Skandal, myśleli mieszkańcy Hobbitonu, patrząc jak orszak krasnoludów na kucach przejeżdża przez sam środek wioski. Pojawienie się tej gromady było prawdziwą sensacją dla hobbitów. Stary Huckferry twierdził, że od ponad 60 lat żadna krasnoludzka noga nie postanęła w tych stronach. Bo i po co? Hobbici bardzo chętnie przyznawali, że nie ma tu nic interesującego dla poszukiwaczy skarbów lub przygód. Nic a nic.
Jednak większym ogólnym zdziwieniem niż eskapada krasnoludów ucieszył się poczciwy Bilbo Baggins, który jeszcze wczoraj był zamożnym i statecznym obywatelem Zachodniej Ćwiartki Shire, a teraz - pędził ile pary w nogach w ręce trzymając świstek papieru, by po chwili zniknąć za granicą lasu. Choć tego typu zjawiska były istotnie dziwaczne, nikt nie zdawał się poświęcać tym wydarzeniom zbyt wiele myśli. Nikt oprócz Lobelii Sackville-Baggins, przynajmniej...
· · ·
Pogoda sprzyjała kompanii Thorina Dębowej Tarczy w drugim dniu ich wyprawy, tak samo jak gościniec. Nie napotykali przeszkód, dzikiej zwierzyny, bandytów. Nie spodziewali się też żadnych nieoczekiwanych kłopotów, wszystko szło jak z płatka. Przynajmniej na razie.
− Wciąż nie wierzę, że niziołek zgodził się na posadę włamywacza − mruknął Thorin, łypiąc przez ramię na trzynastego członka kompanii, który rozpaczliwie ocierał nos chusteczką.
− Hobbici to zaskakujące istoty. Zwłaszcza Tukowie, którzy bezczelnością dorównują twojemu kuzynowi, i Bagginsowie − Gandalf pyknął beztrosko fajkę. − Najbardziej zadziwiają ci, którzy sami są przekonani o swojej przeciętności.
− Właściwie... czy ten smok jest wielki? − spytał z tyłu Bilbo, który jeszcze nigdy nie widział nic większego od byka. Nie wiedział zatem, czego miał się spodziewać.
− Tak, jest jak góra! − zawołał Kíli z końca karawany. − I zieje ogniem jak kuźniczy piec.
− Ma pazury jak miecze − dodał Fíli, a pół kompanii parsknęło śmiechem na widok nietęgiej miny hobbita.
− Więc... jak zamierzacie sobie z nim poradzić? Przecież jest nas tylko czternastu na olbrzymiego gada.
− Właściwie to nie czternastu... ma do nas dołączyć jeszcze jedna osoba, o której mówiłem wcześniej - odezwał się Gandalf.
− Przecież jedna osoba nie zrobi wielkiej różnicy - zdziwił się Bilbo. − To tylko jeden dodatkowy miecz...
− Mylisz się - odezwał się Dwalin. − Bywało, że jeden śmiałek wart był więcej od całej armii. Choć Gandalf nie raczył nam powiedzieć, kim konkretnie ma być nowy członek.
− Lepiej, byście na razie nie wiedzieli − wymamrotał czarodziej, ale nikt go nie dosłyszał, bo w tym momencie wyjechali z gęstwiny na wielką równinę oświetloną słońcem.
− Powinniśmy unikać otwartych terenów, stanowimy na nich łatwy cel dla złodziei lub innych oprychów - powiedział Balin, z czym wszyscy się zgodzili. − Ale nie możemy też zboczyć z gościńca. Musimy szybko przejechać i skryć się w gęstwinie.
Zanim jednak zdążyli w ogóle ruszyć, Bofur krzyknął "Ktoś tam jest!" i wskazał palcem postać jadącą na koniu w ich kierunku. Wszyscy odruchowo wyciągnęli miecze, a Kíli zaciągnął łuk i skupił wzrok na okolicy. Mogła to być przynęta, by odwrócić uwagę kompanii, podczas gdy z kniei wyskoczy na nich horda orków lub innych bandziorów. Nie z takimi podstępami mierzyli się już wojownicy.
Za to Gandalf nawet nie schował fajki i siedział spokojnie, wiedząc, kto to jest. Balin jako pierwszy niechętnie złożył broń, gdy tuż przed nimi z szarego konia o ciemnej grzywie zwinnie zeskoczyła dziewczyna w czerwonej pelerynie, po czym zrzuciła kaptur. Długie białe włosy miała splecione w mnóstwo cienkich warkoczyków, na plecach łuk, a u pasa dwie pochwy z mieczami. Choć nie była ubrana jak elfica, bardziej jak wędrowna wojowniczka, wszystkim w oczy rzuciły się jej szpiczaste uszy, przez co Thorin spiął się jeszcze bardziej, gdy ruszyła powoli w jego stronę. Następnie zrobiła coś, czego nie spodziewał się nikt. Zatrzymała się i uklękła przed jego koniem, chyląc głowę i kładąc dłoń na sercu w charakterystyczny dla elfów sposób.
− Oto jest ostatni członek kompanii − przemówił wreszcie czarodziej, przerywając nerwową ciszę.
− Elfica? − warknął przywódca. − To dlatego nie chciałeś powiedzieć, na kogo czekamy? I oczekujesz, że obdarzę ją zaufaniem? Nie chcę jej tu. Mylisz się, jeśli myślisz, że pozwolę elfowi wejść do kompanii!
− Wybacz, panie − odezwała się nagle nieznajoma, podnosząc na niego złote oczy. - Wiem, że nie darzysz mojej rasy sympatią, ale to nie ja odmówiłam ci pomocy w potrzebie. Nie pochodzę z Mrocznej Puszczy, lecz z Lothlórien, a moja pani nie odmawia pomocy tym, którzy błądzą w nieszczęściu. Przysięgam, że nigdy bym was nie zdradziła, gdybyście dali mi zaszczyt wojowania u waszego boku.
− Czyżby? − Thorin spojrzał na nią nieufnie z góry. Nie dał po sobie poznać, że go trochę zaskoczyła. Żaden elf jeszcze nigdy przed nim nie ukląkł. Zwykle wśród nich spotykał się ze zdaniem, że krasnoludy są chciwe, niewychowane i samolubne, że dbają tylko o złoto i klejnoty. Traktowały jego lud z wyższością. Za to ona mu się pokłoniła. Zerknął na Gandalfa i po uchwyceniu jego zachęcającego spojrzenia, wreszcie spytał: − Jak cię zwą?
− Cyntiel, panie - w złotych oczach zatańczyły iskierki nadziei, a kąciki ust elficy lekko się uniosły. - Jestem najmłodszym żołnierzem z Lórien. Mithrandir wezwał mnie, bym ruszyła z wami w bój i na śmierć.
− To się okaże − spojrzał na twarze swoich kompanów. Nikt jednak się nie odezwał i nie wyraził sprzeciwu, więc odwrócił się z powrotem do białowłosej. − Możesz zostać, na razie. Będziemy mieć na ciebie oko. Zabiję cię bez skrupułów, jeśli uznam, że stanowisz zagrożenie dla nas lub naszej misji. Nie spodziewaj się litości.
Gdy padły te złowrogie słowa, oczy wszystkich skierowały się z szokiem na wodza, a później na nią. Jeszcze raz uchyliła przed nim głowę.
− Tak, panie.
· · ·
CZYTASZ
Młodsza siostra || Historia Dębowej Kompanii
FanficThorin Dębowa Tarcza i jego przyjaciele ruszają w niebezpieczną podróż, by wyzwolić ojczyznę spod pazurów Smauga. Towarzyszą im czarodziej Gandalf i włamywacz Bilbo, lecz ma do nich dołączyć jeszcze jedna osoba zapowiedziana przez Gandalfa. Wódz nie...