— Jesteś bardzo ładna, wiesz?
Na początku mój mózg nie zarejestrował jego słów, gdyż wypowiedział je z mocnym akcentem, ale gdy w końcu go zrozumiałam, poczułam się, jakby fala oceanu uderzyła w moje uszy: dźwięk był spokojny, ale słony, a niespodziewane wyznanie wywołało dreszcz przebiegający po kręgosłupie.
— Przepraszam, co?
— Powiedziałem, że jesteś bardzo ładna, Aniu. — Uśmiechnął się. Jego uśmiech był biały, uprzejmy i sprawiał, że miałam ochotę skoczyć z nim z klifu.
— J-ja... Dziękuję. Ty też jesteś najgorszy. — Zaśmiałam się niezręcznie, a on posłał mi dziwne spojrzenie, przez które uświadomiłam sobie mój błąd. — To znaczy, ty też nie jesteś najgorszy! Jezu, przepraszam!
Zaśmiał się, ale nie niekomfortowo. Jego śmiech był zachrypnięty i przez niego naszyjniki zwisające na jego piersi zaczęły się trząść.
— Dzięki — odparł. — A więc, Aniu, poza kawą i brownie, co jeszcze lubisz?
— Och, no wiesz, mnóstwo rzeczy! — Próbowałam zgrywać wyluzowaną, ale to chyba zbytnio nie działało.
— Opowiedz mi o tym mnóstwie rzeczy.
— Lubię czytać, lubię... Wyobrażać sobie różne historie, lubię słuchać muzyki, szczególnie rocka... Okej, może nie ma mnóstwo rzeczy, ale jest ich sporo. — Zaśmiałam się i głośno odetchnęłam. — Lubię też mówić, jedną z moich ulubionych rzeczy jest prowadzenie rozmowy, ale ludzie często twierdzą, że mówię za dużo i za często rozmawiam sama ze sobą. Nie wiem, to chyba prawda.
— Zgadzam się, ale to żaden problem.
— Nie mówisz zbyt wiele, co?
— Niezbyt, wolę słuchać.
— Co jeszcze?
— Och, poza tobą... — Ostro się zarumieniłam. Mówił takie rzeczy tym samym tonem, jakby właśnie życzył mi miłego dnia. — Lubię surfować, lubię żeglować i lubię robić zdjęcia. To też nie jest mnóstwo rzeczy, ale to zawsze coś.
— Ja też lubię ocean, jest bardzo inspirujący. Poza tym jego zapach wywołuje u mnie coś, czego nawet nie potrafię opisać.
— Właśnie taki jest ocean, Aniu. Dzięki niemu czujesz rzeczy, których nie jesteś w stanie opisać. Bycie blisko wody jest tak pierwotne i naturalne, że nawet nie możemy znaleźć słów. To... To dlatego lubię zdjęcia. Przedstawiają rzeczy, których słowa nie zawsze są w stanie opisać.
Popatrzyłam na niego zaciekawiona. Był artystą. Prawdziwym artystą. Czuł rzeczy, które musiały zostać poczute i zamieniał je w piękno.
— Pokażesz mi jakieś swoje zdjęcia? — zapytałam, zanim zdążyłam pomyśleć.
Uśmiechnął się i skinął głową, odblokowując swój ekran. Były tam zdjęcia fal w każdym kolorze, jaki mogłam tylko sobie wyobrazić — od białej, miękkie piany do różowej wody, w której odbijała się zorza polarna. Były zdjęcia łodzi i kajaków, ludzi pływających na nich. Surferów latających i tonących na deskach. Dzięki tym fotografiom prawie poczułam słony zapach.
— Gabs, to jest... To jest niesamowite. Jesteś bardzo utalentowany.
— Jeśli kiedyś będziesz chciała pokazać mi coś, co uważasz za warte zobaczenia, to będę chętny.
Uśmiechnęłam się. Uśmiechnął się. Wypiliśmy naszą kawę i zjedliśmy, po czym ruszyliśmy z powrotem do szkoły. Po drodze nasze dłonie kilka razy się o siebie otarły. Poczułam coś. Nie wiedziałam, co to było, ale było inne od wszystkiego, co czułam do tej pory.
☁
— Aniu! — Usłyszałam krzyk Gilberta. Uczucie dłoni Gabriela dotykającej mojej ponownie się pojawiło, tym razem dzięki głosowi Gilberta.
— Hej Blythe.
— Mogę odprowadzić cię do domu? — Wyglądał na zdenerwowanego, ale mimo wszystko się zgodziłam. — Dzięki.
— Coś się stało...?
— Och, nie. Zupełnie nic.
— Okej... — wyszeptałam.
Przez kilka sekund szliśmy w ciszy, kiedy on nagle złapał mnie za ramię i mnie zatrzymał. Kolejne uczucie oblało całe moje ciało, ale nie było takie samo, jakie czułam z Gabrielem, tylko bardziej intensywne.
— Mógłbym zapytać... Co to za gość?
— Gość?
— Tak, gość. Ten, który siedzi obok ciebie na fotografii? Jadłaś dzisiaj z nim lunch? Portugalczyk czy coś takiego?
— Po pierwsze, Blythe, Brazylijczyk. Po drugie, ma na imię Gabriel. — Spróbowałam skopiować jego sposób wymawiania tego. — I chyba mnie lubi.
— Och, a więc cię lubi. — Ton Gilberta już nie był taki przyjazny. — A ty lubisz jego?
— Nie wiem, może.
— Może?! — zapytał, ale nie w typowy dla niego uprzejmy sposób, tylko w egoistyczny, hierarchiczny sposób, który ani trochę do niego nie pasował.
— Tak, może! — Odwróciłam się do niego. Tym razem ja również nie byłam przyjazna. — I co z tego? Masz jakiś problem?
Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego pokręcił głową i przygryzł wargę.
— Nie mam żadnego problemu. Możesz być z kim tylko chcesz. Do zobaczenia jutro.
— Dobrej zabawy na twojej dzisiejszej randce z Ruby, jeśli zapomniałeś o dziewczynie, z którą się umawiasz!
Odszedł, coraz bardziej oddalając się od Zielonego Wzgórza. Co za absurd! Nie miał prawa być na mnie zły, spotykał się z Ruby już od kilku tygodni, byli razem! Gilbert Blythe nie powstrzyma mnie od znalezienia miłości.
CZYTASZ
KONSTELACJE ━ SHIRBERT
Fiksi Penggemar❝ ma kasjopeję rozsypaną na swojej skórze ❞ © mothermercury_ | 2020