Iladriel

448 20 17
                                    

Łapcie drugi rozdział, mam dziś dobry humor ^.^

· · ·

Po opuszczeniu Rivedell wszyscy byli zaskakująco cicho. Nikt się nie śmiał, nie rozmawiał... brakowało też Gandalfa, który zawsze wesoło nucił i pykał fajkę. Widoki zdawały się nagle bardzo interesujące i odciągały uwagę od dziwnej ciszy, która ogarnęła umysły członków kompanii. Droga prowadziła ich przez zielone wyżyny i malownicze górskie pasma, pomiędzy strumieniami i wodospadami. Choć były to piękne tereny, musieli się mieć na baczności. Również pomiędzy wielkimi skałami czaiły się podstępne bestie, których lepiej było unikać. Dlatego postanowili ruszyć w stronę jednej z górskich osad. Parę mil od niej była niska płaszczyzna, a w niej stała stara opuszczona farma. Planowali zatrzymać się w niej na kolejną noc, bo była miejscem ciężkim do znalezienia dla kogoś, kto nie zna tych terenów.

Cyntiel szła pomiędzy Fílim i Kílim, tak jak zwykle. Lubiła, kiedy byli obok niej. Nie umiała tego wyjaśnić, ale czuła się w ten sposób dziwnie bezpieczna. Zdawali się być najbardziej podobni do niej, jeżeli ktokolwiek taki tu był. Najszybciej się do niej przekonali, co sprawiło, że to z nimi najłatwiej jej było obcować. Resztę kompanii też bardzo lubiła, ale momentami wciąż czuła na sobie podejrzliwe zerknięcia. Już się dowiedzieli, że coś ukrywa. I miała gdzieś w środku nieprzyjemne, stresujące przeczucie, że nie minie długo, zanim dowiedzą się, co. Przełknęła ślinę i założyła ręce na piersi, pogrążając się w myślach.
Tymczasem Fíli i Kíli czuli się dużo lepiej niż ona i rozglądali się dookoła. Też lubili mieć Cynti przy sobie. Jej obecność ich cieszyła, choć sami tego nie rozumieli. W dodatku lubili jej dokuczać, była zabawna, nie to co inne elfy. Jeśli by na to spojrzeć z innej strony... ani trochę nie przypominała elfa. Z wyglądu owszem, ale jej usposobienie, a nawet ubiór mówiły samo za siebie, dlatego była interesująca. Inna od innych.

Szli polnymi szlakami, tkwiąc w ciszy, która ironicznie dudniła w uszach. Każdy miał tego dość. Powietrze przepełniało się niezadowolonymi pomrukami i westchnięciami, nikt nie wiedział jak zagaić rozmowę. Normalnie prawdopodobnie to Cyntiel zaczęłaby gadać, ale nie teraz. Była widocznie spięta i zmartwiona, działo się to coraz częściej odkąd opuścili Rivendell.

- Ej, szpicouchu! - Fíli trącił ją łokciem. - Co ci jest?

- Nic mi nie jest - mruknęła. - Co niby ma być?

- Od dwóch dni się nie odzywasz, czy to nie dziwne? - odpowiedział pytaniem na pytanie Kíli.

- Nie.

Bracia rzucili sobie znaczące spojrzenia pełne politowania. Pochylili się ku sobie za jej plecami i zaczęli spiskować szeptem:

- Wszyscy są cicho, to przerażające.

- Musimy rozweselić atmosferę.

- Możemy zaśpiewać.

- Może o bitwie i orkach?

- Dobra!

Wyprostowali się i szli dalej jakby nigdy nic. Chwilę później zerknęli na siebie porozumiewawczo i zaraz wszyscy usłyszeli ich energiczne głosy. Inni, słysząc słowa znanej biesiadnej przyśpiewki, dołączyli do śpiewu od razu.

Mięczy brzęk, młotów huk,
bitwa wrze jak oooooogień!
Armie trzy jak wir wśród gór,
rogów trzech rozbrzmiewa chór,
trawy tego dnia wypiją
tysiąc kufli gorącej krwi.

My się nie damy, orkom nie poddamy,
wyrżniemy plugastwo aż do cna.
Truchła zbierzemy, na bronie spluniemy, rzucimy je...
Na stooos, na stooos!

Młodsza siostra || Historia Dębowej KompaniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz