież doskonale wiemy, że może się to źle skończyć. - nabrał głęboko powietrza i oparł się o ramię Geralta, który zdołał przyjąć to ze spokojem, ale i skrajnym oszołomieniem. - Po prostu jestem zmęczony, nie nadaję się do tego twojego całego wiedźminowania i sam nie rozumiem do końca, co się ze mną dzieje.
W tej kwestii Geralt doskonale rozumiał Jaskra. Sam "nie rozumiał do końca co się z nim dzieje", chociaż w innym stopniu niż Julian. Cóż, on widział swój świat, wspomienia z Nowego Jorku, znaki rozbudowanej i sprawnie działającej cywilizacji. Geraltowi z kolei to bezimienne Calla do jakiego mieli się udać, nadzwyczaj przypominało Rivię, chociaż nawet jeszcze do niego nie zajrzał. To po prostu było przeczucie, takie przeczucie, jakie mogli mieć tylko wiedźmini, a jeśli nie siedział teraz w towarzystwie kogoś, kto bez trudu mógłby się nim stać, jeśli nie nawet kimś lepszym, to nie może z powagą wspominać oblicza swego nauczyciela.
A on naturalnie nadal nie wierzy w to, co mówię. Kretynizm.
Chociaż nie. Jaskier wyglądał tylko na kretyna, ale tak naprawdę był inteligentną osobą. Pewnie nie byłby w stanie poradzić sobie z bardziej skomplikowaną algebrą czy medycyną, ale wystarczyło, że ocalił mu życie nieliczoną ilość razy.
- A jaki wydaje ci się teraz Nowy Jork? - zapytał mrukliwie wiedźmin. Zawsze uwielbiał słuchać opowieści i tej niemal antycznej krainie, chociaż nigdy szczególnie tego nie okazał.
Na widok pobladłej i przepełnionej obojętną pustką twarzy Juliana, Geralt poczuł przemożną potrzebę na dłuższy, nie podobny do niego monolog.
Jaskierku, nie masz się czym przejmować. Obiecuję ci, że zawsze tu będę, zawsze cię obronie i wygonimy z naszych głów te paskudne demony. Będzie dobrze. Tylko proszę, proszę, proszę, nie możesz się załamywać. Nie rób mi tego.
- Widzę, że bawicie się bez nas wprost fenomenalnie - usłyszał zza pleców głos Yennefer.
- Czasem to dziwne wrażenie nierzeczywistości pryska?
-Och, Geraldzie, znowu nie zrozumiałeś -Lettenhove zmusił się na uśmiech.
Wstał i niby mimochodem pochylił się nad wiedźminem, aby pozbierać resztki chrustu wypadające z ogniska.
- Wieczorem dokończymy, mój drogi. Teraz musimy się chyba zająć damą, nieprawdaż?
Zająć się damą. Tak.
naprawdę pisałem to w nocy, bo w dzień jakby ciężko z czasem. nie wińcie mnie za to, że jest to bardzo na odpierdol, przypominałem sobie, że obiecałem wam shot i shot dostaliście, chociaż plan był inny (ale też z tego au).
następnym razem zrobię tą ćpuńską przygodę jaskra i geralta, promise
dobranoc.
CZYTASZ
buttercups | geraskier trash
Rastgeleczyli geralt, który obraża się, bo kot jaskierka iskierka szarpie mu eleganckie firanki trash ze wspaniałego shipu energicznego barda i nieco mniej energicznego wiedźmina