Rozdział 11

3.8K 245 84
                                    

Peter czuł jak jego ciało rozrywa piekielny ból. Wczorajsze wydarzenia pamiętał jak za mgłą. Jednego był pewien. Nigdy więcej nie chciał przez to przechodzić. Lecz był to dopiero początek.

Naprawdę? Kilka pięści i już płaczesz jak małe dziecko? Mam nadzieję, że w końcu zrozumiałeś jak żałosny i bezużyteczny jesteś.

Racja. Jak on w ogóle mógł myśleć, że może zostać bohaterem? Wszystko jest pięknie, gdy łapie głupich bandytów na ulicy. A jak przyjdzie nieco trudniejsze zadanie? Boi się jak małe dziecko. I on nazywa siebie bohaterem?

Usłyszał charakterystyczne skrzypienie drzwi. Do środka wszedł ten sam facet, który skazał go na męki z tym chorym naukowcem.

Stanął przed chłopcem. Na jego twarzy zawitał triumfalny uśmieszek. Widział, że postawa dziecka nie była już taka pewna i dumna. Bardzo dobrze. Pierwsza faza zakończona sukcesem.

- Dzień dobry. - powiedział mężczyzna.

Peter obdarzył go nienawistnym spojrzeniem.

- Odpowiedz mi. - warknął starszy.

- Dz... Dzień dobry. - mruknął chłopiec.

- Widzę, że szybko się uczysz. - odpowiedział mężczyzna i pogłaskał dziecko po włosach. Szarpnął nimi i dodał. - Od teraz odpowiadasz tylko wtedy, gdy ci na to pozwolę, jasne?

Peter tylko skinął głową i jęknął, gdy uwolnił się z bolesnego uścisku.

- Oj, czy to bolało? - ćwierknął z fałszywym współczuciem.

- T... T... Tak

- Źle! - krzyknął mężczyzna i uderzył nastolatka w twarz.

Peter krzyknął ze zdziwienia i odwrócił głowę od jego oprawcy. Agent złapał go za brodę i zmusił go do patrzenia mu w oczy.

- Jaka jest pierwsza zasada? - syknął.

Peter milczał. Członek Hydry pokazał niemal sadystyczny uśmiech.

- Jaka jest pierwsza zasada? Odpowiedz mi.

- Mówię tylko wtedy, gdy mi rozkazano. - nastolatek skrzywił się. Tak łatwo się poddał.

Mężczyzna wstał i podszedł do drzwi.

- Jestem pewien, że jesteś głodny. Wystarczy jedno słowo, a dostaniesz to czego chcesz.

Chłopiec zacisnął mocno powieki. Z jego ust nie wydobyły się żadne słowa.

Zasada pierwsza. Mówisz tylko wtedy, gdy ci na to pozwolono.

Agent Hydry z zadowoleniem opuścił pokój.

Poniżające. Wystarczył jeden dzień, aby wytresować cię jak psa. Co powiedziałby na to twój ukochany pan Stark?

Peter nie chciał teraz myśleć o Iron-manie. Na pewno wyśmiałby go. Nastolatek nie wytrzymałby kolejnych słów i śmiechów poniżenia.

Pan Stark miał rację, że nie był jeszcze gotowy. Spotkał się z prawdziwym niebezpieczeństwem i wszystko co potrafił zrobić to płakać. Tak łatwo pozwolił, aby wróg zrobił z nim co chciał. Nie, więcej na to nie pozwoli.

Ooo. Mały przerażony bachor próbuję udawać bohatera. Nie jesteś nim i nigdy nie byłeś. Nigdy nie zrobiłeś nic, aby zasłużyć na to miano.

Choć to prawda, Peter chciał udowodnić Tony'emu Starkowi, że potrafi poradzić sobie z czymś więcej. Chciał pokazać, że może być kimś więcej niż tylko Przyjaznym Spider-manem z Sąsiedztwa. Zawsze myślał, że jego mentor się myli. Teraz jednak nie jest tak pewny siebie jak wcześniej.

~***~

Tony Stark przesiedział cały dzień w laboratorium. Zbierał wszystkie dostępne informacje na temat Hydry. Miał nadzieję, że znajdzie w nich coś co wyjaśni mu po co im Spider-man. Niestety mimo starań, nie zrobił ani jednego kroku naprzód. Nawet jeśli w poszukiwania zaangażowani byli wszyscy Avengersi i SHIELD.

Stark nawet nie chciał myśleć, o tym co przechodzi ten dzieciak. A co najgorsze to była jego wina. To on nie dopuszczał do siebie nastolatka i nie interesował się jego życiem. Obwiniał się za śmierć jego ciotki. Niby geniusz, a jednak był tak głupi, że nie zapewnił im ochrony. Przecież pewne było, że ktoś w końcu odkryje sekret dzieciaka.

Miliarder nie był świadomy jak ten nastolatek powoli go zmieniał. Nie zauważył, że zawsze gdy pracowali razem na jego ustach pojawiał się niewielki uśmiech. Irytował się, kiedy Peter gadał jak nakręcony, ale w głębi serca uwielbiał go słuchać. Dzieciak z wielkim zapałem opowiadał mu nawet o nieistotnych sprawach. Mężczyzna cieszył się z tego jak ten chłopiec był na niego otwarty. A on co? Odtrącił go, twierdząc, że ma ważniejsze sprawy na głowie? Ale co mogłoby być ważniejsze od szczęścia, które odczuwał będąc z nadpobudliwym dzieckiem? Stark nawet nie lubił tych wszystkich konferencji i podpisywania papierów. Więc dlaczego odwracał się od niego? Czy to było jego ego i przekonanie, że nikogo nie potrzebuje? Lecz wystarczył tylko brak nastolatka, aby zrozumieć jak mu go brakowało.

Gdyby tylko wcześniej zdał sobie sprawę z tego kim jest dla niego ten dzieciak...

_____________

Ohayo!

Trochę opisowy ten rozdział i nic się nie dzieje, ale cóż... jeszcze będzie się działo xD Tak myślę😂


Miłego dnia/nocy🤗

THAT'S ONE SENTENCE  irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz