żyrafa

844 82 26
                                    


                Pory roku zmieniały się dość szybko, a już niedługo chłodna pogoda zwiewała liście z drzew i pozostawiała po sobie zimny wiatr. Moje ogniste włosy oraz piegi zaskakująco dobrze wtapiały się w całą scenerię. Razem z Gilbertem zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, jednak cała ta relacja była dla mnie dziwna. Bywały dni, w których oczy błagały o choć kilkusekundowy kontakt, a usta drżały, nawet nie wiedząc, co powiedzieć. Jednak od czasu do czasu wspólnie spacerowaliśmy, śmialiśmy się i dokuczaliśmy sobie, jak to dobrzy przyjaciele.

Tego dnia, tego piątku, włożyłam brązową sukienkę i czerwone, skórzane botki. Związałam włosy w kucyka, po czym ruszyłam do szkoły. Tego popołudnia miałam spotkać się z Gilbertem, byśmy mogli popracować nad naszym projektem. Kiedy weszłam do klasy od angielskiego z ciepłą herbatą w jednej ręce oraz kopią Pięknych przegranych w drugiej, Blythe od razu posłał mi uśmiech i powędrował wzrokiem w kierunku książki.

— Widzę, że interesujesz się dobrą literaturą. — Weszłam do pomieszczenia, aż zbytnio podekscytowana tym dniem.

— Oczywiście! A już zaczynałem myśleć, że nasze spotkanie po lekcjach będzie tylko wymówką, byś mogła ponownie uderzyć mnie plannerem lub książką w twarz!

— To niezły plan, ale obiecuję, że tego nie zrobię. To znaczy, chyba że pociągniesz mnie włosy. Wtedy będziesz miał sporą szansę, że jakiś obiekt latający zderzy się z twoim policzkiem.

Gilbert prychnął i usiadł.

— Jesteś niewiarygodna, Marchewko.

— Raczej znakomita. A więc...

— Cisza! — Panna Stacy tego dnia chyba nie była w najlepszym nastroju. — Mam naprawdę dużo pracy, więc dzisiaj będziecie pracować nad waszym projektem. Jeśli chcecie, to możecie pójść do biblioteki, ale wróćcie dziesięć minut przed zakończeniem lekcji.

— Ścigamy się?

— Przegrasz, Blythe.

Biegliśmy przez korytarze, co chwilę skręcając i czasem uderzając o ściany. Na klatce schodowej byłam tak skupiona na wygraniu i dobiegnięciu do biblioteki przed nim, że nie patrzyłam pod nogi, które zaplątały się o siebie, przez co spadłam z czterech ostatnich schodków.

— Aniu! Aniu, wszystko dobrze?

— Tak — odparłam, podnosząc się. — Auć!

Nawet nie byłam w stanie postawić mojej lewej nogi na podłodze. Niewielki obcas mojego buta złamał się, odlatując gdzieś na ziemię.

— Być... Być może jednak nie aż tak dobrze.

— Oczywiście, że nie — zauważył Gilbert i podniósł niewielki kawałek drewna, chowając go do kieszeni. — Nie będę się z tobą ścigać, ale może zmienimy kierunek na gabinet pielęgniarki?

Podał mi dłoń, którą chętnie przyjęłam i oparłam się od niego.

— Och, Marchewko. Co ty byś beze mnie zrobiła?

— Wszystko, Blythe. Wszystko!

— Ale nie doszłabyś sama do pielęgniarki, prawda?

— Nigdy więcej nie ścigajmy się po schodach, dobrze?

— Przysięgam na twój złamany obcas.

Szliśmy, a w zasadzie to Gilbert bardziej mnie niósł. W gabinecie nie było Małgorzaty, pielęgniarki, więc chłopak posadził mnie na krześle i uklęknął, by być na wysokości mojej kostki, lekko unosząc moją nogę.

— W-wiem, że nie jestem Małgorzatą, ani lekarzem, ale trochę się znam. Mogę? — Wskazał na suwak mojego buta, a ja jedynie skinęłam. Dość szybko zdjął go i również moją skarpetkę. — Boli, gdy dotykam?

Przejechał palcami po mojej kostce, na co się wzdrygnęłam.

— Uznam to za potwierdzenie. Możesz nią ruszyć?

— Ani trochę.

— Cóż, nie jestem ekspertem, ale... Jest spuchnięta i boli. Pewnie ją skręciłaś.

— Ugh, to okropne. — Byłam skołowana i trochę zła. — Dlaczego musiałeś to zrobić? Chciałeś się popisać czy coś?

— Słucham?

— Ja—Jesteś tutaj i bawisz się w doktora, jesteś taki wyrozumiały i mądry, nawet nie dałeś mi szansy, bym... — Chciałam powiedzieć „wstała", ale to zrobił. — Nawet nie... — Ponownie, chciałam powiedzieć „zapytałeś", co właściwie zrobił. — Po prostu nie!

Nawet ja sama nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć.

Gilbert wyglądał na niesamowicie zmieszanego, ale nie dziwiłam mu się.

— Nie... Co?

Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale w końcu się poddałam.

— Nic... To nic. Dziękuję, że mi pomogłeś i tu ze mną zostałeś.

— Nie ma za co. — Uśmiechnął się.

KONSTELACJE ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz