Kiedy lekcje się skończyły, od razu pobiegłam do drzwi frontowych. Może choć pierwszego dnia szkoły zignoruję nieludzką ilość zadań domowych z matematyki i spotkam się z przyjaciółkami.
— Hej, Aniu — powitały mnie w tym samym czasie Józia, Ruby i Diana, gdy tylko dotarłam na klatkę schodową.
— Dużo macie zadane?
— Ja nic! — zawołała Ruby.
— Jestem wolna! — Uśmiechnęła się Diana.
— Wybaczcie, nie dam rady — wtrąciła Józia.
— Co? Czemu?
— Przepraszam, Aniu. Znalazłam pracę.
— Och, gdzie pracujesz?!
— U fryzjerki, będę głównie czesać starsze panie. — Józia wywróciła oczami, ani trochę nie wyglądając na podekscytowaną. — Ale przynajmniej trochę zarobię, co nie?
— Dokładnie. Zastanawiałam się, czy chcecie się dzisiaj spotkać?
— Jasne! — powiedziała Ruby.
— Ja też! — Diana aż podskoczyła.
— O matko, znowu zaczynacie. Mały klub książki. — Blondynka wywróciła oczami i uśmiechnęła się zamyślona.
— Do zobaczenia, Józiu — pożegnałam się, po czym złapałam Ruby i Dianę za ręce.
— Narka, frajerki.
Och, Józia. Była niemiła, ale za to ją kochałyśmy. Jej niewyparzony język naprawdę zasmucał mnie w ósmej i dziewiątej klasie, ale rok później zamienił się on w naprawdę czarny humor, co idealnie balansowało grupę, biorąc pod uwagę mój ekstrawagancki optymizm.
— Myślałam, że możemy pójść na plażę i może zrobić sobie piknik—
— Gdzie idziecie?
— Hej, Gilbert! — pisnęła Ruby.
— Och, hej Blythe. Chciałyśmy się spotkać, jeśli chcesz, to możesz iść z nami! To łatwe, musisz po prostu przyjść na ulicę, uch, to-nie-twoja-sprawa, potem skręcić w lewo w alejkę zostaw-mnie-w-spokoju i potem busem pojechać do odwal-się.
Gilbert popatrzył na mnie zmieszany, bez cienia uśmiechu na twarzy i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę. Być może trochę przesadziłam.
— Okej, Aniu. Pierwszy dzień i już się tak zachowujesz. Zostawię was i „się odwalę". Przepraszam, że przeszkodziłam. Diano, Ruby, do zobaczenia jutro.
— Do zobaczenia, Gilbert... — Tym razem Ruby westchnęła zawiedziona.
— Aniu, dlaczego to zrobiłaś? — spytała Diana, również nie wyglądając na zbyt zadowoloną.
— Ja... Po prostu... To znaczy... Och, cokolwiek! Przejdzie mu!
— Aniu, byłaś naprawdę niemiła. I to niesprawiedliwie.
— Aniu, on mi się podoba! Jak on ma odwzajemnić to uczucie, jeśli moja przyjaciółka nie pozwala mu przebywać w naszym towarzystwie bez uderzania go tabliczką w twarz albo obrzucania go obelgami?!
— Co? Podoba ci się Gilbert? Czujesz coś do Gilberta Blythe'a?
— Od ósmej klasy, ty idiotko!
— Przepraszam, myślałam, że ci przeszło!
— Cóż, nie przeszło, ale teraz możliwość, że on też mnie polubi przepadła!
— Ruby, proszę, wybacz mi...
— Zaczekaj, Aniu. To nie Ruby musi ci wybaczyć. — Diana, jak zwykle, dała mi sensowną poradę.
Zarumieniłam się zawstydzona.
— Masz rację. Naprawdę przesadziłam. Nie wiem, po prostu spanikowałam, gdy do nas podszedł. Nie do końca wiedziałam, co zrobić, bo przez cały dzień mnie przerażał!
— Nie, Aniu. Jesteś przerażona tym, że tutaj jest i znowu musisz mieć go w swoim życiu.
— To nie przez to!
— Cokolwiek pozwoli ci spać w nocy, panno Wszechwiedząca, ale musisz go przeprosić. Możemy spotkać się jutro czy coś.
— Ale dlaczego?! Dlaczego musimy przełożyć ponowne spotkanie klubu książki przez Gilberta?
Tym razem to Ruby krzyknęła i zaczęła prawić mi kazanie.
— Nie przekładamy go przez Gilberta, przekładamy je, bo musisz naprawić swój błąd. Przykro mi, że musimy ci matkować, ale Boże, nie mogę uwierzyć w twoje zachowanie. Aniu, kocham cię, ale proszę, posłuchaj nas.
— Ruby ma rację i doskonale o tym wiesz, Aniu. Widzimy się jutro. Kocham cię.
Tuż po tych słowach odeszły. Czułam się źle. Czułam się, jakbym właśnie przyjechała do Avonlea, a wszyscy w klasie patrzyli na mnie, jak na jakiegoś potwora.
Cóż, może wszyscy oprócz Gilberta.
CZYTASZ
KONSTELACJE ━ SHIRBERT
Fanfic❝ ma kasjopeję rozsypaną na swojej skórze ❞ © mothermercury_ | 2020