Rozdział 22

370 39 25
                                    


   Mira kroczyła po ciemnym korytarzu, od czasu do czasu zaglądając do przypadkowych pokojów. Nie mogła rzucić zaklęcia szukającego. Bała się, że kapłanki mogły uznać to za przekroczenie granicy. Nieakceptowalne było używanie magii w cudzej posiadłości, bowiem to właściciel musiał wyrazić na to zgodę. Zazwyczaj kobieta nie trzymała się tak ściśle określonych zasad, jednak to nie znaczyło, że ich nie znała. Stosowała się do nich tylko w ostateczności, a właśnie taka zaistniała. Dlatego bez użycia magii, sama doszukiwała się miejsca przebywania Ariego, choć nie do końca była pewna, po co go poszukiwała. Chciała go pocieszyć? Możliwe. Trudno było jej to określić. Na pewno zrobiło jej się szkoda chłopaka. Cały dzień poświęcili nauce magii. Derwan i Kari doszczętnie wykorzystali te parę godzin. Bez problemu podnosili kamień na parę sekund, a także krople z rzeki - co przyjęło się za bardzo trudne, bowiem woda, jako żywioł, żyła własnym życiem. Udało im się nawet podzielić gałąź na dwie części, a następnie ją zapalić. Mira była z nich dumna. Widziała, że bardzo im zależało na nauce, tak jak Ariemu - niestety magii nie zależało na nim. Nie udało mu się stworzyć ani jednego zaklęcia. Mira nawet nie wyczuwała, żeby musnął magie. Czuła od niego... pustkę. Nic. Tą dziedziną mógł posługiwać się każdy, choć nie wszyscy byli do tego stworzeni. Osoba nadająca się na maga od najmłodszych lat wykazywała niezwykłe zdolności. Od dziecka mogła wytwarzać trudniejsze zaklęcia. Derwana i Kari nie urodzili się, by władać magią. Można rzec, że byli przeciętni. Po wieloletniej, systematycznej nauce będą mogli tworzyć średnio zaawansowane zaklęcia. Za to Ari... on nie był stworzony do posługiwania się jakąkolwiek magią. Nie potrafił wpleść magicznych pasm nawet do najprostszych sekwencji znaków. Mira nigdy nie spotkała takiego przypadku. Było jej żal, gdy zadowoleni Kari i Derwan cieszyli się po udanej lekcji, a Ari jedynie smutno się uśmiechał. Zauważyła w jego oczach coś znajomego. Nie wiedziała co to było, jednak miała wrażenie, że już kiedyś to widziała. 

   Weszła na schody, które kręciły się ku górze. Poczuła, jak mocny wiatr zawiał jej włosy, będąc prawie u szczytu. Zasłoniła ręka oczy, gdy oślepiło ją zachodzące słońce. Dochodziły do niej szybkie oddechy. Nie jego szukała, mimo to przystanęła na ostatnim schodku, i w ciszy obserwowała Derwana ćwiczącego na szczycie jednej z czterech wierz.

   Książę machnął mieczem, następnie cofnął klingę, wracając do pozycji początkowej. Znów wykonał ten sam ruch, po czym jeszcze kilka razy. Pot spływał z jego czoła, a oliwkowe poliki stały się różowawe. Brał głębokie wdechy. Jego serce kołatało szybko, jakby miało wystrzelić niczym z procy. Jego mięśnie rąk i nóg pracowały w tym samym czasie. Krok do przodu, zamachnięcie, powrót.

   Miecz był ciężki, więc samo utrzymanie wymagało nie lada siły. Jednak książę sprawnie wymachiwał orężem. Wyćwiczył już pracę ciała. Samotna nauka nie szła mu najgorzej. Mira widziała w nim potencjał. Nie typowego wojownika, ale może miał szansę wygrać z bratem. Wystarczyłaby osoba, która wesprze go i popchnie na właściwą drogę.

   Mira skrzywiła się i siarczyście zaklęła w myślach.

   Myślała, że Bogini Wody naprowadziła ją na księcia, aby ta pomogła mu zasiąść na tronie. Proste. Poznać go i dać mu koronę. To miały być tylko dwa podpunkty do zrealizowania. Oczywiście Bogini nie dodała, że po drodze pojawią się kolejne. Mira nie chciała angażować się emocjonalnie, poznawać historię jej nowych towarzyszy, współczuć im, cieszyć się wraz z nimi. Jednak wystarczył jeden dzień do upewnienia jej co do jednego. Cała trójka czuła się zagubiona, potrzebowała mentora, osoby, która się nimi zaopiekuje, ochroni.

   Mira wiedziała, że wypadło na nią.

   - Zegnij kolana, prawą nogę odsuń do tyłu, a rękojeść skieruj trochę dalej klatki piersiowej. Dzięki temu będziesz mógł sprawniej wykonać zamach lub sprawować atak przeciwnika.

Cienie mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz