Wczesnym świtem promienie słońca zaczęły rozlewać się w pokoju, rozjaśniając każdą twarz i uporczywie wbijając się pod powieki. Niektórzy jęczeli na to z niezadowoleniem i odwracali się w drugą stronę, inni specjalnie wystawiali głowy do światła, które przyjemnie grzało. Choć komnatę przepełniało głębokie chrapanie mężczyzn i ich senne bełkotanie pod nosem, dał się słyszeć wśród nich spokojny dziewczęcy oddech, tak bardzo wyróżniający się wśród reszty.
Cyntiel uchyliła ciężkie powieki, ziewnęła przeciągle i zdała sobie sprawę, w jak śmiesznej pozycji się znajduje. Zasnęła na tej samej leżance, na której siedziała wczoraj. Kíli leżał naprzeciw niej, a w ustach miał koniuszek fajki, z której wciąż delikatnie się dymiło. Byli tak rozwaleni, że nawzajem położyli na sobie nogi i jakimś cudem podzielili się jednym kocem. Za to Fíli spał na podłodze przed leżanką i tak się nieszczęśliwie złożyło, że ręka elficy zwisająca w dół utknęła między jego policzkiem i ramieniem. Nie ważyła się nią ruszyć, bo nie chciała go obudzić, ale jego broda łaskotała ją za każdym razem, gdy poruszył głową. Ciężko jej było powstrzymać śmiech, zwłaszcza, że w dodatku słyszała jak co chwilę jeden z krasnoludów mruczy przez sen coś w stylu "...nie będę pływać w sosie..." albo "...oczy są za miękkie...". Było jej naprawdę miło. Choć miała przeczucie, że wciąż niektórzy mieli obiekcję co do przyjęcia jej, przynajmniej kilku zdołało ją szybko polubić. Chyba jednak nie będzie tak źle, jak się spodziewała. Nagle Kíli podniósł głowę i zaczął okropnie kaszleć.
− Na Boga, moja głowa... − wykrztusił i potarł czoło ręką.
− Przez całą noc oddychałeś przez fajkę, ciesz się, że w ogóle żyjesz − ziewnęła drugi raz elfica. Nie zdołał jej odpowiedzieć, bo znów napadł go atak kaszlu.
− ...cooo sieee... drzeeesz...? − mruknął śpiącym głosem Fíli i obrócił się w ich stronę, uwalniając wreszcie dłoń białowłosej.
− Twój brat nawdychał się sporo za dużo fajki i teraz boli go łeb − wyjaśniła, prostując się i przeciągając. Wstała ostrożnie, by na nikogo nie nadepnąć i wyjrzała na zewnątrz przez balkon. Zapowiadał się pogodny dzień i szkoda byłoby zostawić tego idiotę w środku z pękającą głową.
− Wiecie co? Mam świetny pomysł. Pójdę zrobić herbatę.
− Po co?
− Pomoże ci z bólem głowy, głupku. A reszta będzie miała przyjemniejszy początek dnia − poprawiła na Kílim koc i wyszła z komnaty, możliwie jak najciszej zamykając drzwi. W pałacu było cichutko jak makiem zasiał, ptaki dopiero się budziły. Cyntiel skierowała swoje kroki do kuchni, gdzie zastała Ailerin - jedną z elfic, którym wczoraj pomagała sprzątać po uczcie. Miło sobie pogawędziły podczas parzenia herbaty, a gdy wróciła do pokoju, parę osób już nie spało.
− Witam, panowie − odezwała się, zamykając drzwi nogą, bo ręce miała zajęte. − Przyniosłam wam herbatę i trochę świeżych bułek, jeśli ktoś chce.
Postawiła tacę na stoliku i zaczęła rozlewać herbatę z imbryka do filiżanek. Pierwszą podała Kílemu, który leżał jak zabity - blady i zwiotczały. Gdy włożyła mu w dłonie ciepłą filiżankę pachnącej ziołami herbaty, rozbudził się i zaczął powoli pić.
− Gdzie poszedł Thorin? − spytała.
− Cały czas gada z Gandalfem i tym elfim królem o jakichś ważnych królewskich sprawach. Mało nas to obchodzi − przeciągnął się Bofur. − Powiedzieli, że zostaniemy tu na dzień lub dwa...
− Serio? − ucieszyła się Cyntiel. − Ale super! Nawet nie wiecie, ile świetnych rzeczy można tu robić, szkoda dnia na spanie. Wszyscy wstawać! − zaklaskała w ręce i przeszła po pokoju, by obudzić resztę. Gdy wszystkie ziewające krasnoludy już zjadły po bułeczce i wypiły herbatę, a pokój zaczynał wypełniać się głośnym ćwierkaniem ptaków i porannymi rozmowami, drzwi uchyliły się i stanął w nich Lindir.
CZYTASZ
Młodsza siostra || Historia Dębowej Kompanii
FanfictionThorin Dębowa Tarcza i jego przyjaciele ruszają w niebezpieczną podróż, by wyzwolić ojczyznę spod pazurów Smauga. Towarzyszą im czarodziej Gandalf i włamywacz Bilbo, lecz ma do nich dołączyć jeszcze jedna osoba zapowiedziana przez Gandalfa. Wódz nie...