Rozdział 20

3.2K 204 57
                                    

Stark spojrzał na chłopca w swoich ramionach. Był taki mały i niewinny, nie zasługiwał na to wszystko co mu się przydarzyło. Cholera, dzieciak miał piętnaście lat! Geniusz z bólem patrzył na twarz nastolatka, która wyrażała jedynie spokój. Mężczyzna wiedział jednak, że pod tą maską błogiej nieświadomości kryje się ból i cierpienie.

Geniusz zajęty swoimi przemyśleniami, nie zauważył, że stał już przed drzwiami sali operacyjnej wraz z Brucem. Właśnie, Stark zapomniał, że naukowiec był tu z nim.   Popatrzył z wahaniem na Bannera, na co doktor poklepał go pocieszająco po ramieniu. Miliarder nie ruszył się z miejsca, wpatrując się w chłopca.

- Dalej Tony, przecież oni mu pomogą. - powiedział pocieszająco Bruce.

- Tak wiem, ale Peter nie przepada za szpitalami. - odpowiedział Stark, gładząc palcem policzek nastolatka. - Nie chcę, żeby znowu cierpiał.

- Rozumiem, ale dobrze wiesz, że to konieczne.

- Ale...

- Cholera Stark! Dzieciak umrze, jeśli nie pozbędziemy się tego szkła! - krzyknął Banner.

Geniusz zesztywniał na nagły wybuch kolegi, ale nie miał mu tego za złe. Wiedział jaki potrafił być irytujący, ale teraz nie chodziło o niego tylko o chłopca, który wykrwawiał się w jego objęciach. Idiota... Teraz nie było czasu na zatapianie się w rozpaczy. Dzieciak potrzebował natychmiastowej pomocy medycznej. Tony Stark musi być tu odpowiedzialnym dorosłym. Musi być silny dla siebie i Petera.

Miliarder wszedł do środka, gdzie czekał już zespół medyczny. Podeszła do niego kobieta, którą bardzo bobrze znał. Doktor Helen Cho, najlepsza w swoim fachu.

- Panie Stark, proszę położyć chłopca. - mówiąc to wskazała na łóżko szpitalne.

Mężczyzna bez słowa wykonał polecenie. Najdelikatniej jak potrafił wypuścił dzicko z objęć na niezbyt wygodny materac. Musiał zapamiętać, aby potem je wymienić. Miliarder był zaskoczony, że chłopiec nadal spał, ale z drugiej strony to dobrze. Nie chciał dodatkowo stresować nastolatka.

- Jesteśmy gotowi, ale widzę, że plany się zmieniły. - mówiąc to Cho patrzyła się na kawałek szkła w piersi dziecka.

- Tak... Nie byłoby problemu z usunięciem odłamka, gdyby nie to, że chłopiec jest ulepszony. Rana zaczęła się goić razem ze szkłem w środku. - odpowiedział Banner.

- Czyli wycinamy? - spytała doktor, chociaż dobrze znała odpowiedź.

- Tak...

- Tony. - Bruce wzwrócił się do geniusza. - Masz specjalne środki znieczulające?

Strark czuł jak nogi się pod nim ugięły. Nie opracował leku dla dzieciaka, ponieważ nie widział takiej potrzeby. Czyli to znaczy, że... O Boże... Nie zamierzają chyba ciąć dziecka bez znieczulenia, prawda?

- N... Nie. - powiedział drżącym głosem.

- Powiedz, że żartujesz. - powiedziała Cho. - Nie mówi mi, że mam operować tego chłopca bez leków.

Stark nie odpowiedział, odwracając się w stronę nastolatka. Na jego twarzy wypisane były przeprosiny. Podszedł do łóżka i złapał rękę dziecka.

- Przepraszam dzieciaku, ale nie ma innego wyjścia. - szepnął.

Na te słowa oczy Petera otworzyły się w szoku, gorączkowo rozglądając się po pomieszczeniu.

- Spokojnie, jestem tutaj. Wszystko dobrze. - skłamał Stark.

- Pan Stark?

- Tak to ja dzieciaku. Chodź, patrz na mnie. Wdech i wydech. - miliarder odciągnął uwagę nastolatka, widząc podchodzących lekarzy.

Gdy Peter z wachaniem skupił swoją uwagę na mężczyźnie, poczuł ręce na swoich nogach. Wzdrygnął się i zaczął kopać.

- Zostaw mnie! - krzyknął.

- Ciiii... Spokojnie dzieciaku, nic ci nie jest. - uspokajał geniusz, patrząc znacząco na lekarzy, aby się pośpieszyli.

Po kilku nieudanych próbach ucieczki, Peter został przygwożdżony do łóżka przez zespół medyczny.

Stark przez cały czas szeptał chłopcu obietnice, że nic mu nie grozi i, że ci ludzie chcą mu tylko pomóc. Gdy Helen Cho zaczęła powoli ciąć skórę, chłopiec wydał z siebie przerażający krzyk. Lekarze musieli wzmocnić uścisk, aby utrzymać pacjenta w bezruchu. Oczy miał zaczerwienione i opuchnięte od ciągłego płaczu, z ust wychodziło bezustanne kwilenie i jęki. Geniusz z trudem patrzył na cierpienie nastolatka, ale nie mógł go zostawić. Ostrze wbiło się głębiej, a wtedy Stark usłyszał najbardziej przerażający wrzask, który na pewno będzie go prześladować do końca życia.

- T..to boli! Proszę przestań! - łkał chłopiec. - Obiecuję, że już nie zawiodę!

Miliarderowi pękło serce. Dzieciak myślał, że to była kara. Ciałem był na tej sali, ale umysłem w bazie Hydry.

- Peter, proszę uspokój się, to dla twojego dobra. - Stark poczuł się jak idiota. Każe uspokoić się dziecku, które jest dosłownie ciętę żywcem.

Nastolatek zaczął zagryzać usta, jakby nie chcąc zdenerwować ludzi wokół niego swoim krzykiem. Po chwili z wargi zaczęła lecieć mu krew.

- Dzieciaku, przestań, ranisz się. - powiedział geniusz.

Jego prośba spotkała się z milczeniem, a chłopiec kontynuował bolesną czynność. Po chwili do Petera podszedł ze szmatką jeden z lekarzy. Stark odetchnął z ulgą. Myślał, że mężczyzna oczyści dziecko z krwi, ale ten wcisnął ją do ust nastolatka. Miliarder spojrzał niezrozumiale na lekarza.

- Zapobiegnie to krwawieniu i bólowi. - wyjaśnił Starkowi.

Po długiej serii krzyków, płaczu i jęków chłopiec w końcu zemdlał. Geniusz westchnął z ulgą. Cho w końcu wyjęła odłamek szkła i zaszyła ranę.

- Dziękuję. - powiedział do niej Stark, trzymając rękę nastolatka i powoli przeczesując jego lekko kręcone loki.

- Nie ma za co. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Ale nie każ mi tego robić ponownie. - dodała z widocznym smutkiem, po czym opuściła salę z resztą zespołu.

Miliarder pocałował delikatnie czoło chłopca i opuszkami palców przejechał po świeżo zabandażowanej ranie.

- Byłeś taki silny, dzieciaku. Przepraszam, że nie zdołałem Cię ochronić...

____________

Ohayo!

Znowu w poniedziałek... Nwm co ja mam z tym dniem... Mam wtedy takie natchnienie do pisania xD

Ale nie ważne:) Mam nadzieję, że się spodobało😄

Miłego dnia/nocy 🤗

THAT'S ONE SENTENCE  irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz