wielka niedźwiedzica

1K 84 9
                                    


                Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, natychmiast pobiegłam do Diany. Zignorowałam krzyk Gilberta, który prosił, bym poczekała i ruszyłam prosto na świetlicę.

— Aniu! Jak było na fotografii z Gilbertem? — przeciągnęła sylaby, na co wywróciłam oczami.

— Fotografia była fajna, nie rozmawiałam z Gilbertem nawet przez sekundę, byłam zbyt zajęta. Nie, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Już i tak przyzwyczaiłam się do nierozmawiania z nim.

— Według mnie jesteś po prostu rozgoryczona, że wyjechał!

— Wcale nie! Nadal przyzwyczajam się do tego, że wrócił. Trochę się zmienił i muszę do tego przywyknąć.

— Na lepsze czy na gorsze?

— Słucham?

— Powiedziałaś, że się zmienił. Na lepsze czy na gorsze?

— Nie wiem i to nie ma znaczenia. A teraz, gdzie idziemy jeść?

— Zignoruję to, że naprawdę chcesz zmienić temat i zaproponuję, byśmy poszły na kawę.

— Bardzo chętnie!

Wyszłyśmy ze szkoły i ruszyłyśmy w kierunku pobliskiej kawiarni, która nazywała się Little Vic i została zainspirowana zachodnią częścią Kanady. Sprzedawali w jej hipsterskie napoje o zawyżonych cenach oraz przepyszne gofry. Zamówiłam mrożoną masalę czaj, zaś Diana bardzo, bardzo drogą kawę latte o smaku słonego karmelu. Złożyłyśmy się na maślane gofry i usiadłyśmy przy oknie. Cały budynek był niemal magiczny, zupełnie jak jakiś inny wszechświat. Uwielbiałam go.

— A więc... Z kim jesteś w parze na angielskim?

— Och, z jakimś Finnem. Jest uroczy, ale strasznie cichy.

— Och! Rozumiem... Więc, by uhonorować Minnie May...

— Prozę, nie.

— Och, zdecydowanie tak.

— Aniu!

— Diana i Finn, zakochana para, siedzą na kominie—

— I nie całujemy żadnej świni.

Zaśmiałam się głośno, może nawet za głośno, jak na miejsce publiczne, ale i tak dobrze się bawiłam. Mój napój był niesamowity! Oczywiście, to była wizja idealnego naparu wszystkich białych ludzi, jednak ja czułam na języku również nutę cynamonu oraz kremowe mleko. Gofry również były cudowne, nie mogłam się im oprzeć.

Oczywiście, nic dobrego nie trwa wiecznie i już niedługo później piłam ostatnie łyki czaj, a Diana rozsmarowywała masło na resztkach jedzenia.

— Niedługo zadzwoni dzwonek, musimy iść.

Jęknęłam w odpowiedzi i mruknęłam jakąś głupotę o rachunkowości, którą miałam mieć na tej lekcji oraz o tym, że tak samo, jak Emma Stone powinniśmy rzucić szkołę, by rozpocząć kariery. Oczywiście, Diana wyśmiała mój pomysł i rozpoczęła przemowę o tym, że to jej naprawdę nie chce się iść na w-f, w czym miała całkowitą rację, bo ten przedmiot zaraz po lunchu byłby całkowitą katorgą. Tym razem to ja się zaśmiałam.

— Tylko mówię, jak mam produktywnie ćwiczyć na w-f, kiedy przed chwilą zjadłam te niesamowite gofry? Mam po nich biegać?

Reszta dnia minęła coś dobrze. Zaraz po przerwie na lunch miałam rachunkowość, a ostatnią lekcją była biologia, która okazała się naprawdę fajna. Ocean jest tak samo interesujący, jak brzmi i jest bardziej fascynujący, niż ludzie zdają sobie sprawę!

Jednak podczas rachunkowości nudziłam się tak bardzo, że myślami zaczęłam uciekać z powrotem do lekcji fotografii, rozmyślając nad wszystkimi cudownymi zdjęciami, jakie będę mogła zrobić, wszystkimi historiami, którymi podzielę się pojedynczym zdjęciem oraz każdą narracją, jaką zamieszczę na taśmie filmowej.

I oczywiście, nad byciem lepszą od Gilberta Blythe'a.





ej, w sumie to nie wiem, czy dzieci nadal używają tej rymowanki, ale ja jej używałam i to usprawiedliwia to tłumaczenie


KONSTELACJE ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz