Rozdział 41

246 29 5
                                    


   Najgorsza była cisza. Brak jakikolwiek dźwięków wzbudzał podświadomie niepokój. Człowiek instynktownie zmuszał ciało do przystosowania się do otoczenia, a to rodziło napięcie i niewyjaśniony strach. Czuło się, jakby za chwilę miało stać się coś złego.

   Mira, gdyby mogła, nakazałaby własnemu sercu cichsze bicie. Gdy zauważyła grotę, wszystko ucichło. Ptak zaprzestał swojego śpiewu, woda zmniejszyła prąd. Mogła przysiąc, że wszystko wokół niej się zatrzymało, a pozostała jedynie otchłań przed nią. Przestała nawet czuć swoje cienie, jak gdyby nawet one bały się tego, co miało nadejść, toteż schowały się pod warstwą jej skóry, chcąc przeczekać najgorsze.

   Nie tylko Mirze udzielił się taki stan. Kari i Derwan ledwo powstrzymywali przemożną chęć ucieczki jak najdalej od jamy. Całą trójkę oblało paraliżujące uczucie strachu, którego nie potrafili w żaden logiczny sposób zrozumieć. Tak jakby to otoczenie z góry nakazywało im się bać, a nie własny umysł. A do tego, gdy patrzyli w ciemność groty, mieli wrażenie, że po wejściu do niej, nie czekało na nich nic innego jak sama śmierć. Samo wpatrywanie się bezruchu i myślenie, co kryło się w mroku, było dla nich obezwładniające. Obawa i zalęknienie zabierało im nie tylko chłodny osąd, ale i kontrolę nad własnym ciałem. Przestrach objął swoimi szponami ich umysł.

   Mira musiała wytężyć siły, by oderwać wzrok od ciemności, biorącej w swe objęcia jaskinie i coraz szybciej ją. Jeszcze chwila i poddałaby się pochłaniającemu uczuciu. Zerknęła na dwójkę towarzyszy. Parę godzin temu planowała im w tej chwili obwieścić, że wejdzie sama, jednak teraz... nie wyobrażała sobie tego. Czuła tak wielki strach i lęk na samą myśl o zanurzeniu się w mroku jaskini - a to było i tak najłatwiejsze zadanie. Czekało ich jeszcze przecież spotkanie z Zakonem. Może wydawało się to niewielkim wsparciem, ale teraz dla Miry towarzystwo tej dwójki, jawiło się jak woda dla pustelnika po tygodniach suszy w gardle.

   - Nie wiem ile mamy czasu, ale chyba nie powinniśmy zwlekać - obwieściła, ledwo wypowiadając te słowa. Jej ręce stały się mokre, a na twarzy poczuła osadzające się krople potu - co było dziwne, bo w swe władania objął ją porażający chłód, powiewający ze samej groty.

   - Tam? - Kari wskazała drżącym palcem jamę.

   - Tam - przytaknął książę. Jego ciało się napięło i jakby czekało, aż coś wyskoczy z groty i porwie go do niej.

   - Spokojnie. To tylko magia otaczająca te miejsce miesza nam w głowie. Słabi nie są warci spotkania z Zakonem - próbowała dodać otuchy nie tylko towarzyszom, ale i sobie, choć w tej chwili sama nie była przekonana, co do swoich słów. Miała wrażenie, jakby sama śmierć otworzyła swój płaszcz i zapraszała ją w swe objęcie.

   - To ja wolę pozostać słaba - mruknęła Kari.

   - Damy radę - odparła z jeszcze mniejsza pewnością niż ostatnio, mimo starania zapanowania nad swoim głosem i ciałem. Potrzebowała wielu zasobów siły do zrobienia małego kroku, po czym drugiego. - Damy radę - powtórzyła, ustając tuż przed spadkiem. Odwróciła się w kierunku towarzyszy, wyciągając w ich stronę dłonie. - Damy rady - oznajmiła jeszcze raz, pewniej i głośniej niż ostatnio. Wysłała każdemu konkretne spojrzenie, mówiące: "Wierzę w was".

   Derwan i Kari popatrzyli na siebie. Ich twarze zastygły w pełnym grymasie strachu i przerażenia. Mimo to przytaknęli na słowa Miry, dodając przy tym sobie odwagi. Zmusili swoje ciało do przemieszczania się. Przystali przy blondwłosej. Złapali za jej dłoń, przy tym wysyłając sobie nawzajem gest wsparcia, po czym wszyscy odwrócili się w stronę groty.

   Pierwszy krok był najtrudniejszy, ale nie było to spowodowane warunkami przyrodniczymi. Zejście do jaskini nie było strome. Jakby specjalnie z myślą o nich, ukształtowano niewielki spadek, na którym były porozrzucane schodki wykute w ziemi i skale. Najtrudniej na początku było przełamać strach. Ich oczy przyzwyczaiły się już do panującej ciemności. Z każdym kolejnym krokiem szło im się łatwiej, choć nie opuszczała ich dziwna obawa i lęk. Nie można powiedzieć, że sprawnie pokonali pierwszy etap. Ściany były mokre i kleiły się dziwną mazią, toteż nie mogły służyć jako podpora. Mirze wydawało się, że samo zejście do głównego pasma jaskini, zajęło im wieczność. Panująca ciemność i chłód im nie pomagała, ani dławiący i zatęchły odór. Domyślała się, co może wytwarzać tak odstraszający swąd. Pewność zyskała, gdy udało im się zejść.

Cienie mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz