xxxvi

205 14 1
                                    

— • withered flower • —

płatek czwarty

   Gdy mieli już wejść do pokoju, w którym leżał Jaskier, Geralt musiał zauważyć jej przygnębienie, więc odesłał Cirillę, aby posiedziała jeszcze chwilę z Płotką przed jedną z karczm  Devar-Toi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

   Gdy mieli już wejść do pokoju, w którym leżał Jaskier, Geralt musiał zauważyć jej przygnębienie, więc odesłał Cirillę, aby posiedziała jeszcze chwilę z Płotką przed jedną z karczm  Devar-Toi. Sam wszedł do środka, ale siedząc tutaj dziewczynka uświadomiła sobie, że tak będzie najlepiej. Potrzebował chwili samotności przy przyjacielu, nawet bez obecności Yennefer w pobliżu. Musiał spokojnie pomyśleć, a myślenie o emocjach nigdy nie było jego mocną stroną.

   Jednak gdy wiedźmin zbliżył się do drzwi, drogę zagrodziła mu wysoka, ciemnowłosa kobieta, na czele z grupą kilkudziesięciu Łamaczy. Na jej twarzy malowała się taka determinacja, że mogłaby przestraszyć każdego człowieka. Jednak Geralt z Rivii nie był każdym człowiekiem.

   Nie robiłabym tego, pomyślała Ciri. Nie dzisiaj, panieneczko.

   Stali kilka niezwykle dłużących się niemiłosiernie sekund naprzeciwko siebie, aż kobieta w końcu zapytała o to, co mają teraz zrobić, gdzie pójść i kto się nimi zaopiekuje. Chciała wiedzieć dokładnie to samo, co mężczyzna, jakie niedawno pozbawił życia Geralt, lecz użyła innych słów i innej tonacji, która nawet na dziewczynce zrobiła wrażenie. Właściwie sam fakt, że ktoś jest w stanie tak mówić do jej dihn.

   Ponieważ tutaj, sai, opiekowano się nami. — wyjaśniła, jak się okazało, Trissa de Vires. — Nie damy rady się sami sobą zająć.

   Potakiwania.

   Geralt zmierzył ją wzrokiem, na widok którego tamtą opuściła cała charyzma.

   — Zejdź mi z drogi — rzekł wiedżmin. — Inaczej cię usunę.

   Złociste spojrzenie jego tęczówek miało w sobie coś mrocznego, coś dzikiego, co sprawiło, że po chwili kobieta chcąc nie chcąc wycofała się mu z drogi, a wraz z nią grupa Łamaczy, obrzucająca całe wydarzenie pogardliwymi okrzykami i spojrzeniami. To zrozumiałe, ale zapewne gdyby ten człowiek - nie, złe określenie, gdyby to coś -  zwróciło się do nich, zrobiliby podobnie.

   Geralt wszedł do jasno oświetlonego korytarza i starając się nie pochmurnieć bardziej niż zwykle. Nie chciał pokazywać, że jest pochmurny naprawdę,  że jest pochmurny bardziej niż być powinien. Że okazuje uczucia, co takim jak on zwyczajnie się nie należy.

   — Co z nim? — zapytał na widok szybkim krokiem nadchodzącego Newtona.

   — Odchodzi. — odparł szatyn, starając się zabrzmieć delikatnie. Jakby Geralt w ogóle się tym przejął.

   — A Yennefer?

   — Trzyma się, póki co — westchnął tamten, otwierając drzwi przed jasnowłosym.

   Geralt uchylił je bez przekonania.

   — Kto tam? — rozległ się piskliwy głos pełen napięcia i zmęczenia.

   Po tym pytaniu nastąpiła cisza, która nikomu nie wydała się dziwna, chociaż z zupełnie różnych powodów.

   W końcu Yennefer powiedziała tylko ciche, niepewne

   — Wejdź.

   Zrobił to.

  

  

  

buttercups | geraskier trashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz