Rozdział 24

2.5K 161 94
                                    

Mężczyzna wszedł do swojego mieszkania z rannym nastolatkiem w ramionach. Położył go delikatnie na kanapie i ruszył w stronę kuchni. Wyjął z szafki apteczkę i wrócił do salonu. Uklęknął przy chłopcu ze środkiem dezynfekującym w ręce. Zmoczył nim wacik, zaczynając oczyszczać ranę. Nastolatek jęknął przez sen, przewracając się na bok. Syknął z bólu, spowodowanego zmianą pozycji. Mężczyzna chwycił chłopca za ramiona, aby położyć go z powrotem na brzuchu, ale dziecko wzdrygnęło się gwałtownie, otwierając szeroko oczy. Zaczął szamotać się pod dotykiem, a z oczu spływały łzy.

- N.. nie rań m..nie, proszę. B.. będę posłuszny, z.. zrobię wszystko.

- Jezu dzieciaku nie skrzywdzę cię. - powiedział starszy z szokiem wypisanym na twarzy. 

Nie mógł pojąć kto mógłby, aż tak skrzywdzić dziecko i wytresować je niemal jak psa. Po tym co usłyszał, mężczyzna przypuszczał, że nastolatek był bity za każde przejawy 'nieposłuszeństwa' lub co gorsza właśnie przemocą zmuszany do wykonywania poleceń. 

- N.. naprawdę? - zająkał się chłopiec, pociągając nosem.

- Obiecuję. - zapewnił bez wahania starszy.

Naprawdę mu wierzysz? Nie pamiętasz jak było ze Starkiem? Ludzie tylko czekają na to, aby cię skrzywdzić. Nie daj się im zwieść. Zresztą kolejny już raz...

Nastolatek wcisnął się w róg kanapy, gdy do jego serca wkradły się wątpliwości. Mężczyzna otworzył usta, lecz zamknął je nie wypowiadając żadnego słowa. Wiedział, że głupie zapewnienia nic tu nie dadzą. Widział strach i niepewność w oczach dziecka. Nie zaufałoby mu od tak. Chłopiec dużo przeszedł i pewne przekonania i zachowania zagnieździły się w jego głowie. Biedne dziecko próbowało się tylko bronić i odciąć od bólu.

Peter sapnął zaciskając ręcę na ranie, która piekła przez środek dezynfekujący. Kiedy mężczyzna próbował unieruchomić dzieciaka, ten pisnął i skulił się w oczekiwaniu na cios. Zacisnął oczy gotowy na ból. Był nieposłuszny więc zasługiwał na karę. 

Starszy wymierzył sobie mentalnego liścia, opuszczając ręce. Oczywiście, że wyglądał na kogoś kto zaraz miałby uderzyć chłopca. Zrobił krok do tyłu, dając tym do zrozumienia, że nie miał zamiaru nikogo krzywdzić. 

- Słuchaj młody. Wiem, że mi nie wierzysz, ale nie chcę zrobić ci nic złego. Chce ci tylko pomóc. Pozwolisz mi zająć się twoją raną? - mężczyzna dał dziecku możliwość wyboru, którego najprawdopodobniej wcześniej nie miało. Może wtedy nastolatek choć w najmniejszym stopniu mu zaufa.

Nie słuchaj go. Dobrze wiesz, że kłamie. Wszyscy tak robią. Wyleczy cię pewnie tylko po to, aby móc na tobie eksperymentować.

Nastolatek potrząsnął gorączkowo głową. Wolał wykrwawić się na tej kanapie, niż znów znosić te tortury. Dlaczego wszystkim zależało na jego cierpieniu? Dlaczego nie pozwolą mu po prostu umrzeć? 

Starszy westchnął poddany, podchodząc do chłopca przytrzymując go w miejscu z nadgarstkami nad głową, uniemożliwiając mu zasłonięcie brzucha. Drugą ręką sięgnął po bandaż z apteczki, którym związał nadgarstki młodszego. Dzieciak pisnął przestraszony, szarpiąc się słabo w uścisku. Mężczyzna spojrzał na niego z żalem.

- Przepraszam dzieciaku, ale nie pozwolę ci umrzeć w moim domu.

Sięgnął po igłę i nić, mając zamiar zszyć otwartą ranę chłopca. Oczy nastolatka rozszerzyły się na ten widok. Gdy igła przebiła się przez skórę, Peter kopnął starszego tak, że mężczyzna wbił przedmiot głębiej niż powinien. Dziecko krzyknęło cicho, a z jego oczu uwolniły się kolejne łzy.

- Cholera... - zaklął pod nosem mężczyzna.

Nie mając wyboru nieznajomy związał nastolatkowi nogi, napotykając się na słabe protesty. Gdy chłopiec był unieruchomiony starszy zaczął zszywanie od początku. Po kilku minutach jęków i próbach uwolnienia się, głowa chłopca pochyliła się na oparcie. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, kończąc zabieg. Rozwiązał powoli bandaże, przytrzymujące kończyny nastolatka. Gdy Peter poczuł, że jest wolny zerwał się z kanapy, sycząc z powodu nagłego ruchu. 

Masz rację, uciekaj póki jeszcze możesz. Nie dawaj im tej satysfakcji  z twojego bólu.

Nastolatek próbował dostać się do drzwi, ale drogę zagrodził mu ten cholerny facet. Chłopiec chciał zadać mu cios pięścią, lecz starszy z łatwością złapał jego dłoń i pociągnął dziecko do siebie, zamykając go w szczelnym uścisku. Mężczyzna podniósł rękę ze strzykawką do szyi Petera. Dziecko zaczęło hiperwentylować. Narastała w nim coraz większa panika. 

Widzisz? On nie różni się niczym od Hydry, ani od Starka. Zabawi się twoimi uczuciami, przekonując cię, że jest twoim przyjacielem, a potem wbije igłę, fundując ci ból, który ich bawi.

Chłopiec zwiotczał w objęciach starszego, który położył go z powrotem na kanapie, przykrywając go kocem. Mężczyzna założył buty i udał się do apteki po leki przeciwbólowe.

Gdy wrócił do mieszkania, zastał je puste. Pobiegł do kanapy, na której leżała kartka, na której znajdowała się wiadomość napisana krwią.

Dobra robota Zimowy Żołnierzu.

                                            Chwała Hydrze!

_____________

Ohayo!

Zepsuł mi się telefon i ten rozdział napisałam na komputerze i szczerze nie poszło to dobrze xD

Mój mózg ma dziwne pomysły na dziwne sytuacje...

Miłego dnia/nocy

THAT'S ONE SENTENCE  irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz