cefeusz

922 90 9
                                    


                 Pobiegłam do Little Vic. Musiałam odpowiednio przeprosić — po pierwsze przez to, że zachowałam się jak straszna suka względem Gilberta, a po drugie przez to, że Ruby i Diana byłyby złe, gdybym tego nie zrobiła — więc zamówiłam mrożoną Matcha Latte, ciastko z białą czekoladą i zwykłe ciastko, po czym usiadłam przy stoliku. Zamierzałam na pisać list, to wydawało się lepszym pomysłem, niż nagłe przeprosiny.

Witaj Blythe,
Bardzo przepraszam za to, co zrobiłam wcześniej, ja

— Nie, to nie brzmi dobrze.

Panie Blythe,
To, co wcześniej Ci zrobiłam, było naprawdę podłe. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, że byłam tak niemiła. Ty

— Nie, Aniu. Nie! Nie wszystko kręci się wokół ciebie.

Drogi Gilbercie,
Bardzo przepraszam za to, jak wcześniej Cię potraktowałam. Odkąd tylko wróciłeś, byłeś dla mnie niezwykle uprzejmy. Pomogłeś mi z projektem z angielskiego, poszedłeś ze mną na fotografię i byłeś dla mnie bardzo miły przez cały dzień. Naprawdę chciałabym, byśmy się zaprzyjaźnili albo przynajmniej zostali dobrymi znajomymi z klasy. 
Do zobaczenia jutro,
Ania Shirley-Cuthbert

— Tak, to się nada — powiedziałam z uśmiechem, po czym złożyłam list i spytałam baristkę, czy mogłaby zapakować mi ciastko na wynos, na co uprzejmie się zgodziła.

Zaczęłam iść w stronę domu Gilberta. Byłam strasznie zdenerwowana, a moje serce biło bardzo szybko, choć nie miałam pojęcia, dlaczego tak było. W lesie zaczęłam zbierać kwiaty i wplatać je w moje włosy oraz rozmawiać z nimi jak w dzieciństwie. Pytałam, czy miały kiedyś problemy z elokwentnymi chłopakami, a także czy kiedykolwiek kogoś zasmuciły. Oczywiście, kwiaty nie odpowiedziały, ale miło było to z siebie wyrzucić.

Kiedy dotarłam do domu Gilberta, zaczęłam stukać do drzwi i wołać jego imię.

— Gilbert! — krzyknęłam, uderzając dłonią w drewniane drzwi. — Gilbercie, tu Ania! Gilbert! Tu Ania, proszę, otwórz drzwi!

I ktoś faktycznie je otworzył, jednak nie był to Gilbert. Otworzył je wysoki mężczyzna o ciemnej skórze oraz z brodą. Nie znałam go, więc to bardzo mnie zaskoczyło.

— A więc to ty jesteś Ania?

Kiwnęłam głową ze zmarszczonymi brwiami.

— Miło mi cię poznać, jestem Bash.

— Po pierwsze, Bash, masz cudowny akcent! Jest taki unikalny! — Moje oczy rozbłysły. — Skąd jesteś? Albo przynajmniej, gdzie nauczyłeś się tego akcentu?

— Ha! Podoba mi się to, jak mówisz, Aniu. Wydajesz się tak samo mądra, jak opowiadał mi Gilbert. Jestem z Trynidadu, panienko Aniu.

— Czyli jesteś z wyspy jak my! Och, to takie cudowne... Chwila, powiedziałeś, że Gilbert ci o mnie opowiadał?

Bash zaśmiał się i pokazał gestem dłoni, bym weszła do środka, po czym zawołał Gilberta do salonu.

— Blythe! Ktoś do ciebie przyszedł, to bardzo ważne! Znieś tu swój tyłek, byśmy mogli pogadać.

Zaśmiałam się na sposób Basha na radzenie sobie z Gilbertem. Był podobny do tego, jak ja go traktowałam, ale trochę milszy.

— Co jest, Bash? — Usłyszałam, jak woła z innego pokoju. — Nie możesz się tym zająć?

— Właśnie powiedziałem, że to ktoś do ciebie, czyż nie, białasie?

— Nic nie szkodzi, Bash — wyszeptałam. — Chyba pójdę do domu. Mógłbyś być na tyle miły i mu to przekazać?

— Blythe czasami potrafi być głupi jak but. Tak, oczywiście, że mogę. Dziękuję, że wpadłaś. Proszę, przychodź tu częściej.

Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że jeśli list będzie wystarczający, to faktycznie będę pojawiała się tam częściej. Podałam mężczyźnie również ciastko, po czym wyszłam na werandę.

Szłam już od około dwóch minut, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś woła moje imię. Głos dobiegał gdzieś zza mnie, więc stanęłam w miejscu. Krzyki zaczęły robić się coraz wyraźniejsze, a ja w końcu rozpoznałam właściciela tego głosu.

— Aniu... — Gilbert pojawił się przede mną i ciężko odetchnął. — Cześć, Aniu.

— Cześć, Gilbercie.

KONSTELACJE ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz